czwartek, 15 października 2020

[Recenzja] Dan Simmons "Terror"

"Terror" to jedna z tych książek, które chciałam przeczytać od zawsze. No dobrze, nie od zawsze, ale odkąd po raz pierwszy zobaczyłam jego reklamę na końcu jakiejś innej powieści. Nie pytajcie mnie dlaczego, bo przecież  nie przeczytałam opisu (nigdy nie czytam), a okładka nie była najładniejsza. No ale jakoś cyk - chciałam przeczytać "Terror". I nic z tego nie wynikło, póki przy okazji kupowania ilustrowanych wydań Lovecrafta nie natknęłam się na nowe wydanie. Z posłowiem. Z całkiem fajną okładką (i to jest okładka filmowa, a nie daje raka!). No więc od słowa do darmowej przesyłki, kupiłam też "Terror", po ponad 10 latach ogólnej chęci zapoznania się z tą powieścią. 
Simmons wziął na warsztat jedno z ciekawszych i bardziej tajemniczych wydarzeń związanych z poszukiwaniami Przejścia Północno-Zachodniego, mianowicie wyprawę Franklina. Sir John Franklin, na okrętach HMS Erebus i HMS Terror wyruszył z Anglii w roku 1845, by zaginąć bez wieści w lodach Arktyki. Mimo licznych wypraw ratunkowych wrak Erebusa odnaleziono dopiero w roku 2014. a Terroru - dwa lata później. Co więc wydarzyło się wśród mrocznych arktycznych zim w połowie lat 50 XIX wieku? Odpowiedź Simmonsa jest porywająca. 
Zaczynamy w październiku 1847 roku. Oba okręty już od dawna uwięzione są w lodzie i nie zanosi się na to, by kiedykolwiek miały się zeń wydostać. Śledzimy więc oczyma kilku bohaterów (narracja spersonalizowana skacząca między postaciami w poszczególnych rozdziałach) losy obu załóg w ich coraz gorszej sytuacji, bo samo unieruchomienie pośród lodowej pustki to tylko jeden z problemów, z jakimi przyjdzie im się zmierzyć. 
Wizja uwiezienia w lodzie i powolnej śmierci z głodu, szkorbutu i szaleństwa wydaje mi się dalece bardziej przerażająca niż tajemniczy potwór z lodu, jednak elementy nadprzyrodzone zostały do Terroru wprowadzone mistrzowsko. Odrobinkę zgrzytają momenty, w których monstrum pojawia się w całej okazałości (wszak najgroźniejsze jest to, czego nie widać) jednak w pełni wynagradzają to tak dynamiczna akcja (ach, panie Blanky!) jak i sposób w jaki elementy fantastyczne pozwalają na przełamanie ograniczeń narracji spersonalizowanej. 
Tak naprawdę "Terror" to opowieść o tym, jak różni ludzie reagują w obliczu sytuacji ostatecznej. Mamy tu cały przekrój osobowości, od idealistów przez intelektualistów, ludzi głęboko religijnych, osoby do głębi prymitywne, po skomplikowanego alkoholika Croziera. To opowieść o chęci przetrwania za każdą cenę ale też o wyrzeczeniu się jej, bo się tej ceny nie chce płacić. O tym, co to właściwie znaczy być żywym i chcieć żywym pozostać. Jest piękna jak Arktyka i równie bezlitosna. Tak strasznie frustrująca, kiedy przez głupotę jednego człowieka konsekwencje spadają na wszystkich innych. 
Z minusów, doczepić się mogę tylko do dialogów, które miejscami są tak straszne, że można by je przytaczać jako negatywne przykłady dla początkujących pisarzy a i tak nikt by nie uwierzył, że ktoś to naprawdę napisał, zredagował i opublikował. Bohaterowie nie tylko rozmawiają o rzeczach, które doskonale wiedzą, ale jeszcze dorzucają daty i pełne imiona i nazwiska. Straszne i zbędne. 
Pod względem merytorycznym nie podejmuje się oceniać pracy Simmonsa, nic mi nie zgrzytało, ale też na niczym się nie znam. Podobnie jeśli chodzi o rolę tłumacza i redakcji. Wierzę im na słowo :) 
Jednym rozczarowaniem okazało się posłowie prof. Rachlewicza, które było, prawdę mówiąc, powodem dla którego kupiłam to właśnie wydanie Terroru. Nie żałuję, ale też nie bardzo rozumiem, jaką ma pełnić funkcję. Mówiąc krótko, dostajemy opis poszukiwań przejścia Północno-Zachodniego na przestrzeni wieków i zapewnienie, że Simmons prawdę gada. No dobrze, ale czemu nie dowiadujemy się nic i poszukiwaniach wyprawy Franklina, znaleziskach itd.? Te kilka zdań pod koniec posłowia nic nie wyjaśnia. Naprawdę się zawiodłam i nie mam pojęcia co autor miał na myśli. Jeśli nie bardzo jest o czym polemizować z Simmonsem (i świetnie!) to może wypadałoby jakoś uzupełnić jego narrację w przyszłość? Napisać coś o tym, czego Simmons, pisząc książkę w roku 2007, nie mógł wiedzieć, a wiemy teraz? Opisać poszukiwania, które w powieści wprawdzie się pojawiają (i to jak doskonale wprowadzone!), ale o których czytelnik nie wie zbyt wiele? Naprawdę nie pojmuję, jaką funkcję ma pełnić to posłowie. 

"Terror" to kawał dobrej literatury, którą polecam każdemu (choć wiem, że nie każdemu się spodoba ;) ). Rewelacja i niech samo za siebie mówi to, że odkąd skończyłam czytać tę powieść minęło wiele miesięcy i wciąż o niej myślę. 


Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia