piątek, 1 stycznia 2021

[Rachunek za] Rok 2020

Nie będę wdawała się w rozmowy o tym pod jakimi względami ten rok był do dupy. Wszyscy wiemy, że pod wieloma, a w moim przypadku również osobiście. Nie mam zresztą w zwyczaju skupiać się na rzeczach, na które nie mam wpływu. Są jednak pozytywy i co bardzo przyjemne, takie będzie w większości to podsumowanie. 

Z jednej strony lockdown nie wpłynął jakoś specjalnie na mój styl życia, ale uświadomił mi bardzo dokładnie, jak męczące i czasochłonne są dla mnie dojazdy do pracy. Miałam więc duuużo więcej czasu i energii by zająć się chociażby planszówkami, co znajdzie odbicie w poniższym zestawieniu. 

Postanowiłam nie bawić się w dokładne statystyki, te może sobie każdy zestawić/sprawdzić przeklikując się przez podsumowania miesięcy. Będzie więc bardziej ogólnie i bardziej o tym, które treści ze mną zostały aż do końca roku. 


Książki:

Zdecydowałam się, tradycyjnie, na podział na kilka kategorii. Tak więc:

Klasyka fantastyki

Na początku roku poświęciłam trochę czasu na zapoznanie się z klasyką fantastyki (seria "Golden Age Masterworks" i "SF Masterworks"). Wszystkie przeczytane przeze mnie tytuły okazały się niesamowite. Mowa o pięknej i poetyckiej "Jirel of Joiry", która doskonale tkwi na granicy między tradycyjną a nowoczesną fantastyką jednocześnie pokazując wysoką klasę literacką. Mowa o twórczości Cordwainera Smitha, którego pisarstwo jest równie zajebiste co jego artystyczny pseudonim. Ponownie jest to wysoki poziom literacki a wyobraźnia i humor są nie do pobicia. Ostatnia pozycja na tej liście to "The Stars My Destination", którą pochłonęłam w jeden dzień i do której na pewno jeszcze wrócę. Wszystkie trzy pozycje to doskonała literatura i doskonała fantastyka. 

Lovecraft 

Ilustrowany przez Francois Barrangera Lovecraft to jest doświadczenie nie z tej ziemi. No i tłumaczenie! To tłumaczenie! W grupach około-lovecraftiańskich na fb widziałam wielokrotnie jak jeden z użytkowników w każdym kontekście zachwycał się "genialnym tłumaczeniem Płazy" i prawdę mówiąc podchodziłam do tego nieco sceptycznie, biorąc pod uwagę jakie potworki ludzie ptrafią czytać i zupełnie nie zauważyć, że mają do czynienia z kompletnym paździerzem. Otóż zwracam honor. To tłumaczenie jest godne tego, by każą wypowiedź kończyć "I sprawdź Lovecrafta w genialnym tłumaczeniu Macieja Pałzy". W dodatku sprawił, że zainteresowałam się bliżej ofertą wydawnictwa Vesper, które prawdę mówiąc kojarzyło mi się z jakimś niskobudżetowym badziewiem z koszyka w Taniej Książce. Otóż Vesped odszedł od tych swoich tradycji i od dłuższego czasu bardzo ładnie (!) wydaje horrory. Na tyle ładnie, że chyba się przerzucę (wrócę) do czytania tego gatunku. No i w końcu, w imię darmowej przesyłki, zakupiłam przy okazji "Terror" Simmonsa i... no, cóż, o "Terrorze" poniżej.

"Terror"

Jest na blogu, nieporadna może, ale jest recenzja tej pozycji, więc tutaj tylko krótko: ta książka, przeczytana na początku lata, czy też pod koniec wiosny, wciąż ze mną jest. Nie mogę się otrząsną, czy może rozgrzać po arktycznych mrozach. Rewelacyjna powieść. Nie jest to najlepsze co w 2020 przeczytałam, ale z pewnością zostało mi w pamięci, a konkurencję miało bardzo, ale to bardzo mocną. 

"The Still" i "The King"

Feintuch gonna Feintuch. Nie byłam pewna, czego się spodziewać, bo niby to jest gorsze niż seria o Seaforcie... Co wy kurwa wiecie o życiu. 

Może tak: nie wiem, czy to jest lepsze czy gorsze od Seaforta, bo na pewno jest różne. Zgodne na pewno jest to, że mamy niegodnego zaufania narratora, który w dodatku, tutaj, jest absolutnie nie do zniesienia. To znaczy Roddy, zupełnie celowo, jest rozpuszczonym kretynem, który zderza się z życiem i mocno od tego życia obrywa by niczego się nie nauczyć. I tak w kółko, aż w pewnym momencie musi jednak coś ze sobą zrobić. I wtedy czytelnik obrywa jak obuchem historią o tym, że czasami można, w dobrej wierze, kompletnie zniszczyć człowieka, którego się kocha nad życie i że można być dokładnie tym, co nie pozwala mu rozwinąć skrzydeł. Wyżęła mnie ta książka. 

Fenomenalny kurs literatury rosyjskiej

Trochę z przypadku, trochę z ciekawości i bez mocnego postanowienia uczestnictwa zapisałam się na kurs "Pro-чтение" prowadzony przez Syberyjski Federalny Uniwersytet w Krasnojarsku. Był to prawdopodobnie najlepszy wykład kursowy w jakim w życiu uczestniczyłam a ukończyłam studia filologiczne. Kurs był w języku rosyjskim i z dumą muszę przyznać, że zrozumiałam właściwie wszystko bez większych trudności. Mnie się w ogóle wydawało, że ja jednak coś wiem o rosyjskiej literaturze, a w szczególności o Dostojewskim. Otóż nic nie wiedziałam a sposób omawiania lektur w Polsce, czy to w szkole czy na studiach jest żenujący i ten wykład tylko mnie w tym utwierdził. Nie umiem opisać jak wiele ten kurs mi dał, jak dużo się dowiedziałam, jak ciekawe lektury przeczytałam i jak mocno mnie zainspirował to poznania nowych autorów i porządnego rozpoczęcia czytania po rosyjsku. 

A do tego wygrałam w konkursie prowadzonym w ramach kursu :D

Rozczarowania:

Nie przypuszczałam, że kiedykolwiek to napiszę, ale... Sullivan. Seria "Legends of the First Empire" jest do dupy. Pierwszy tom jest przyjemny, ale potem jest potwornie albo słabo jak cholera. 

"The Amber Spyglass" mnie nie tyle rozczarowała, bo spodziewałam się szajsu, ale, no, SZAJS. Znajomość z "Mrocznymi materiami" można spokojnie rozpocząć i zakończyć na "Northers Lights". 


Wszystko, co przecztałam znajdziecie na goodreads.



Gry komputerowe:

Ten rok okazał się rokiem gier. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak dużo grałam, to było chyba jeszcze w gimnazjum. Cóż, gry mają to do siebie, że trzeba się na nich skupić na tyle, ze człowiek nie ma czasu myśleć o tym, nad czym nie ma ochoty się zastanawiać a ten rok niestety obfitował w tego typu sytuacje. Do tego, z racji izolacji, zaczęłam grać przez sieć i okazało się, że to jest nawet całkiem fajne i szkoda, że nie udało nam się spędzić tak większej ilości czasu. 

Gry na plus: 

Saints Row The Third za to, że jest taka, jakie powinno być życie. 

GemCraft Frostborn Wrath za to, że jest 

DLC z Daudem do Dishonored, za to że są takie, jaka powinna być cała ta gra. 

Gry na minus:

No, właściwie to na tróję. Dishonored nie przestaje rozczarowywać. Faktycznie gra na extrahard jest względnie znośna, ale mimo wszystko meh. A już do szału doprowadza mnie ten system "chaosu". Może po prostu mam problem z nazwą, bo to nie jest chaos a co najwyżej jakiś rodzaj "humanitaryzmu". I w grze o zabójcy jest jakimś kompletnie poronionym pomysłem. 


Gry planszowe: 

PIERWSI MARSJANIE SĄ NAJLEPSI NA ŚWIECIE. 

"Wielka pętla jest" super. Pomniejsze gierki, w które grałam również. Polityka wydawcy względem Horroru w Arkham lcg wciąż mnie wkurza i mimo dodruku Dunwich ostatecznie nie poszłam dalej w tę grę, chociaż sama gra mi się cholernie podoba. Nie podoba się jednak mojemu portfelowi i poczuciu elementarnej godności, bo nie mam ochoty się szarpać o resztki i zastanawiać, czy uda się kupić, czy nie uda. 

Z rzeczy globalnych, to przekonałam się trochę do grania solo. Marsjanie solo są super, podobnie Escape Tales (tu sobie nie wyobrażam grania nie-solo). Robinson jakoś mi nie podchodzi, ale mam wrażenie, że jakoś, nie wiem, rozeszły nam się drogi z tą grą...? Jej poziom trudności i relatywne skomplikowanie mnie zniechęca jeśli gram solo. (jakoś w Marsjanach to działa świetnie). 


Filmy i seriale:

Mam wrażenie, że w tym roku nie oglądałam wiele a jak oglądałam to albo mnie nie zachwyciło albo nie do końca... za wyjątkiem Mandy. Mandy dostaje ode mnie 9,5/10 (trochę ten dysonans między częściami psuje absolutną perfekcję tego dzieła). Wow. Oklaski. Na pewno na wyróżnienie zasługuje jakucki (!) film "Aga" i to nie tylko ze względu na egzotyczne pochodzenie. 

Co do seriali, to niby trochę ich obejrzałam, ale wszystko było mocno średnie albo nawet poniżej średniej (Stranger). Na wyróżnienie zasługują "Des" i pierwszy sezon "The Boys".


Muzyka:

Taka kategoria, która się nie pojawiała w comiesięcznych rachunkach, ale myślę, że na koniec roku zasługuje na parę słów. 

Początek roku to nowa płyta Thy Catafalque, "Naiv". Miodna rzecz, a w dodatku udało mi się ją zakupić jakoś rzutem na taśmę, zanim na wieki zniknęła ze sklepowych półek. 

Poza tym, kultywowałam swoje zwyczajowe przypadłości, jakieś Powerwolfy, jakieś Little Big, wykupiłam na bandcampie wszystko, co miał do zaoferowania Utred (jego nowa płyta "Hotspurs" jest wielce zacna, aczkolwiek chyba nie do znalezienia na yt). W pewnym momencie zrozumiałam też, że przed miłością do W.A.S.P. nie da się uciec i że podobnie rzecz się ma z Meat Loafem. 

Największe odkrycie tego roku to Distortion Ride "Burning Waves of Silence". To jest tak cudownie surowe i doskonałe, że chyba przyćmiło nawet "Naiv".


Playlistę z różnościami, które wrzucałam w miarę pojawiania się w ciągu roku znajdziecie na youtubie. Są tam różne rzeczy i zapewniam, że dla mnie mają one znaczenie, nawet jeśli nie mają specjalnie sensu. 


Inne:

Korzystałam w tym roku z 2 usług. Tradycyjnie już Legimi, które sobie chwalę, choć pewnie nie do końca mi się opłaca oraz "Bookbeat", bo do GemCrafta całkiem przyjemnie słucha się audiobooków. Obie polecam. 


Jak widać pod względem obcowania z kulturą ten rok był całkiem dobry :) Przeczytałam (w tym, niestety, również przesłuchałam... ale myślę, że niewpisane na listę treści po rosyjsku, nawet jeśli nie były długie jakoś to równoważą) 52 z 52 zaplanowanych książek, więc jestem zadowolona :D 

1 komentarz:

  1. A ja przeczytałem tylko 25 książek.

    Ten kurs rosyjskiego to fajny myk.

    A Salivan to jest tak nie równy jakby zapomniał, że jest pisarzem i by mu się pomyliło z RPG.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia