wtorek, 2 marca 2021

[Rachunek za] Luty 2021

Niby nic dziwnego, że luty przeleciał szybko a jednak ani się obejrzałam, a już koniec a jednocześnie mam wrażenie, że przez większość tego czasu nie czytałam... Chociaż mam w tej kwestii wymówkę pod postacią kolejnych kursów po rosyjsku. Jakimś cudem należę do tego promila ludzi, którzy w ramach tych całych covidaliów jednak zabrali się za naukę. Ale, bez obaw, nie uczę się niczego przydatnego. Padło, jak zawsze, na literaturę rosyjską 2 poł. XIX wieku oraz kurs rosyjskiego dla obcokrajowców, oba na Petersburskim Uniwersytecie Państwowym. Kursy są za darmo, dostępne na platformie https://openedu.ru i z najróżniejszych zagadnień (dużo techniczynych). Jeśli jest chęć i potrzeba to można z tych kursów zdawać egzaminy uznawane przez inne uczelnie. Koszt nie jest wysoki, bo zaledwie około 100 zł. Kursy są po rosyjsku i mi bardzo epenis rośnie, że naprawdę rozumiem, co do mnie mówią. Zapisałam się jeszcze na kursy z translatologii i komunikacji międzykulturowej, ale okazało się, że pracy jest tyle, że musiałam wyznaczyć priorytety. Po cichu liczę, że materiały będą dostępne jeszcze po tym, jak skończę literaturę i rosyjski. Szkoda, że nie ma takiej platformy - i tak doskonale zrealizowanych kursów, bo poziom jest naprawdę wysoki i pod względem treści jak i zupełnie technicznego wykonania) - po polsku. 

Jak taki kurs wygląda? W przypadku kursu "Literatura rosyjska 2 poł. XIX wieku" - jest to wykład podzielony na mniejsze fragmenty tematyczne (zwykle około 10-15 minut każdy), do którego jest kilka (zwykle 4) pytań, na które odpowiedzieć można jednym słowem lub datą. Kurs rosyjskiego dla obcokrajowców to już wyższa szkoła jazdy: jest materiał filmowy, podkasty, są teksty - i do tego wszystkiego jest mnóstwo pytań - na słuchanie, na czytanie ze zrozumieniem, gramatycznych. Każdy z tych testów to kilka godzin pracy tygodniowo, więc od 15 lutego (początek semestru) jakoś mniej miałam czasu na czytanie. A w każdym razie tak się tłumaczę, chociaż nie bez wpływu pozostaje to, że jakoś mnie zmęczyło to co ostatnio czytałam, szczególnie Pomerantsev, o czym poniżej. 

Dość wstępów, przechodzimy do konkretów:


Książki:

"Ku Klux Klan. Tu mieszka miłość" Katarzyna Surmiak-Domańska 6/10

Niestety typowo gazetowowyborcze bzdury z serii "A wtedy cły autobus zaczął klaskać". Niemniej miejscami było prześmieszne i autorka lepiej by się pewnie sprawdziła w pisaniu komedii niż reportażu. Na plus fragmenty dotyczące historii. 


"The Killer Across the Table: Unlocking the Secrets of Serial Killers and Predators with the FBI's Original Mindhunter" John E. Douglas, Mark Olshaker 9/10

Oto książka, którą powinien być "Mindhunter". Jest o mordercach a nie o Douglasie, w związku z czym jest bardzo interesująco. Douglas i Olshaker wybierają kilka spraw na bazie których pokazują pewne mechanizmy. Fanom true crime zdecydowanie polecam. Bonus: audiobooka czyta Jonathan Groff, odtwórca roli Holdena w serialu "Mindhunter". 


"Moja siostra morduje seryjnie" Oyinkan Braithwaite 8/10

A to w ramach Fikcyjnego Klubu Książkowego niejakiej Iwony. Dowcipna, minimalistyczna, pełna czarnego humoru opowieść bardzo niewiarygodnej i niesympatycznej narratorki. 


"The Killer's Shadow: The FBI's Hunt for a White Supremacist Serial Killer" John E. Douglas, Mark Olshaker 8/10

Kolejna książka duetu Douglas-Olshaker. Tym razem na tapecie ląduje bardzo ciekawa i nieoczywista sprawa seryjnego mordercy-neonazisty, który jeździł po kraju i okradał banki, żeby mieć za co mordować Murzynów i Żydów... a w sądzie bronił się tym, że jest dyskryminowany ze względu na poglądy, tj. rasizm. USA to stan umysłu. 


"Jądro dziwności. Nowa Rosja" Peter Pomerantsev 6/10

Miejscami ta książka była przezabawna, bo przedstawione w niej sytuacje były tak groteskowe, że musiałam googlać, czy to wszystko na poważne - szkoła dla naciągaczek, Witalij Diomoczka. Niektóre teksty były dobre, większość jednak była średnia. Przede wszystkim autor jest Brytyjczykiem. Synem emigrantów, jednak jego perspektywa, a przede wszystkim docelowy czytelnik to Brytyjczycy i to sprawia, że miejscami naiwność autora bawiła mnie równie mocno, co jego rosyjskich rozmówców, a miejscami opisane mechanizmy czy sytuacje były dla mnie dość nudne, oczywiste i niegodne uwagi. To nie jest jakaś specjalnie zła książka, ale nie sądzę, żeby była warta tego, by marnować na nią czas. 


To tyle, jeśli chodzi o rzeczy, które czytać skończyłam. Natomiast są jeszcze dwie pozycje, które czytać zaczęłam.

"The Riverman: Ted Bundy and I Hunt for the Green River Killer" Robert D. Keppel

Doskonała rzecz. Autor dokonał niesamowitych rzeczy i potrafi o nich zajmująco opowiadać (i nie jest dupkiem jak Douglas :v ). To człowiek, który przyczynił się do ujęcia Teda Bundy'ego i który wraz z nim właśnie szukał Mordercy znad Green River. Mam tylko jeden problem z tą książką: ma ponad 600 stron i jest to 600 stron zbitego tekstu naładowanego informacjami. Mimo więc że jest to bardzo interesująca lektura, to idzie baaardzoooooo pooooowoooooliiiii... To książka na minimum miesiąc czytania i z różnych powodów nie bardzo mogę sobie na to pozwolić. Tym większa to kiszka, jak się weźmie pod uwagę, że to książka z wyzwania, które zawalimy do maja. Będę sobie tego Rivermana drobiła pewnie do lata. 


"My" Jewgienij Zamiatin

Klasyk klasyków, którego jakimś cudem jeszcze nie czytałam. Miażdży jak na razie, pod każdym względem. Tutaj zwłoki specjalnie nie ma, dopiero co zaczęłam i miałam kilka mocno zajętych dni. 


Gry planszowe

Pierwsi Marsjanie 10/10

Kocham i z każdą rozgrywką coraz bardziej. Odpaliłam sobie kolejne scenariusze i było miodnie, nawet jeśli jeden z nich zupełnie mnie zmiażdżył, już w pierwszym wydarzeniu odbierając łazika... a misja jest i tak na matematycznej granicy wygrywalności. Nawet wtedy bawiłam się świetnie ciekawa, co mnie najpierw wykończy.  

Bardzo, ale to bardzo bardzo bardzo podoba mi się to, że wydarzenia mają konsekwencje i mogą to był długie konsekwencje - zignorowałam jakieś przeziębienie i już do (gorzkiego) końca moi kosmonauci od czasu do czasu cierpieli z powodu choroby, której nie zdusiłam w zarodku. Plus milion do klimatu. 

Powoli dojrzewam do otwarcia kampanii, ale z przyczyn niezależnych wydaję się nigdy nie mieć na to czasu. 


Gry komputerowe

GemCraft Frostborn Wrath 10/10

Przejście fabuły (która, nie ukrywajmy, jest w tej części dość słaba) okazało się dopiero początkiem zabawy. Wciąż chyba nawet mam jakieś nieodkryte pola i większość z tych odkrytych przeszłam tylko w trybie podróży. W dodatku miałam w końcu chwilę by przysiąść nad tajnymi bonusami z acziwmentów i odblokowałam już niemal wszystkie. Wniosek jest taki - ile tu jest zawartości w tej grze! Dodatkowe opcje wydawały mi się kosmetyczne (niektóre faktycznie takie są), póki na własnej skórze nie przekonałam się ile zabawy daje odwrócenie planszek. Mam tu jeszcze dużo rozrywki przed sobą, a tak czy owak, wiadomo - czekam na kolejną odsłonę. 


It's not easy to build a good snowman 6/10

Sympatyczna gra logiczna w budowanie bałwanków. 


Thief II, fanowska kampania "Death's Cold Embrace" 9/10 (jak na razie, po 2 misjach)

"Death's Cold Embrace" to fanowska kampania złożona z 10 (?!) misji, wypuszczona na dzikie wody internetu w roki 2017. Zainstalowałam ją wtedy i trochę mi się podobała, ale brakowało jej średniowiecznego klimatu i jakoś tak na moment ją odłożyłam, żeby wrócić do niej na sam koniec lutego 2020. I nawet nie jestem zła, że tyle to leżało, bo bez różnicy, tak czy owak jest zajebiście (przynajmniej po 2 misjach, które na razie rozegrałam). 

Nie wyobrażacie sobie jak przyjemnie zagrać w grę, która jest po prostu trudna (gram na ekspercie). Niektóre rozwiązania czy zagadki są absurdalnie trudne i nie będę udawała, że nie musiałam zajrzeć na forum, żeby skumać o co chodzi, ale myślę, że z czasem pójdzie mi lepiej, bo powoli zaczynam rozumieć projektanckie zasady autora. To jest jeden z tych momentów, kiedy widać, że nie jest to w pełni profesjonalny produkt - brak tu przejrzystych założeń (choć wszystko jest bardzo konsekwentne) czy jakiegoś powolnego wprowadzenia w sposób myślenia projektanta. Natomiast to naprawdę drobiazg, bo, ranyboskie, jakie to wszystko jest miodne. Przede wszystkim, tak jak w oryginalnych Thiefach, budynki są projektowane względem logiki budynków a nie fabuły. Dom to dom - ma wszystkie niezbędne pomieszczenia, niezależnie od tego jak mogą się wydawać zbędne dla rozgrywki. Jest cholernie trudno, niejednokrotnie trzeba przysiąść i się zastanowić co dalej, gdzie może znajdować się dany klucz czy jakiś dokument, każde miejsce najlepiej przeszukać kilkukrotnie i zajrzeć w każdy zakamarek dwa albo nawet trzy razy, bo maciupkie przełączniki (to właśnie ten element, który mnie trochę irytuje) łatwo przeoczyć. Pod tym względem jest to znacznie trudniejsze od oryginalnych gier, kieruje się nieco w stronę przygodówek. (dodatkowo grę utrudnia to, że sterowanie jest w niej nieco niezdarne i czasami może nie załapać, że jakiś przedmiot można podnieść)

Świetnie zapowiada się też fabuła, która może nie jest jakaś super oryginalna (chociaż ma potencjał) ale przede wszystkim jest doskonale opowiedziana. Za pośrednictwem licznych pamiętników i listów powoli odkrywamy sieć zależności między bohaterami i że intryga ma znacznie większy zasięg niż by się mogło na początku wydawać. W dodatku te teksty są świetnie napisane! Bardzo widać ogrom pracy włożonej w "Death's Cold Embrace", co nie powinno właściwie dziwić - prace nad grą (bo to już chyba można tak powiedzieć) trwały 13 lat... 

To od czego zwykle się odbijałam w fanowskich misjach (ale bądźmy szczerzy, przetestowałam może 2-3 z kilkuset jak nie kilku tysięcy) to brak klimatu oryginałów. I nie ma co ukrywać - "Death's Cold Embrace" też go nie ma. Ma bardzo konsekwentny klimat, który, gdy już się człowiek w niego wciągnie nie może się oderwać, brakuje mi jednak pewnej... średniowieczności oryginałów. Oryginalne Miasto znajdowało się w dalekiej przeszłości, która po prostu jakimś cudem ma nieco elektryczności. DCE bliżej do jakiegoś XIX wieku. Natomiast zrobione jest to konsekwentnie i z dużą dbałością o szczegóły i po prostu - po dwóch misjach - czapki z głów. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz musiałam się tak nagłówkować przy grze. 


Plany na marzec

Taka nowa sekcja, pomyślałam sobie. 
w ramach ...które zawalimy do maja - "Uczeń Czarnoksiężnika"
w ramach Fikcyjnego Klubu Książkowego - "Kwiaty dla Algernona"
w ramach kończenia, co się zaczęło - "My", "Riverman"
w ramach rosyjskiej klasyki - "Obłomow"
w ramach planszówek - "Pierwsi Marsjanie", "Robinson Crusoe" (w końcu chcę się przekonać do solo), "Escape Tales: Low Memory" (bo wciąż leży)
a wszystko mi się nie uda w ramach GRANIA W DEATH'S COLD EMBRACE BUAHAHAHAHAHA

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia