Książki
Pod sztandarem nieba
To taki trochę spadek z września, bo w listopadzie tylko
dokończyłam lekturę. Pod pretekstem opisania morderstwa dokonanego przez braci
Lafferty na szwagierce i bratanicy autor zagłębia się w historię mormonizmu
oraz bardzo niepokojący mormoński fundamentalizm. Jak sam autor przyznaje,
zaczęło się od tego że znając wielu Mormonów był zafascynowany ich pozytywnym
nastawieniem do życia. Jego Mormońscy koledzy wydawali się zawsze weseli i
szczęśliwi. Krakauer postanowił więc zgłębić temat. I powoli otwierały mu się
oczy na rzeczy, których nigdy by nie podejrzewał. Za fasada szczęśliwych ludzi
skrywały się bardzo mroczne sekrety, zarówno w postaci obecnie działających
odłamów ale też w samej genezie religii.
Krakauer pisze i o historii i o współczesności, zahacza o prawdy
wiary ale i konkretne sytuacje. Jest tu też trochę o Warrenie Jeffsie znanym
pewnie szerszej publiczności (poza USA) z serialu dokumentalnego „Bądźcie
życzliwi. Modlitwa i posłuszeństwo ”. Także no... To nie jest miła lektura.
Dowiedziałam się z niej jednak mnóstwa na temat mormonizmu, szczególnie jego
historii, ale także doktryny oraz powodów dla których zyskał taką popularność. Myślę
że cenna jest perspektywa Krakauera – człowieka z zewnątrz, nastawionego
pozytywnie. To nie jest też tak, że autor maluje cały Mormonizm w czarnych
barwach, raczej po prostu nie stroni od jego mniej sympatycznych aspektów czy
odłamów.
Pan ciemności
To jedna z tych książek z kategorii „winie Vesper”. Trochę
się bałam co to będzie, bo do horroru wciąż podchodzę jak pies do jeża (i po
„Twierdzy” nie możecie mnie winić), ale przeleciany wzrokiem opis mnie kupił a
autora wprawdzie nie czytałam ale kojarzę nazwisko. To wzięłam, jak nie wziąć
jak mi mignęło że XVI wiek, Afryka i Conrad a w dodatku na bazie pamiętników?
Obawiałam się też jakości tłumaczenia bo to chyba ten sam Sokołowski pierwszy
debiutant Rebisu... Ale również niesłusznie.
Wprawdzie widziane w internecie recenzje, że to sam seks i
kanibale i wszyscy pójdziemy do piekła okazały się przesadzone (znaczy jest
seks i kanibale, ale ja się w życiu naczytałam Mastertona, „Pan ciemności” to
jest czytanka szkolna) ale za to powieść trzyma klimat pamiętnika z epoki. Język
nie jest przesadnie archaizowany, ale sprytne wtrącenia alternatywnych/portugalskich/afrykańskich
nazw roślin i zwierząt robią swoje (jako i orzekłam w mojej pracy
magisterskiej, hehe). Sam sposób opowiadania, otwartość na nowe doświadczenia,
ciekawość świata kojarzyły mi się bardzo z mentalnością Radziwiłła Sierotki (którego „Peregrynacje do ziemi świętej” bardzo polecam, chociaż nie ma seksu i
kanibali. Jest za to CHAMELEONT :D ).
Fabularnie? Nasz narrator i główny bohater, Andrew Batell w
wyniku splotu niekorzystnych okoliczności trafia jako jeniec do Angoli,
znajdującej się wówczas pod panowaniem Portugalskim. I przez 20 lat próbuje
wrócić do domu, w międzyczasie obserwując niesamowite zwyczaje lokalnej
ludności, zdobywając i tracąc fortuny oraz trafiając w ręce straszliwych
kanibali Jaqqa.
To nie jest książka która się czyta szybko, dużo w niej
opisów przyrody i zwyczajów Afrykańczyków, niewiele dialogów. Ale jakież to
było miodne.
Teraz się tylko boję że inne książki Silverberga mnie
rozczarują i będzie jak z Simmonsem.
Zatracenie
Tu z kolei niewypał. To niby jest straszne i wstrząsające a
po mnie spłynęło. Bohater jest żałosnym ciulem, mój boże, żeby to on jeden na całym świecie.
Seriale
Lupin
Jakoś tak wyszło, że w końcu zabrałam się za tego jeża. I
co? Da się? Da się. Oczywiście co do samej wierności oryginałowi ocenie po
lekturze opowiadań (już zakolejkowane na buddy reading z siostrą; swoją drogą
potrzebujemy na to jakiejś swojskiej nazwy), natomiast cokolwiek by się działo
twórcy serialu wyjdą z tego raczej obronną ręką za sprawą konwencji-wytrycha
jaką przyjęli. Główny bohater serialu Assane Diop (w tej roli rewelacyjny i
przesympatyczny Omar Sy) jest fanem postaci stworzonej przez Maurice’a Leblanca.
Zaledwie fanem (wytrych) i aż psychofanem (co wyjaśnia jego działania). Odtwarza
więc skoki Lupina przy okazji realizując swój nadrzędny cel – zemstę na
człowieku odpowiedzialnym za śmierć jego ojca. Zaczynamy więc od luźno
powiązanych spraw a przechodzimy do bardziej ciągłej narracji w sezonie drugim,
gdzie wielki plan Assane’a zbliża się do finału. Ten pierwszy sezon jest może
ociupinkę lepszy, ale przejście z jednego sposobu narracji na drugi jest płynne
i dobrze pasuje do opowiadanej historii.
Największe zalety? Cóż, to serial francuski, nie
amerykański, więc kolor skóry jest cechą ich wyglądu a nie jedyną cechą
charakteru. Obsada jest z kategorii „różnorodnych” ale nikt nie został tam
wepchnięty za siłę, żeby wypełnić jakiś punkt na liście od producenta. Więc
spokojnie, to historia Assane’a Diopa, nie „czarnego Lupina”.
Druga rzecz to rewelacyjna obsada. Omar Sy to taki wielki
niezgrabny facet, który nawet z tego, że jest wielki i niezgrabny potrafi
uczynić coś uroczego. Ani przez chwilę człowiek nie wątpi w to, że jemu się
udaje wyjść cało z najdzikszych tarapatów i że ma szczerze oddanych przyjaciół.
Pan Pelegrini, główny antagonista, jest z kolei tak obrzydliwy, że nieomal
karykaturalny, ale z drugiej strony nie jest niewiarygodny (przypomina mi
takiego profesora, co mi kiedyś ukradł długopis :v ). Świetny jest też dzieciak
grający młodego Assane’a... Ale też właściwie każda inna osoba pojawiająca się
na ekranie (policjanci, kolega-paser, morderca w prochowcu, a także masa postaci
mniej lub bardziej epizodycznych).
Sam serial bawi się konwencjami, pozostaje zawsze gdzieś na
skraju bycia na serio a zupełnego pastiszu (są na przykład postacie, ujęcia i
pościgi rodem z lat 70.). To w końcu historia gentlemana-włamywacza, pewna doza
uroku osobistego i niepowagi są konieczne. Lupin łączy lekką komedię kryminalną
z poważniejszymi motywami, dobrze kreuje bohatera który jest uroczy, zabawny,
dość nieodpowiedzialny i kiedy trzeba przestaje żartować. Ta równowaga pozwala
na stworzenie pełnej, wiarygodnej postaci mimo że wiele kwestii wisi tu na
mocnym kołku zawieszenia niewiary. Równowaga wydaje się ważna dla twórców – ot
chociażby policjantów ważnych dla fabuły mamy czworo i każdy prezentuje inne
podejście, od kompletnej korupcji po nieszablonowe myślenie. To sprawia że mimo
rysowania grubymi kreskami powstaje pełny i wiarygodny obraz.
Czy polecam? No przecież.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz