czwartek, 9 czerwca 2022

[Rachunek za] Maj 2022

Maj pojawił się i zniknął może dość szybko, ale w międzyczasie zdążyłam zaskakująco dużo przeczytać, obejrzeć, zapomnieć, że obejrzałam... ogółem nie był to wcale taki krótki miesiąc, jak by się mogło wydawać.


Książki

Fiesta. Sun Also Rises

Mam problem z oceną tej książki. Styl Hemingwaya jest dokładnie na tej dziwacznej granicy między tym co bardzo złe a tym, co doskonałe. To nie jest dobre, ale jednocześnie jest idealne. Dolphins jumped and the waves waved, jak to napisał ktoś w recenzji parodiując ten styl. Z pewnością ta lektura nauczyła mnie bardzo dużo o literaturze po Hemingwayu.

Sama powieść, cóż... Wycinek z życia absolutnie okropnych ludzi, którzy marnują tlen swoim istnieniem. Nie są źle napisani, w żadnym razie, wręcz przeciwnie. Awantury urządzane przez Mike’a czy żałosne akcje Roberta są aż nazbyt realistyczne, czytało mi się to w gruncie rzeczy dość niekomfortowo (w dobrym sensie). Nawet ta beznadziejna kurwa Bret, czy idiotyczne uwielbienie żywione do niej przez pozostałych jest opisana bardzo realistycznie. Tylko, no, kurwa i nieroby na wakacjach, tak by to można określić.

W ogóle wydaje mi się przerażające, że taka szmata jak Bret stała się wzorem dla kobiet w tamtych czasach. Z drugiej strony, to nie jest tak, że nie znam takich kobiet, więc cóż... Najstarszy zawód świata i tak dalej...

Jestem dość ciekawa polskich tłumaczeń, bo styl Hemingwaya jest bardzo..., zwodniczo prosty i bardzo amerykański. Swoją drogą, właśnie ukazało się nowe tłumaczenie, kontynuujące „kontrowersyjną” serię Marginesów, tym razem Słońce nie wschodzi "też", ale wschodzi "zaś". „Zaś słońce wschodzi”. Biorąc pod uwagę, że tłumacz przynajmniej wykształcony był w Poznaniu wychodzi na to, że nie "również" a "potem". No co zrobisz, przynajmniej nikt tutaj nie szczytuje. Tak więc odkładam czytanie polskiej wersji na zaś.


Nasze imię Legion. Nasze imię Bob.

Gdyż jest nas wielu

Skusiłam się, no bo jak nie ulec takiemu tytułowi? Sam koncept też wydał mi się świetny: główny bohater zostaje przepisany na SI i jako sonda kosmiczna wiedzie żywot, który, cóż, wymaga od niego replikacji. Wkrótce okazuje się, że Bobów robi się całkiem sporo a i zajęcia im nie brakuje.

Autor sprawnie wykorzystuje możliwości, jakie daje mu to rozwiązanie. Poszczególne wątki są bardzo różnorodne, od postapokaliptycznego ratowania cywilizacji przez eksplorację kosmosu aż po pierwszy kontakt i rozwijanie kultury epoki kamienia łupanego. Skala jest różna, od globalnej polityki po proste międzyludzkie przyjaźnie. Wszystko to łącza pewne wątki wspólne dla wszystkich Bobów.

Nie jest to najgłębsza i najmądrzejsza lektura, niesamowicie irytujące są też powierzchowne nawiązania do literatury z kategorii „hello, fellow nerds”. Muszę jednak przyznać, że z czasem robi się z tym lepiej (zdecydowanie najgorszy jest sam początek). Taka prostacka odwoławczość – bohater przywołuje pewne teksty kultury wyłącznie po to, żeby pokazać że o nich słyszał – bardzo spłyca tekst i przede wszystkim pokazuje miałkość bohatera. Bo boi oh boi, Bob jest nieciekawym sukinsynem. Jakimś jednak cudem nie stanowi to aż tak wielkiego problemu. Ponieważ opisane wydarzenia i problemy są tak różnorodne i gęsto się że sobą przeplatają, sam bohater schodzi na dalszy plan. Jego miałkość właściwie nawet pomaga, bo ostatecznie nie jest to historia Boba (Bobów), ale wszystkiego tego, co napotykają na swojej drodze. Brak zainteresowań czy ambicji tłumaczy też, czemu Bobowie tak bardzo angażują się w poszczególne tematy.

Podsumowując: jest to ciekawa książka, która może nie zmienia świata ale jest sprawnie napisana (pod względem kompozycyjnym, bo miejscami tłumacz bardzo nie daje rady a i autor nie wydaje się mieć ciągot to nadmiernej literackości). Warto rozważyć całość jako lekturę na plażę.


Hieroglify egipskie

Człowiek może sobie wmawiać ze go to już nie jara, ale prawda jest taka że Starożytny Egipt to są moje dinozaury (no... Ok, prawdopodobnie astronomia to są moje dinozaury). Kocham ten temat nad życie i chociaż udało mi się jakoś o tym zapomnieć, Andrzej Ćwiek przypomniał mi to z hukiem. Kocham te tematykę a książka poznańskiego egiptologa to sprawny kurs hieroglifów – a tych nie sposób zrozumieć bez zrozumienia Egipskiej kultury, tak więc bardzo polecam. 

To ta książka, w której cytaty są w oryginale aka hieroglifami. Deal with it.

Wygrzebałam też z odmętów półek "Mumie egipskie" Boba Briera, moją ulubioną i chyba najbardziej zaczytaną książkę w kolekcji. Będzie czytana i ona. 


Profesor i cyjanek

Zgarnięta przypadkiem na legimi historia sprawy bardzo głośnej w PRL, o której... Nigdy wcześniej nie słyszałam. Dość znany profesor wraca do domu i zastaje tam martwa małżonkę. Kobieta zmarła na skutek zatrucia cyjankiem. Ale czy było to przypadkowe samobójstwo, jak utrzymuje mąż ofiary? Samobójstwo jak najbardziej celowe, być może z zemsty na niewiernym małżonku? A może Tarwid sam zamordował żonę? Sprawa okazała się na tyle niejasna, że przemaszerowała przez wszystkie instancje i pierwsze strony gazet.

Sama książka Molendy cierpi na coś, co wydawało mi się w recenzjach dość dziwnym zarzutem, ale ostatecznie okazało się prawdziwe: Molenda zebrał mnóstwo źródeł i potem zamiast je jakoś opracować, wysnuć z nich jakieś wnioski, to po prostu stworzył książkę jak się pisało referat w podstawówce: ctrl+c ctrl+v. Część tych tekstów jest godna przytoczenia w oryginale (milicyjna ortografia zawsze bawi), inne jednak (jak przesłuchanie niekompetentnego śledczego) można by po prostu streścić.

Krótkie, czyta się szybko, ale w gruncie rzeczy równie niejasne co sama sprawa i której traktuje.


Как мы учимся

Wreszcie skończyłam rosyjskiego audiobooka książki, która w Polsce wydało Copernicus Center Press jako „Jak się uczymy”. Ciekawa rzecz traktująca o tym, cóż, jak się uczymy. Jak mózg przyswaja i przetwarza informacje. Zahacza to miejscami o praktyczne porady oraz, przede wszystkim, jak się to ma do uczących się komputerów.

Najważniejszy wniosek jest chyba taki, że niewłaściwie myśleć jest o pamięci jako o czymś skierowanym w przeszłość. To system przechowywania informacji na przyszłość. Dlatego trzeba wszystko ciągle powtarzać w zaskakujących momentach, żeby mózg nie znał dnia ani godziny, kiedy mu się ta informacja przyda.


Muzyka

Wagdans

Na nowy album Galaverny rzuciłam się jak dzik na osiedlowy śmietnik. Byłam dosłownie trzecią osobą, która kupiła tę płytę na Bandcampie (a przynajmniej trzecią, która się nie bała do tego przyznać). Sam zespół poznałam przy okazji ich po przedniego albumu, Dodsdans. Wagdans jest zdecydowanie mniej dziwny, może łatwiejszy ale przez to nie mniej wart uwagi. Miłośnikom muzyki umiarkowanie dziwnej – polecam. Gatunkowo to jest akustyczny psychodeliczny prog folk. Zespół jest włoski ale klimaty są bardziej skandynawskie, I guess.


Wagsdans jest w formie playlisty TUTAJ


Seriale

Skradzione Serce

Zupełnie zapomniał że oglądałam to w maju... A właściwie to że w ogóle. Z drugiej strony nie wiem czy można aż tak winić za to sam serial, biorąc pod uwagę że obejrzałam go chyba w czasie poniżej doby, haha. "Skradzione serce" jest dostępne na Netflixie, odkryła go moja siostra i nie pytałam nawet jaki przebłysk algorytmicznego geniuszu ją tam zawiódł. Serial bowiem jest... Kolumbijski. I nie chodzi mi o to, że hur dur, wszystko, co z Południowej Ameryki to telenowela, ALE... Pewien rodzaj narracyjnej wrażliwości oraz logiki jest ten sam. Z tego powodu oglądanie „Skradzionego serca” na poważnie jest właściwie niemożliwe. Nie wyklucza to jednak, że pod uproszczeniami, magią i ogólnym absurdem (wiecie, metal to pojemna kategoria, ale to co tu się uważa za ciężkie brzmienie poruszyłoby może tylko czyjąś prababcię) kryje się całkiem ciekawa kryminalno-polityczno-obyczajowa fabuła. W skrócie: bohaterowie zostają napadnięci, żonę bohatera porywają nieznani sprawcy, wkrótce jej pozbawione serca ciało zostaje odnalezione w pobliskim jeziorze. Śledztwo dociera wprawdzie do tropu sugerującego, że kobietę porwano na organy, ale jakoś utyka w miejscu. Próbujący się jakoś pozbierać po tym wszystkim bohater (który ma pizzerię, tak człowiek robiący pizzę po hiszpańsku to pizzero) poznaje Piękna Panią Fotograf. PPF miała dopiero co przeszczep serca, który załatwił jej Złowrogi Mąż. Swoją drogą, #zmdidnothingwrong. Oczywiście początkowo nasz dobroduszny acz marzący o zemście pizzero nie ma pojęcia, że jego nowa znajoma jest po uszy zamieszana w całą sprawę. Poza wątkiem romantycznym, mamy przede wątek kryminalny oraz polityczny i oba są ciekawe.

Jest to serial, którego nie mogę polecić osobom, które nie mogą przejść do porządku dziennego nad absurdem i śmiesznością, ale z drugiej strony, jeśli cenicie robienie rzeczy dla beki, to „Skradzione Serce” naprawdę daje radę bo pod warstwą całkiem rozrywkowego absurdu (tu jest nawet Gang Homoseksualistów Handlujących Organami) kryje się ciekawa intryga polityczna i dramat człowieka, który dla ratowania żony wkopał się po same uszy w naprawdę wielkie bagno. 

Na dodatkowy, trochę mimowolny plus dodam, że przy okazji dowiedziałam się sporo Kolumbii, choć tu bardziej dlatego, że googlałyśmy intensywnie różne nie do końca zrozumiałe dla nas rzeczy (np. kwestię ślubów).  


Reacher

Właściwie to go nie dokończyłam, więc jeszcze pewnie napisze o nim coś więcej potem ale tymczasem, cóż... Serial jak serial. Jeszcze dziesięć lat temu przeszedłby bez echa ale jego aktualna popularność jest znakiem naszych czasów. Ludzie są tak spragnieni serialu, w którym w pierwszych 10 minutach nie będzie sceny gejowskiego seksu, że zachwyca się nawet czymś takim jak „Reacher”. Marysujny do bólu zębów bohater w krainie zbiegów okoliczności. 


Filmy

Upadek: Sprawa Boeinga

Czy mnie coś w tym filmie zaszokowało? Nie, bo dobrze wiem, jak działają takie firmy, szczególnie amerykańskie, plus byłam zaznajomiona ze sprawą Maxa. Niemniej to i tak potworne, jak bardzo można olewać bezpieczeństwo i życie setek ludzi i ostatecznie nie czuć się w ogóle odpowiedzialnym za swoje czyny.

Swoją drogą, to te samoloty latają, tylko im zmienili nazwę, już nie są Max i Ryanair was nimi wozi na wakacje ❤️


Gry komputerowe

Nie prowadziłam notatek, więc nie mam pewności, ale zdaje się, że spędzam czas w "Vampire Survivors" oraz, niestety, wróciłam do nałogu, czyli "Hadesa". 



Poza tym miałam mały powrót do mojego dziennika czytelniczego, w którym wciąż mam zaległości takie, że strach o tym myśleć, a przecież książek tylko przybywa. Ponownie nie mogę wyjść z podziwu, że ludzie faktycznie mają czas na takie rzeczy. Z drugiej strony moja siostra przekonała się, że jej ulubiona bookstagramerka nie tylko "odkrywa klasykę" (co już moją siostrę trochę obruszyło, bo ona te wszystkie Dickensy to czytała w podstawówce) ale jeszcze, jak się okazało... robi to w formie audiobooków i przewija te "nudne" fragmenty. Wiecie, te tam o społeczeństwie, filozofii i innych rzeczach, o które faktycznie chodzi w tych książkach xD Trochę kisnę, a z drugiej strony taka osoba ma czelność twierdzić, że coś przeczytała i żyje z polecania innym książek. I to jeszcze mówiąc o tym, że to wcale nie jest takie nudne, jak myślała, że jest.

 

Czerwiec? Dokończę serię o Bobach. Poza tym pewnie wspomniany Bob (hehe) Brier, klasyka indyjska ("Głodne kamienie" Rabindranatha Tagore), coś jeszcze egipskiego i "Podglądając wieloryby", jeśli legimi postanowi zadziałać. Z seriali to oczywiście "The Boys" ma w czerwcu premierę trzeciego sezonu i pewnie zerknę na coś true crime oraz coś latynoamerykańskiego. 


Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia