piątek, 30 września 2022

[Rachunek za] Wrzesień 2022


Już nie będę pisała, że to taki miesiąc, co to się szybko zmył a trwał bardzo długo. Grunt, że trochę poczytałam, chociaż pod koniec jakoś wytraciłam rozpęd, ale to głównie za sprawą aktualnego Wielkiego Projektu, czyli albumu ze zdjęciami z wakacji. Zabawa klejem i kolorowym papierem jest dość czasochłonna (nie mówiąc już o tym, ile mnie to kosztuje pieniędzy), a zdołałam dopiero zaplanować całość i wykleić pierwszą z 5 rozkładówek. Tak więc to wszystko jeszcze trochę potrwa, ale mam szczerą nadzieję, że uda mi się z tym uporać przed listopadem, bo przy NaNo i - mam nadzieję - kursach rosyjskiego na to czasu nie będzie. Z pozytywnych wiadomości, to mam spisany pierwszy szkic relacji z tego wyjazdu, który ma się w tym albumie znaleźć. Będzie tam sporo ogarniania, bo bardziej zależało mi na spisaniu wszystkiego, póki pamiętam, niż na dopieszczeniu formy... No ale jest już jakaś baza do dalszej pracy.  


Książki

Rose and Torn 

To był ten moment, w którym zrozumiałam, że czytanie tylko prequeli było jednak w pewnym sensie błędem. Pamiętam poprzednią (czy może 2 poprzednie?) lektury tej powieści jako świetną zabawę z całym tym sullivanowaniem i ogółem tym, że tu co drugie zdanie jest jakieś bardzo konkretne nawiązanie do tego, co wydarzy się zarówno w tej powieści, jak i w ogóle w całej historii.  

Death of Dulgath

Przy kolejnej lekturze wydała mi się spójniejsza niż wcześniej, ale z drugiej strony nie tak interesująca, jak niegdyś, szczególnie, że są tu nawiązania do wydarzeń z Legend, a po Legendach wciąż mam niesmak. Niemniej, wiadomo, jest Roysiu, jest git. 

Disappearance of the Winter's Daughter 

Ta książka ma swoje uroki (jednorożce i takie tam), ale ogółem zaczęłam już odczuwać zmęczenie tematem. Tak jak "Crown Tower" i "Rose and Thorn" dają wgląd w przeszłośc bohaterów, tak te dwie kolejne ksiązki w gruncie rzeczy nie są na tyle zabawne, żeby nie być niepotrzebne. Poza tym, tu jest takaś taka dziwna akcja, że niby Roysiu z Gwen nic a nic - i ja to kupuję, ale jak się to ma do tego, co jest w "Rose and Thorn" i zdaje się na początku "Death of Dulgath"?  

Człowiek, który umarł

Kolejne spotkanie z panem Tuomainenem. Przede wszystkim rewelacyjny jest tu sam pomysł - bohater dowiaduje się, że został otruty. Zostało mu jeszcze może parę tygodni życia, ale medycyna nic już dla niego nie może zrobić. Bohater postanawia więc dowiedzieć się, kto go otruł i dokonać zemsty. 

Problem jest jeden: tłumaczenie jest tragiczne. Pełno błędów merytorycznych i językowych, brnie się przez to z niedowierzaniem i wstrętem. A szkoda, bo wiem po "Najgorętszej plaży w Finlandii", że Tuomainen pisać potrafi. Iwona Kiuru powinna się wstydzić tego, co zrobiła, zresztą tak samo jak wydawnictwo Albatros, bo to świństwo z pewnością nie miało żadnej sensownej redakcji. Na szczęście zarówno "Plaża" jak i "Mała Syberia" dostały się w sensowniejsze ręce (Bożeny Kojro). 

W 80 dni dookoła świata 

Klasyk, którego jakoś nigdy nie czytałam. Mam zresztą wrażenie, że to się będzie w przypadku tej serii wydawniczej (o czym poniżej) powtarzało. Sama powieść, cóż, to takie bardziej streszczenie przygód niż same przygody. Ma to swój urok, chociaż można by z tego zrobić pewnie znacznie bardziej mięsistą opowieść. Z drugiej strony opisane w niej miejsca i zjawiska nie robią pewnie dzisiaj takiego wrażenia, jak niegdyś. Zresztą, nie jest to zła lektura, po prostu jej główną zaletą miały być zapewne opisy niezwykłych miejsc, a one już w XXI wieku nie są tak niezwykła jak w wieku XIX. Słowem: "Podróż do wnętrza Ziemi" lepsza ;) 

Ale co za seria wydawnicza? Otóż zostałam zaatakowana przez Hachette i poległam - Biblioteka Przygody, nie mogłam się oprzeć. Seria, klasycznie w przypadku tego wydawnictwa, zawiera stare tłumaczenia (-) oraz stare ilustracje (+). Jej największą wadą jest jednak format - książki są bardzo duże, niezbyt poręczne, choć ładnie wyglądają na półce. Co ważne - grzbiety są w podobnym stylu. ale każdy inny w związku z czym łatwo odnaleźć dany tytuł i nie wygląda to paskudnie na półce. Jak na razie ukazały się "Wyspa skarbów" (przeczytana w tym roku po angielsku), "W 80 dni dookoła świata" (przeczytane), "Przypadki Robinsona Crusoe" (trauma z podstawówki, chyba się nie odważę; raczej jej wówczas niedoczytałam) i "Biały kieł" (czytany i to więcej niż raz, ale nie wiem, czy będę sobie teraz przypominała). Następni chyba będą "Trzej Muszkieterowie", co mnie o tyle cieszy, że mam Dumasa w moim bingo! Szczegóły serii do ogarnięcia tutaj: https://bibliotekaprzygody.pl


Seriale:

Capitani sezon 2

Dalsze przygody w Luksemburgu. Tym razem zmiana klimatu na wielkomiejski, niemal zupełnie nowy zestaw bohaterów (burdelmama Valentina jest 10/10), chociaż niektóre wątki z pierwszego sezonu ciągną się dalej. Sprawnie zrobione, wciągające, dobrze się oglądało. Dostępne na Netflixie, więc nie macie wymówek. 

Wyznania morderców sezon 3

Ugh, nowy sezon, ale sprawy jakieś w ogóle nieciekawe. Właściwie nie obejrzałam nawet do końca, teraz, jak sprawdzałam numer sezonu odkryłam, że został mi jeden odcinek. Tak więc... nie przyciągnęło mojej uwagi. 

Chef's Table: Pizza odc. 1 i 2

Obejrzałyśmy z siostrą tylko dwa odcinki, ale co to były za odcinki. W pierwszym chłop, który wygląda jak Anthony Hopkins trafiony piorunem mówi najbanalniejsze w świecie rzeczy takim tonem, jakby nam zdradzał tajemnice wszechświata i wiary a cała sprawa jest o tym, że robi... najnormalniejszą w życiu pizzę. W drugim odcinku dla kontrastu ogromny Włoch robi pizzę (oraz inne rzeczy) straszliwie dziwaczne, takie, które nie zdziwiłyby pewnie tych amerykanów z odcinka pierwszego. Poza tym jednak ten odcinek jest nawet ciekawy. 

Garść cytatów: 

Gówno włożysz, gówno wyjmiesz (co właściwie jest taką zamerykanizowaną formą powiedzonka mojej prababci "dobre z dobrym")

Ogórki są jak życie: z wierzchu niewiele widać, musisz się w nie wgryźć 

PIZZA VINCI. PUNTO E BASTA.  


Gry:

Jeden z powodów, dla których pod koniec miesiąca zwolniłam z czytaniem to że wróciłam do grania. Nie jakoś dużo, ale pare godzin zmarnowałam, głównie na "Blasphemous". 

Vampire Survivors

20 listopada premiera! 

Blasphemous 

Kupiony bo był na promce, metroidvania w klimatach ogólnego porycia z zacięciem religijnym. Trochę wieje "Ukochanymi poddanymi cesarza". Jedna z tych gier co to się na nią klnie i takie tam, wciągająca, im więcej się ogarnie, tym bardziej. Polecam. 

Dead Cells

Odpaliłam czekając aż się coś skończy zgrywać. Pewnie jeszcze będę miała fazę na tę grę, na razie nie bardzo. 


Muzyka

Alien Force

Jakoś tak wyskoczył na mnie w rekomendacjach po Popedzie i... tak już ze mną został. Taki eto jest prucie mordy:


Popeda

Zespół którego nazwa była na jednym ze zdjęć z Muzeum Pracy w Tampere. Ich największy hit to najwyraźniej "Lihaa ja perunaa" czyli "Mięsko i ziemniaczki". Kolejny dowód na bliskość dusz polskich i fińskich. 




Tyle! Jeśli chodzi o inne dokonania, to ogarniałam jeszcze moje tegoroczne NaNo (i przynajmniej w kwestii prac teoretycznych to był przełom i jestem zadowolona). Plany na październik obejmują: czytanie, w tym wspólną (z siostrą) lekturę "Najskrytszej pamięci ludzi" Mohameda Mbougara Sarra, "Pana ciemności" Silverberga i może coś z kolekcji Hachette. Z gier zdecydowanie najbardziej zaprząta mnie teraz "Blasphemous" a czas zjada album, który chciałabym dokończyć (przynajmniej jeśli chodzi o część praktyczno-techniczną, opisu mogę dopracować później) przed listopadem, ale nie wiem, czy to fizycznie wykonalne. Ale działam! 

Dowody:


Przystań na Suomenlinnie nieopodal Muzeum Zabawek

Helsinki

Katedra w Helsinkach



Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia