środa, 1 lutego 2023

[Rachunek za] Styczeń 2023

Wprawdzie rok zaczął się od choróbska, gorączki, kataru i kaszlu, ale jeśli chodzi same kwestie życiowo istotne (czytanie), to wyszło bardziej super niż się spodziewałam. Mam nadzieję utrzymać takie tempo, ale wiem też, że to nadzieje płonne. Niemniej: bez większej paniki przeczytałam w styczniu aż 7 książek. Może nie były to jakieś cegły, ale tylko jedną można by nazwać broszurką. W dodatku udało mi się ruszyć pewne stosy, które mają tendencję do leżenia odłogiem. Udało mi się też z marszu zawalić pewne postanowienia, więc wiecie-rozumiecie, wejście w nowy rok było mocne. 


Książki

Before Your Memory Fades, Toshikazu Kawaguchi (8/10)

Za trzecim razem to już chyba tradycja, że rozpoczynam rok od kolejnego zbioru opowiadań z serii o kawiarni przenoszącej w czasie. Pełen powtórzeń styl Kawaguchiego nieco mnie miejscami męczył, chyba bardziej niż w poprzednich częściach, niemniej też było bardzo spoko. Znowu jest o przemijaniu, o patrzeniu na sprawy z cudzej perspektywy i o wspieraniu tych, których się kocha nawet, kiedy oni sami zupełnie nie wierzą w sukces. Ponieważ tym razem akcja nie toczy się w Tokyo (!), mamy poza Kazu i Nagare nieco inny zestaw bohaterów. Fajny pomysł na to, by punktem wspólnym wszystkich opowiadań była ta sama książka. 

 

The Cat Who Saved Books, Sosuke Natsukawa (6,5/10)

Chociaż może i miejscami trafna, wydała mi się nazbyt banalna i dydaktyczna. Miała fajne momenty i może i autor trafnie diagnozuje pewne czytelnicze bolączki, ale nie jest to specjalnie odkrywcze a ton jest belferski. 


Ella i wykończyciel, Timo Parvela (7/10)

Kolejne opowiadanie o Elli, takim fińskim Mikołajku w spódnicy. Absurdalne, śmieszne, jak zawsze oparte na zasadzie głuchego telefonu. Nie jest to ten rodzaj ponadczasowej refleksji nad życiem, co w Mikołajku, ale bardzo poprawna, zabawna książeczka. 


Don Wollheim proponuje. 1985, antologia (bardzo różne opowiadania, ocena przy każdym poniżej)

W ramach ściągania książek z własnych półek a nie ciągłego dokładania na nie sięgnęłam i po tę antologię, wydaną w - co mnie nie co zaskoczyło - 1985 roku (polski wydawca otrzymał rękopis przed wydaniem angielskim!). W spisie treści pojawiło się jedno czy drugie nazwisko, które kojarzyłam (niestety również Ian Watson, tfu!), uznałam więc, że warto. No i właściwie było warto, chociaż przez większość czasu miałam wrażenie że jednak nie. A potem weszła Octavia E. Buttler cała na biało i przypomniała mi, że jednak fantastyka może być dziwaczna i porywająca. 

1. John Dalmas - Niebezpieczny człowiek (The Picture Man) - meh. Koleś potrafi siłą umysłu tworzyć obrazy na filmie. Zasugerowano konsekwencje. Nic z tego nie wynikło. (6/10)

2. Connie Willis - Kwarantanna (Cash Crop) - lepiej napisane, bardziej interesujące, ale ostatecznie mnie jakoś nie potrwało. Niemniej jeszcze na tę autorkę zajrzę. (6/10)

3. Ian Watson - Pamiętamy Babilon (We Remember Babylon) - Nie wiem, co ten człowiek ma w sobie, ale jego styl - który nie jest przecież obiektywnie zły, to opowiadanie ma całkiem dobre fragmenty, szczególnie na początku; pomysł też jest ciekawy, chociaż przy wykonaniu rozłazi się w tle - ten styl wysysa ze mnie siły życiowe, no nie wiem, tego nie da się czytać, to jest potworne. To nie moje pierwsze spotkanie z tym człowiekiem ale z pewnością ostatnie. (x.x/10)

4. Stephen R. Donaldson - Czynnik ludzki (What Makes Us Human) - o czym to było musiałam sobie przypomnieć drogą eliminacji :D Ponownie tekst, w którym są jakieś pomysły, ale w tle i niewiele z tego wynika. Jakoś tak, że ludzie bystrzejsi są od maszyn, tak w ostatecznym rozrachunku. Ale bez szału. (6/10)

5. Lucius Shepard - Salwador (Salvador) - dżungla, ćpanie, ptsd, jakieś paranormalne urojenia. Ponownie bez szału. (6/10)

6. John Varley - NACIŚNIJ ENTER (PRESS ENTER) - nagroda Hugo'85 Nebula'84 - ja wiem, że te nagrody to nie są jakieś super miarodajne, ale CZEMU?! W sensie to nie jest jakiś super zły tekst, po prostu ostatecznie nie ma w nim nic ciekawego? (najbardziej interesujący był język, jakiego użył tłumacz do oddania koncepcji, które obecnie towarzyszą nam w codziennym życiu, a wówczas prawdopodobnie nie miały w ogóle polskich odpowiedników). Być może po prostu to się bardzo źle zestarzało. (6/10)

7. George Alec Effinger - Obcy, którzy wiedzą, znaczy, wszystko (The Aliens Who Knew, I Mean, Everything) - to było z kolei faktycznie zabawne i dość uniwersalne. Na ziemię przylatują kosmici, którzy wszystko wiedzą i robią lepiej. I dość szybko robi się to męczące. (7/10)

8. Octavia E. Butler - Więzy krwi (Bloodchild) - nagroda Hugo'85 Nebula'84 - No i tutaj te nagrody są w pełni zrozumiałe. To opowiadanie jest niesamowite. Obrzydliwe, poryte, dziwaczne, faktycznie niezwykłe i do tego pięknie napisane.  (10/10)

9. Gary W. Shockley - Wytrysk gungi (The Coming of The Goonga) - opowiadanie z perspektywy kosmity. Jest przecudownie dziwaczne (i świetnie przetłumaczone). Nie tak dobre jak "Więzy krwi", ale zacne i nieoczywiste. (9/10)

10. Tanith Lee - Medra (Medra) - w porównaniu do poprzednich dwóch wypada nieco blado - jest melancholijną opowieścią o samotności. Ale dobre to było i z tą autorką też się jeszcze bliżej poznamy. (8,5/10)

Fabryka os, Iain Banks (7/10)

Powieść pojawiająca się w każdym praktycznie spisie książek porytych. No i tak, owszem, ona jest poryta, rzecz w tym, że z pewnością czyta się ją inaczej dzisiaj niż w 1984 roku. Że tacy ludzie istnieli wówczas, owszem, wiadomo (i nie chcę się tu wdawać w dyskusje na temat tego, czy było ich więcej czy mniej), ale nie wierzę, że każdy spotkał w swoim życiu kilku takich osobników, bo od czego jest Internet jeśli nie od tego, żeby spotykać tam różnego rodzaju obrzydliwych świrów, prawda? W efekcie zmienia się to z histerycznego "co kurwa?!" w "o matko, kolejny?". Rzecz jest z twistem, dobrze napisana, owszem, zryta, ale nie jakoś wyjątkowo popieprzona (ja chyba przez te wszystkie tru krajmy i tym podobne naprawdę już niczym się nie jestem w stanie przejąć jeśli chodzi o kondycje ludzką).


Arsene Lupin Dżentelmen Włamywacz, Maurice Leblanc (9/10)

[kategoria: Buddy Read]
Dotarłam w końcu i tutaj, w pierwszej pozycji z tegorocznego wspólnego czytania z siostrą. I jakie to było dobre. Nasz główny bohater, przy pomocy sprytu ale też przede wszystkim uroku osobistego, daje się złapać, ucieka z więzienia, knuje, kradnie, oszukuje i wszystko to z takim wdziękiem, że trudno się na niego gniewać. To są naprawdę zgrabnie napisane opowiadania, z dobrze zarysowanymi postaciami i świetnymi dialogami. Łogiń, a moja siostra już czyta trzeci zbiór opowiadań, haha. Ja zaraz zaczynam drugi. 


Podziemie pamięci, Yoko Ogawa (9/10)

Straszna, wręcz przerażająca książka o znikaniu. Na nienazwanej wyspie rzeczy znikają - przedmioty i koncepcje po prostu zostają zapomniane z dnia na dzień. I to co najbardziej przeraża to, że to nie jest książka o tęsknocie, bo po zniknięciu ludzie nie tęsknią za tym, czego nie pamiętają. To jest książka o pustce, która pozostaje i nikogo nie obchodzi. Książka o upadku cywilizacji, książka o tym, jak żyjemy obecnie i jak nikogo to nie obchodzi. Wspaniała rzecz, choć zdecydowanie nie napawa optymizmem. 


Seriale:

SG-1 (9/10)

Obejrzałam po raz kolejny kilka pierwszych sezonów (nawet nie jestem w stanie sobie przypomnieć w którym momencie jestem; po początkowym maratonie oglądam sobie teraz po odcinku do ćwiczeń). A Stargate, jak to Stargate... mniut. Nie wszystkie odcinki są równie dobrze, czasem są filery, lista zdolności Daniela nie ma końca a jego wada wzroku istnieje tylko wtedy, kiedy to konieczne, ale ogółem jest to doskonale zrobiony, dobrze zagrany serial, jakiego teraz nie sposób uświadczyć. Widz nie jest traktowany jak kretyn, poruszane są poważne kwestie, wszystkie postacie są dobrze zarysowane. Dużo tu gry spojrzeniami, dziwnymi minami, ogółem niewerbalną komunikacją. Do tego każdy jest tu indywidualnością. Teal'c nie jest po prostu ciętym z metra jaffa, on jest tym konkretnym, rozbrajająco autystycznym jaffa.  Kto widział, niech obejrzy raz jeszcze, bo nawet kiedy zna się odcinki na pamięć to wciąż bawią. Szczególnie pierwsze dwie serie, gdzie dużo jest praktycznych efektów, które nawet jeśli niedoskonałe, to zestarzały się znacznie mniej niż późniejsze cgi, no i właśnie przez ten brak perfekcji dodają całości autentyzmu. 

To nie jest tak, że SG-1 się broni pomimo czegoś (np. swojego wieku) - ono się broni samo w sobie dobre teraz, jak dobre było kiedyś. 

Powolutku obejrzę sobie całość a potem wyruszę na Atlantydę. 

Trom 7/10

Serial z wysp owczych, obejrzany na platformie via play, bo siostra kupiła by oglądać mistrzostwa w ręczną. Swoją drogą, via play to jakieś srogie gówno i zdecydowanie nie polecam. każą sobie płacić jak za zboże a już pomijając, że nie mają własnych seriali w ofercie w Polsce, to jeszcze zazwyczaj to nie działa. występuje nieznany błąd i heja. oglądanie meczy było praktycznie niemożliwe a tego Troma to zobaczyłyśmy, bo był a) z Wysp Owczych b) jako jedyny działał, chociaż też trzeba było się namęczyć, żeby włączyć napisy a nie lektora. Bo oczywiście serwis streamingowy prędzej zadba o lektora niż o poprawne funkcjonowanie. Ale wracając do serialu...

Prosta historia kryminalna: lokalna aktywistka walcząca z połowami wielorybów zostaje zamordowana. Policja sobie nie radzi, wszyscy umywają ręce, rzeczy się komplikują. Do prawdy próbuje dojść dziennikarz śledczy, z którym przed śmiercią próbowała skontaktować się ofiara. Ładne widok, trochę lokalnego klimatu. 

Do obejrzenia, ale jak nie znajdziecie to też nic się nie stanie.  


Filmy

Stargate 6/10

To nie jest dobry film. Nie jest też jakiś straszliwie zły, jest po prostu, no... Emmerichowy. I ja nawet lubię Emmericha i pewnie miałby wyższą ocenę (szczególnie, jeśli wziąć pod uwagę, że to on był pierwszy, więc te potem rozwinięte w serialu koncepcje tutaj pojawiły się jako pierwsze), gdyby nie Russel Crowe. Na boga jakie drewno. Ta postać w ogóle jest słabo napisana, szok, co zrobił z nią Richard Dean Anderson w serialu. 

Do obejrzenia przed serialem, jak ktoś jest zainteresowany, ale poza tym to nie trzeba. 


Gry

Hades

Nie mówcie mi jak żyć. 


Noita

Trochę poklikałam, jeszcze pewnie do niej wrócę, ale mnie nie wciągnęła i prawdę mówiąc, zwyczajnie źle widzę, co się dzieje na ekranie.


Książę Persji: Dwa Trony

W tej serii moimi absolutnymi faworytami są "Książę Persji 2008" i "Piaski czasu", ale "Dwa trony" wspominam pozytywnie ze względu na złego księcia, który jest, cóż, wspaniały. Na razie dopiero zaczęłam grać, dotarłam do pierwszej sekwencji z jazdą na wozie i przypomniałam sobie, że istnieje duża szansa, że ja tej gry nigdy nie skończyłam, bo któraś z tych przeklętych sekwencji mnie tak wkurzyła, ze po prostu wyszłam. Walczę też trochę ze sterowaniem, ale przede wszystkim z tym, że ta gra ma kompletnie w dupie jakąkolwiek perspektywę i konsekwencję w prezentowaniu odległości albo umiejętności bohatera. Coś wygląda jakby było sześć metrów dalej, jest dwa. I tak cały czas. Mam wrażenie, że to jest zrobione na odwal się. 



Cieszy mnie ile zdołałam przeczytać w styczniu, szczególnie, że było trochę oglądania mistrzostw w ręczną oraz innych zajęć. Przede wszystkim zabrałam się wreszcie za ten słynny niemiecki, na który się czaiłam już kilka lat i jak na razie jakoś to idzie, chociaż nienawidzę rodzajników i wiem, że będzie w tym temacie walka.  

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia