poniedziałek, 28 lutego 2022

[Rachunek za] Luty 2022

Książki


Luty zwykle jest dla mnie miesiącem dość czytelniczo intensywnym, ale chyba szał ze stycznia trochę podkopał moje siły. Z drugiej strony nie mogę narzekać, jeśli chodzi o jakość tego, co czytałam, ponieważ, hoho, kochani, czego tu nie było! Powrót do starych przyjaciół, wielkie odkrycie i całkiem przyjemna lektura, która doprowadziła mnie do szału zakończeniem. W starciu z rzeczywistością poległ jednak mój czytelniczy dziennik - ale mam plan nadrabiać, tylko, cholera, nie jest łatwo w dobie remontu, ale może się uda coś podziałać razem z siostrą, kiedy to dla odmiany, to ja nie mam łazienki.

Divergence 8/10
Długaśne filery przeplatane rzeczami o dużym znaczeniu. Tu było naprawdę dużo lania wody. Pisanie tej serii trylogiami naprawdę miało sens, kiedy tempo akcji było szybsze, teraz popadliśmy w drobiazgowość, która naprawdę nie jest nikomu potrzebna. Realnie ostatnie trzy trylogie mogłyby same w sobie być trylogią. Ech.

Resurgence 8/10
Jak to zwykle w ostatnim tomie trylogii, zaczyna się dziać. Są zwroty akcji, jest akcja (lol), jest Machigi, dowiadujemy się więcej o Nomarim. Bardzo podobało mi się, że pewne postacie się nie dogadały i chcąc pomóc jedna strona bardzo namieszała wszystkim innym.
Czy kupię kolejną trylogię? Oczywiście, że tak. Ale jednocześnie mam nadzieję, ze nigdy nie powstanie, bo wszyscy poza wydawcą są już bardzo tym wszystkim znudzeni. C.J. Cherryh ma lepsze rzeczy do powiedzenia. Tak, chcę więcej Przybysza, ale nie takiego, jeśli można tego uniknąć.

Sprzedaliśmy Dusze 9/10 
Mam wrażenie że tak wysoka ocena wymaga pewnych wyjaśnień. A potem sobie przypominam, że dziewczyna z gitarą nie musi za nic przepraszać. Tak, ta książka jest z pozoru za bardzo "pop", żeby wspiąć się aż tak wysoko. Tylko że nie pop a metal. I wcale nie jest taka głupia jakby się mogło z pozoru wydawać. 
Tak, to jest zabawna książka. Tak, to jest absurdalna książka. Ale wiecie, co jest znacznie gorsze? Metal, który traktuje się poważnie. 
"Sprzedaliśmy dusze" to powieść o metalu. O tym czym jest, co daje ludziom, czego nie pozwala im odebrać. Żeby powiedzieć coś ważnego nie trzeba być śmiertelnie poważnym i nie trzeba brać samego siebie serio. Jeśli facet rzygający do mikrofonu o wilkołakach-wikingach szturmujących piekło pomaga ci przetrwać kolejny chujowy dzień to brawa dla niego, brawa dla ciebie, tak trzymać. 
Myślę, że właśnie ten dystans do czegoś, w co się wierzy, najbardziej mi się podoba, tak w metalu, jak i w powieści Grady'ego Hendrixa. "Sprzedaliśmy dusze" nie waha się wyśmiać teorii spiskowej by 10 minut później przyznać, że jest prawdziwa. Bohaterowie bywają absurdalni, wiedzą że są absurdalni, mimo wszystko idą przed siebie. 
To co sprawia, że stawiasz kolejny krok nie musi być mądre albo logiczne, ważne żeby było prawdziwe. 
Kocham tę książkę. I mój Boże jak bardzo kochałabym ją, gdybym przeczytała ją w wieku lat 18. Czy to jest lektura dla każdego? Cóż, zapewne. Ostatecznie jest to, w szerszym kontekście, opowieść o muzyce, o chciwości i o autentyczności, na której tle metal ma taką obsesję. Natomiast pewnie nie dla każdego będzie aż tak osobista, jak okazała się dla mnie. Prawdopodobnie również nie dla każdego tak ważna jest muzyka. Ja wiem, że są sytuacje w życiu, którym absolutnie nie podołałabym bez Triumpha. Że bez Manowara nie byłoby Rdzy, bez Blind Guardian - Ifryty, a Cwaniak nie stałby się do końca Cwaniakiem bez Sabatona. Że czasami istnieją emocje, których nie da się wyrazić inaczej jak włączając jakąś piosenkę, która tak naprawdę jest o czymś zupełnie innym, ale ty wiesz lepiej, bo obwodnica skojarzeń biegnie przez piekło na przestrzał i nie rozgląda się na boki. To nie jest ważne czy muzyka pasuje, czy jest dobra, czy ma sens. Ważne, że jest prawdziwa. I "Sprzedaliśmy dusze" jest cholernie prawdziwą książką.
Naprawdę nie pamiętam, kiedy ostatnio lektura sprawiła mi aż tyle radości, ale prawdopodobnie właśnie kiedy miałam lat 18 i obsesję na punkcie *prawdziwego* metalu. 

I AM SATAN. GOD WILL BURN. 
(to nie jest cytat z Hendrixa; tak czy owak jest metal as fuck, c.n.u.)

Almond
Bez oceny, ponieważ przez większość czasu to była naprawdę lektura 8/10. A potem przyszło zakończenie i wszystko zrujnowało. Mamy bohatera z aleksytymią (autorce opisanie jej wychodzi może nie idealnie, ale w kontekście jako-tako to działa) i cała książka zdaje się pokazywać nam, że mimo niezrozumienia własnych uczuć, jest to w gruncie rzeczy spoko koleś. A potem jednak dowiadujemy się, że jak nie masz fee-fees to jesteś potworem, ale może ci się przydarzyć jakaś trauma i jednak znormalniejesz i będzie cię można uznać za człowieka :)


Ogółem pierwsze 72 rozdziały tej książki (prawie całość) są bardzo fajne. Potem jest tragicznie. Cukierkowe disneyowskie gunwo.


Черновик
Takoż bez oceny, chociaż tutaj powód jest zgoła inny. Ja to po prostu czytałam... dwa lata. I chociaż pamiętam ogółem fabułę, trudno mi ją jakoś z perspektywy czasu ocenić, ponieważ zapoznawałam się z nią powoli i z dużymi przerwami - nie mam jej pełnego obrazu. No ale wiecie, to Łukjanienko. Lekki urban, trochę mniej lub bardziej trafnych obserwacji na temat świata (i tak nie jest pseudofilozofia Głuchowskiego), lekki styl. Czy ta książka zapadnie mi na wieki w pamięć? Nie. Czy do niej wrócę? Raczej nie, może po to, żeby się z nią zapoznać, kiedy mój rosyjski będzie lepszy, gdyż - i to jest ten ważny kawałek - przeczytałam tę powieść po rosyjsku. Poza tym, że było czasochłonnie i męcząco (czytam po rosyjsku wolno, wolniej niż po polsku i wolniej niż myślę, więc szybko się nudzę bo zbyt wolno przyswajam informacje), to widzę postęp. Będzie czytane.

 

Filmy

Po intensywnym styczniu również tutaj działo się niewiele.
 
Bruno Banani: Flying coconut
Dokument o tongijskim saneczkarzu obejrzany na platformie Rakuten. I wszystko byłoby spoko, gdyby tylko były do niego napisy... a nie było. To znaczy jakieś napisy są, ale nie są od tego filmu. Trochę to utrudniło przyswajanie wiedzy, bo pewnie połowa filmu jest po niemiecku. Niemniej, jeśli macie gdzieś dostęp/znacie niemiecki i angielski, to generalnie polecam. Nie jest to może film, który zmieni wasze życie, ale są w nim momenty wielce sympatyczne. Pamiętajcie: nic nie jest niemożliwe, jeśli możesz patrzeć na palmy kokosowe.
 
Meet the Mennonites: Inside the Ultra-Conservative Community 9/10
Powiem wam jedno: aż przyjemnie jest patrzeć na grupę tak zaradnych ludzi. Jadą żyć w dżungli dobę od cywilizacji? Nie ma problemu. Co, droga zła? No to przecież zbudują lepszą. Dżungla ogromna? Znaczy ziemia żyzna.
Film dostępny na yt:



Seriale


The IT-Crowd 8/10

Oglądam z siostrą. Ona po raz pierwszy, ja... ja to znam na pamięć. A i tak śmieszy.

Gry

Vampire Survivors 9/10
Koronny dowód na to, że gameplay jest wszystkim. Niesamowicie durna gierka, w której steruje się jedną gałką. Postać strzela automatycznie, my się tylko poruszamy. Rzecz jest obleśnie brzydka, ostentacyjnie paskudna, NAJLEPSZA. Cała energia twórców została chyba włożona w tworzenie synergii między broniami i to wychodzi super. Jednym z haseł reklamowych jest "Become the bullet hell" and oh boi, is it true. Niesamowite jest jak dużo satysfakcji można mieć z czegoś tak banalnego.Wiedziałam, zabierając się w zeszłym roku za Hadesa, że rougelite'y będą moją zgubą, no i teraz mam. Plusy są takie, że VS jest dopiero we wczesnym dostępie, więc nie ma go zbyt wiele i kosztuje 11 zł. Na razie mam już wszystkie acziwmenty i bez zbytniego cierpienia czekam na kolejny update.


Pozostałe

Excellent Challenge 

Po dwóch miesiącach mam lepszy ogląd sytuacji, niż kiedy wymyślałam to wszystko na sucho. Z pewnością moje przewidywania nie są dokładne, skoro w styczniu był taki szał, a w lutym dokończyłam jedną książkę, którą męczyłam dwa lata, niemniej widzę już jak mniej więcej przebiega zdobywanie punktów. Co ważne zauważyłam też, że system zaczął działać! Sięgnęłam po grubszą książkę zamiast cieńszej! Yay!

W tym momencie więc ustalam sobie faktyczny cel na zdobycie 100 punktów. Czy zdołam to zrobić? Nie mam pojęcia, trochę wątpię, niemniej przy utrzymaniu tempa z początku roku jest to wykonalne. Pewnie jeszcze trochę potrwa zanim na dobre rozgryzę własny system ;) No a do tego, wiadomo, opiera się to na bardzo arbitralnych jednostkach - strona stronie nierówna, wydanie-wydaniu. Ot chociażby ten Черновик ma w jednym wydaniu 414 stron a drugim... 220. Ponieważ czytam ebooka to sytuacja wygląda jeszcze inaczej. Wyrównaniu tego mają służyć uznaniowe punkty, które też wpisuję w tabelę (Черновик dostał oczywiste minusy za to, że de facto przeczytałam go w tym roku niewiele), no ale one są właśnie uznaniowe, a jako się rzekło, dopiero uczę się tego systemu. Co ma być do będzie, zobaczymy w marcu.

Plany

Jakoś chyba jeszcze w zeszłym roku za namową siostry zapisałam się na goodreads do grupy Catching up on Classics (and lots more!). Jest to aktywna społeczność wybierająca co miesiąc książki do przeczytania w kilku kategoriach, od opowiadania po cegłę do przeczytania w kwartał. Jest więc z czego wybierać, no i ja wybrałam... no może nie wszystko, ale wygląda na to, że marzec spędzę z klasykami. Po pierwsze "Kopista Bartleby" Melville'a, a więc na tapecie wylądował zbiorek "Nowele i opowiadania". Ponadto "Słońce też wschodzi" Hemingwaya oraz "Kopalnie króla Salomona" Haggarda. 

Poza tym chciałabym tak do reszty nie zwariować, ale biorąc pod uwagę okoliczności, to nie jest zbyt łatwo. Z rzeczy bardziej realnych chciałabym jednak wrócić do uzupełniania dziennika czytelniczego, bo mam jeszcze puste strony na styczeń (tj. wyklejone ale bez opisów) i nie mam nawet tytułówki na luty a tu już trzeba się brać za marzec... 

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia