Czy to kryzys, czy to jest czytanie?
Moje statystyki w tym miesiącu, mówiąc oględnie, nie olśniewają. W ogólnym rozrachunku zdołałam dotrzeć do punktu, w którym jestem 6 książek w plecy z wyzwaniem 52/rok i jakieś 2500 stron do tyłu z moim planem przeczytania 20000 stron. Czyli... gorzej niż było na koniec maja. Jeśli chodzi o wyzwanie punktowe - to w Excellu - to sobie czasem o nim przypominam i na tę okoliczność postanowiłam uzupełnić tabelę i zdiagnozować, czy problemy są, czy jednak ostatecznie jakoś się to równoważy. Iiiii... tak, równoważy się! Sama jestem zdziwiona: uzbierałam 27,5 punkta (razem z czytanym właśnie "Donikąd", które chcę skończyć przed lipcem - 29) a jest 26 tydzień. Szok, sama jestem zdziwiona, chociaż przecież miałam w tym roku trochę... strategicznych lektur.
Przede wszystkim wzięłam się za swoje własne półki. Aż 10 z przeczytanych 20 książek to moja własność, w tym tytuły, które na regale wstydu przeleżały około dekady, jak nie więcej ("Don Wollheim proponuje. 1985" i "Siedemdziesiąt dwie litery"). Brawo ja! Jakoś względnie idzie mi powstrzymywanie się przed czytaniem po angielsku (tu wjechały zaledwie 3 tytuły) - choć nie jest łatwo.
Za wielki sukces uważam przeczytanie książki po rosyjsku. "Можно ли забить гвоздь в космосе" nie jest moją pierwszą książką w tym języku, ale chyba pierwszą, która faktycznie przeczytałam z uporem od deski do deski a nie po stronie-dwie z długimi przerwami, łącznie męcząc rzecz kilka miesięcy, jak nie lat. Zajęło mi to miesiąc, a książka nie jest gruba, ale widzę znaczący postęp (inna rzecz, że pewnie to było po prostu bardzo prostym językiem napisane i przede mną zderzenie z rzeczywistością, hehe; z drugiej strony wysiadł mi wzrok, więc trudno było czytać nawet tę parę stron dziennie). Jest git, przy wyborze następnej właściwie blokuje mnie głównie mnogość opcji. Rozsądek mówi jedno (jakieś opowiadania, chociażby Jack London albo może Szukszyn), ale serce chce "Kłamstw Locke'a Lamory", ponieważ zawsze jest dobra pora na Locka Lamorę. I tak, oczywiście, że mam papierowe rosyjskie wydanie "Kłamstw Locke'a Lamory". Przecież mam nawet dwa angielskie. I kupię więcej, jak będzie okazja.
Staram się czytać z Legimi, skoro za nie płacę i wychodzi tak, w gruncie rzeczy, średnio - ale nie dziwota, skoro mi to koliduje z czytaniem papieru z półek. Przy średniej 1 książka miesięcznie to tak niespecjalnie wychodzę na plus ekonomicznie, ale myślę że to się jeszcze zmieni w zależności od tego, jak wiatr powieje i w ogóle. Plus, co ważne, wielu książek nie kupuję właśnie dlatego, że są na legimi, więc poniekąd półka w tej usłudze to kolejna półka wstydu a za to jakim niskim kosztem i przy oszczędności miejsca.
Rzut oka na statystyki trochę zmienił moje postrzeganie pierwszego półrocza roku 2023. Żyję w jakimś przekonaniu, że jestem wiecznie w plecy a tymczasem po uwzględnieniu wszystkich dodatkowych okoliczności wychodzi na to, że jestem wręcz na górce. W dodatku z przeważającej większości lektur jestem bardzo zadowolona. Na minus jedynie: "The Cat Who Saved Books", "Arsene Lupin kontra Herlock Sholmes" i "Mała Syberia" a i one nie były jakoś specjalnie okropne, po prostu słabe i tyle. Chciałam wypisać największe hity półrocza, ale pozostałe książki były naprawdę bardzo dobre. W różnych kategoriach, ale bardzo dobre.
Książki
Можно ли забить гвоздь в космосе и другие вопросы о космонавтике (Czy w kosmosie można wbić gwóźdź i inne pytania o kosmonautykę)
Donikąd. Podróże na skraj Rosji
Michał Milczarek ma źle w głowie i jest to piękne. To ta książka w której Hemingway zderza się z Dukajem w czymś co jest najdziwniejszym, najwspanialszym reportażem, jaki w życiu czytałam. Milczarek od dziecka fascynował się mapami a raczej tym, co jest na ich skraju, na końcu świata. I nie poprzestał na rysowaniu nieistniejących dróg i ostrym fazowaniu. On po prostu na ten koniec świata pojechał. Kamczatka, Magadan, Komyła, Workuta, Ewenkia, Norylsk - te nazwy tak znane a miejsca tak odległe, że trochę trudno uwierzyć, że istnieją naprawdę. I gdyby to był taki zwykły reportaż, gdzie autor pisze gdzie był, co widział, co zrobił, kogo spotkał, to książka byłaby kompletnie do chrzanu, bo w tym rzecz, że Milczarek pojechał donikąd. Że tam nic nie ma - poza rozkładem, rozpadem, śmiercią, apokalipsą, końcem, brakiem, czasem przeszłym, ale jakoś bez teraźniejszości. Rzecz w tym jednak, że Milczarek, jak fazował w Szczecinie fazuje nadal na Kołymie.
To jest taka piękna, piękna, piękna książka o takich strasznych, brzydkich, martwych miejscach. Milczarek chciał odnaleźć nic i mu się to udało.
Obejrzane
The Grand Tour: Eurowypad(ek)
Wprawdzie z TGT pożegnałam się właściwie jeszcze przed końcem ostatniej normalnej serii, bo męczyło mnie jak bardzo widoczny był scenariusz, to tego odcinka nie mogłam odpuścić - w końcu byli na Torze Poznań! Było zabawnie, było interesująco, było znowu trochę zbyt jawnie wedle scenariusza, ale poza tym na plus. Można zobaczyć. Są momenty przekomiczne.
Palpito (Ukradzione serce) sezon 2
Widziałam dopiero jeden czy dwa odcinki, ale no co mam powiedzieć, Gang Homoseksualistów Handlujących Organami powrócił, główny bohater maslany jak nigdy, fabuła z dziurami a Zachariasz, no, did something wrong, ale i tak Team Zachariasz. Jeśli szukacie czegoś głupiego ale wciągającego do oglądania przy alkoholu to polecam.
Czyli znajomości z komisarzem Montalbano ciąg dalszy. Nie spodziewam się w tej serii rewolucji - kolejne filmy to po prostu więcej tego samego. Nowa sprawa, ale starzy bohaterowie mniej lub bardzirj uwikłani we wszystko, co już o nich wiemy a także pewne nowe wydarzenia. Niezmiennie polecam tę serię każdemu, kto lubi sympatyczne kryminały bez nadmiernej przemocy.
Taniec mewy
To też Montalbano, ale tutaj nastąpił nagłe zwrot w... nastroju. Napięcie jest większe, znacznie wyższe stawki. Znacznie mocniejsze od poprzednich odcinków.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz