wtorek, 13 grudnia 2022

NaNoWriMo 2022

Ponieważ w tym roku prowadziłam dość rozbudowane (co nie znaczy że sensowne) statystyki pomyślałam, że można zrobić z nich podsumowanie, może wyciągnąć jakieś wnioski. Poza tym czuję potrzebę uporządkowania jakoś tegorocznych doświadczeń – no i z tego też by się przydało wyciągnąć wniosku, biorąc pod uwagę, że moje tegoroczne dokonania były tyleż spektakularne, co bardzo głupie. A więc:

 

PLAN

To NaNo od początku zapowiadało się na katastrofę. Pomysł, który przyszedł do mnie w maju (jak pomysły na NaNo mają w zwyczaju), jakoś nigdy się do końca nie wykrystalizował, zmienił się po drodze w coś innego, a w sierpniu zamiast zajmować się konkretnym jaraniem żarłam kurczaka na łajbie, estoński marcepan i popijałam Original Long Drinki. Było super, ale zaburzyło kompletnie moje przygotowania. We wrześniu, kiedy należało pisać już konkretny plan w tabeli, wciąż nie wiedziałam co pisać. I tak, szamocząc się z myślami, uznałam, że to  takim razie dobra pora pisać „Colta”, czyli moją powieść (również częściowo pisaną w czasie dwóch NaNo) sprzed bagatela 12 lat, która miała już ileś wersji, parę redakcji, przeszła kompletne metamorfozy i wciąż nie istniała w żadnej sensownej formie, a z której kolejną iteracją nosiłam się już kilka lat.

Czy to samo w sobie było złym pomysłem? Uważam, że nie. Natomiast to, że ja już tę historię znam bardzo dobrze (bo przez te 10 lat nie opuściła mojej głowy) zapowiadało ciężkie pisanie, a tymczasem w związku z kombinacją kilku czynników nie miałam czasu dobrze się do tematu przygotować, wejść w klimat, ogółem nic. Z jednej strony wiem, że dobrze, że nie czytałam poprzednich wersji, ale z drugiej bardzo szybko dotarło do mnie, że nie mam alternatywy dla tamtego pomysłu – pomysłu, którego prawie nie pamiętam (mówię o narracji). Miałam tylko jakieś mgliste plany na poważne skomplikowanie formalnej strony tekstu, ale nic konkretnego, co szybko ukręciło wspomnianym planom łeb, a to w związku z drugą decyzją, tą, która nie była chyba najlepsza (choć raczej nie aż tak tragiczna, jak obecnie czuję), a mianowicie ambitnym planie napisała w tym miesiącu 100k słów.

WYKON

Można się złapać za głowę, że sto tysięcy słów w miesiąc to szaleństwo, ale w zeszłym roku moje NaNo miało słów 94949. Och, na boga, to był zupełnie inny rok. Rok z planem, z nowym pomysłem, gdzie wszystko mogłam wymyślać od zera, gdzie nie ciążyła mi żadna poprzednia wersja ani żaden dość już dokładnie obmyślony świat. To sobie mogłam pisać. A tym czasem w tym roku nie tylko uparłam się na szaleńcze tempo, ale jeszcze dopadło mnie życie, organizm zaprotestował: ani się skupić ani wysiedzieć na krześle, ani się wyspać – zamiast jarania wyszła bardziej gorączka. Skończyło się lekarzem, badaniami za miliony monet i wnioskiem, że wyniki dobre, niech pani chodzi na spacery (a jestem gdzieś między anemią a tężyczką, ale ok). Także ten, może nie ma się w ogóle co przejmować rokiem przyszłym, bo pewnie go nie dożyję.

Co do samego tekstu, nie podejmuję się go oceniać. Pisało mi się ciężko, ale to niewiele znaczy, przekonałam się już wielokrotnie. Na pewno pod względem formalnym nie udało mi się nic osiągnąć, ale może po prostu ten tekst chce tej swojej trzecioosobowej, spersonalizowanej, naładowanej infodumpami i dygresjami narracji i tu nie ma co walczyć. Pisało się jednak ciężko, bo zamiast wymyślać nowe rzeczy musiałam trzymać się jakiegoś lore, czego nienawidzę. W dodatku miałam plan, żeby w tych 100k faktycznie zamknąć całość: skróciłam drugą połowę tekstu bardzo drastycznie, skupiłam się na głównej linii fabularnej, planowałam mocno zmienić realia na planecie, która wciąż nie ma nazwy (poprzednio chyba była Hasar Hasariot, ale nie pamiętam za diabła dlaczego). No to mam 100k mniej więcej pierwszej połowy. Tyle było z tego skracania, a właściwie to bym tam jeszcze dopisała. Ale może w redakcji pozmieniam to drastycznie, część rzeczy wstawię jako retrospekcje rozłożone regularnie po całości…?

W każdym razie mam 100k, prawie mnie to zabiło (a może faktycznie zabiło), nigdy więcej.

WNIOSKI

Przekonałam się, że napisanie 100k w miesiąc jest możliwe. I gdyby nie fatalne samopoczucie oraz walka z tekstem byłoby znacznie przyjemniejsze niż w tym roku. Ale nigdy więcej nie chcę tego powtarzać (zapamiętajcie te słowa, bo się ich potem wyprę). Po tak wielu (CZTERNASTU) NaNo wiem już co działa, co nie działa, jak przeżyć w listopadzie (a także jak niemal go nie przeżyć; doświadczenie nie powoduje, że unika się błędów, ono powoduje, że po fakcie człowiek łatwo wyciąga prawidłowe wnioski). I dlatego plan na rok 2023, cokolwiek będę wtedy pisała (czyżby drugą połowę Colta, o matko boża błagam nie), zakłada:

- 50k jak normalny wariat

- cyzelowanie każdego zdania jak w „Brokacie i drwieniu”, bo było to dobre

Niby dwa punkty i niby nie wiem, co będę pisała, ale wiąże się to z pewnymi konsekwencjami.

DR ADDER A SPRAWA POLSKA

NaNo2018 było udane, ale nie bez powodu. Od dawna wiem, że czytanie w obcych językach fatalnie wpływa na mój styl po polsku. Nie, że zaraz się robią resursy, resorty i dedykowane programy, ale nie jest to też, cóż, to co się dzieje w „Brokacie i drwieniu”. W 2018 skupiłam się na czytaniu po polsku, jakkolwiek nie było to ograniczające i jakkolwiek narażało mnie i tak na kontakt z potworkami językowymi (poziom tłumaczeń z angielskiego powinien być ścigany z urzędu) – ale efekt był. Także, roku 2023, będziemy cierpieć dla sztuki. Uderzę w miarę możliwości w tłumaczenia z języków innych niż angielski no i do polskich autorów, a w koszu wyląduje większość yt i podcastów. Jak długo wytrzymam? Zobaczymy. (Stoi mi to też na zdradzie nauka Rosyjskiego i, następnego w kolejce, Niemieckiego, no ale. Jakoś muszę te kwestie pogodzić).

PO TRZY NOGI

No to cześć tekstowa za nami, pora na cyferki.

Najwięcej napisałam: 1 listopada (5086)

Najmniej napisałam: 30 listopada (1668)

Każdego dnia udało mi się napisać więcej niż absolutne minimum konieczne do napisania 100k na dany dzień (liczba się zmieniała, bo konsekwentnie budowałam przewagę), najmniej (11 słów) 24 listopada.

Średnio pisałam 3407 słów dziennie.

Na wykresie wyraźnie widać kryzys, który dopadł mnie 21 listopada i już do końca nie odpuścił (dwa lepsze wyniki to efekt sztachety).

Wzięłam udział w 4 sztachetach (wszystkich), przebiegając 20 zmian i napisałam w ich trakcie 38993 słowa (co daje mi 2 miejsce za Martin2442, ale ona miała zmian 27),  średnio 1950 słów na godzinę (2 miejsce za SrebrnąFH). Sztachety KRUL.

Biegałam też w sprintach, ale szybko straciłam ducha do zaznaczania tego w tabeli, więc nie mam statystyk, jeśli się zbiorę w sobie i uzupełnię, to zedytuję posta.  




 

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia