poniedziałek, 31 lipca 2023

[Rachunek za] Lipiec 2023

Lipiec to zawsze dla mnie miesiąc bardzo intensywny, chociaż głownie chodzi o siedzenie przed ekranem i jaranie się jak inni się męczą. Chodzi oczywiście o Tour de France, w tym roku jeszcze Tour de France Femmes (chociaż na to raczej zerkam niż oglądam) oraz Tour de Pologne, który rozpoczął się w Poznaniu, więc na trasę trzeba było pójść.

Tour de France

Nie, nie odpuszczę :P

Co to był za wyścig, rany boskie. Niewątpliwie dużo dała świetna trasa. Zrezygnowano z długich płaskich etapów dla sprinterów, które, bądźmy szczerzy, zazwyczaj były nudne przez jakieś 85% czasu a i to tylko jeśli pojawiła się jakaś ciekawa ucieczka. Zamiast tego były etapy znacznie krótsze, dynamiczniejsze, bez dłuzyzn. Etapy w górach – mordercze. Człowiek zadyszki mógł dostać od samego patrzenia. Nawet jednak na bardzo dobrej trasie nic by się mogło nie wydarzyć, gdyby nie zmiany, które nastąpiły w ostatnich latach. Po potwornie nudnych wyścigach kontrolowanych skutecznie, ale bez polotu przez Sky/Ineos nareszcie „się dzieje”. Nareszcie mamy liderów, którzy sami biorą sprawy w swoje ręce, którzy są na tyle blisko siebie, że wyścig nie przestaje być interesujący i muszą walczyć od samego początku.

Tak, mnie też przypomniały się dawne czasy, te co to już nikt nie wie kto wygrał bo całe sekcje klasyfikacji generalnej zostały zdyskwalifikowane. Tylko dla mnie to nie są złe wspomnienia. Tamte Toury były spektakularne. Pamiętam do dziś masę epizodów, podczas gdy era Froome’a wyparowała mi z pamięci jeszcze kiedy trwała. I to wcale nie znaczy, że wtedy wszyscy byli czyści. Nie wiem czy w historii tego sportu był taki rok, że byli czyści. W dupie to mam. To nie jest sport, w którym ustanawiane są rekordy (w taki sposób jak w chociażby w lekkiej atletyce czy podnoszeniu ciężarów). Ma się dziać – i w tym roku się działo. A na dodatek Kwiatkowski wygrał etap i to jaki etap! Szkoda że Rafał nie dostał szansy.

Na minus to, że za ostateczny wynik, a na pewno kształt wyścigu odpowiadają motocykle, które zajechały drogę atakującemu Pogačarowi... Pewnie i tak by spuchł, no ale. Ostatnimi czasy jakby więcej tych incydentów choć być może to kwestia pokazywania całych etapów i tego, że teraz po prostu to widzimy.

Podoba mi się bardzo rywalizacja Vingegaarda (w tym sezonie jako „Winogron”, w zeszłym „Vinegret”; na tym etapie chyba nie ma znaczenia jak naprawdę wymawia się jego nazwisko) z Pogačarem, przede wszystkim dlatego, że są to tak różni zawodnicy. Tadej szaleje, a Jonas jedzie za nim jak taka nieustępliwa duńska wesz.

I ta czasówka. O panie, ta czasówka! Myślę że ze dwa etapy w tym Tourze dołączyć by mogły spokojnie do „Etape” Michaela Moore’a (w Polsce jako „Tour de France”) i będziemy o nich wspominać jeszcze z kilkadziesiąt lat.

Tour de France Femmes

Walka o kobiece kolarstwo trwa. I myślę że jeszcze trochę potrwa, ale idzie to w dobrym kierunku (są transmisje, pojawiło się odrobinę pieniędzy), teraz wiele już zależy od zawodniczek. W przyciąganiu do ekranów idzie im chyba dość średnio - mnie nie przekonały na tyle żeby oglądać każdą transmisję, ale mają trudniej niż panowie, bo komentatorzy na ich wyścigach są... Ech. Chociaż po wysłuchaniu „komentarza” do Tour de Pologne muszę przyznać że Probosz naprawdę nie jest taki zły.

Narzekań na to jak panie jeżdżą jest sporo, ale chyba narzekają ci, co widzieli, więc to jest mimo wszystko pewien plus. Dla mnie osobiście dołująca jest dominacja holenderek i belgijek nie dlatego, że są najlepsze, ale przez ich postawę. Był już na olimpiadzie incydent kałowy, kiedy musiały jechać bez radia i okazało się, że wcale sobie nie radzą bez prowadzenia za rączkę. Więc zamiast wyciągnąć wnioski była wielka sraczka, że tak nie wolno, żeby ktoś poza nimi wygrywał (: ta sama postawa która w męskim peletonie reprezentuje belg Jasper Philipsen z jakiegoś powodu hołubiony przez sędziów, chociaż powinien być wielokrotnie karany za niebezpieczna jazdę, zajeżdża nie drogi czy, nie żartuję, próbę zepchnęcia z jezdni zawodnika, który chciał uciec z peletonu. Teraz na Tour de France Femmes Vollering przejechała się za samochodem w nieprzepisowy sposób i zesrała wraz z dyrektorem sportowym że jak to dostała karę za łamanie przepisów, czy oni wiedzą w ogóle jak zorganizować wyścig? Plus taki, że do kary 20 sekund wywalili jeszcze ich samochód z kolumny. I bardzo kurwa dobrze.

No ale TdFF to nie tylko wożenie się w peletonie, bo robić nie ma komu. To także kolejny świetny występ Kasi Niewiadomej. Na Turmalet doszły ją na 8 sekund... I ona nie odpuściła i znowu wyrobiła przewagę. Ostatecznie przyjechała druga, zdobyła koszulkę w grochy za cały wyścig i – po ostatnim etapie jazdy na czas – zajęła, ponownie, 3 miejsce w generalce. Tak trzymać!

Tour de Pologne

Naszego narodowego Touru nie śledzę, czasem jakiś ostatni etap, jak nasi mają szansę, czy coś, ale ogółem nie patrzę. Z powodu dość nieszczęśliwego umiejscowienia w kalendarzu to nigdy nie będzie wyścig dla tych największych – a na pewno nie w szczycie kariery. Chociaż w tym roku mamy w składzie, poza Kwiatkowskim i Majką, także Mohorica (który nie tylko zdobył piękne zwycięstwo etapowe w TdF, ale jego wypowiedz po etapie przejdzie do historii) i Gerainta Thomasa.

Nie ukrywam też że nudzi mnie ten wyścig dookoła Polski, który jest wyścigiem Kraków-Bukowina... W tym roku dla odmiany jednak start w Poznaniu z finiszem na Torze Poznań, więc poszłam na trasę i zerkałam w telewizji, co się dzieje, ale komentarz na TVP był wstrząsajacy. I nie w dobrym sensie.

Książki

Gambit lisa 9/10

Ile ja lat czekałam na taką książkę, rany boskie. Twarde sf, worldbuilding na piątkę, zero współczucia dla czytelnika już od pierwszych zdań. I Jedao, Och, Jedao.

Audiobooki

Na okoliczność zniżkowej ceny storytela (boże jak obrzydliwa jest ta nazwa, kto to wymyślił i jak go za to ukarano?) oraz braku czasu na ogarnianie życia przesłuchałam jakąś nieludzką ilość audiobooków. Serio, już mi się nawet nie chciało odznaczać na Storygraphie.


Lepsi od Pana Boga. Reportaże z Polski Ludowej 9/10

Ze wszystkich przesłuchanych audiobooków ten tytuł jest zdecydowanie najlepszy. Świetnie zrobiony zbiór reportaży z lat 50. i 60. Nie tylko teksty są dobrze napisane i interesujące, nie tylko poruszają różnorodne tematy, ale też są oparzone komentarzem autora, osadzającym je w kontekście, rozwijającym wątki, odpowiadającym dalsze losy bohaterów i zjawisk, pokazującym ewentualne konsekwencje ich publikacji. Dzięki temu czytelnik nieposiadający żadnej wiedzy o opisywanych zdarzeniach może w pełni zrozumieć tekst.

Same reportaże dotyczą różnych zjawisk społecznych na przestrzeni lat. Jest tu trochę reportażu wcieleniowego, którego Janusz Rolicki jest mistrzem. Wspaniały jest tekst o budowie, gdzie autor, jako nowicjusz wśród budowlańców, musi szybko nauczyć się radzenia sobie w tym trudnym fachu, gdzie nawet łopatę trzeba sobie zdobyć – a potem jej nie stracić. W podobny sposób zapoznajemy się ze światem pastuchów, rybaków czy państwowych urzędników. Jest o studentach mieszkających na waleta w akademiku, jest o nieco szalonym inspektorze z wydziału komunikacji, o zdegradowanym społecznie dozorcy domu. Piękne są to teksty, a sam zbiór i sposób jego opracowania sprawiają, że jest też wartościowy.

Nie to co reportaże z lat 90. Wydane przez Czarne, gdzie nie tylko nie dodani ni grama kontekstu ale na dodatek w antologii zamieszczono teksty prasowe, a więc takie, które nigdy nie mialy funkcjonować samodzielnie.


Może (morze) wróci 7/10

Ludzkość jest zdolna do czynów wielkich. Niekoniecznie są jednak one słuszne. Zniszczenie morza, zwrócenie biegu rzek i spowodowanie jednej z największych – jeśli nie największej – katastrofy ekologicznej w historii to właśnie przykład ludzkiej bezmyslnosci, której konsekwencje są chyba nie do odwrócenia. Historia jest prosta: [Chruszczow] zobaczył w USA pola bawełny i uznał ze chce własne. Lepsze, większe i na pustyni, bo czemu by nie. Rozpoczęto ogromny – by nie rzec straszliwy – projekt irygacji stepow Uzbekistanu. Tylko rozmach nie był w tym projekcie bylejaki. Błędem był już sam pomysł a jego niechlujne wykonanie stało się gwoździem do trumny pozostajacego wcześniej w delikatnej równowadze ekosystemu Morza Aralskiego. Było morze. Teraz jest tam słona, toksyczna pustynia.

(autor autor), zobaczywszy przypadkiem artykuł na temat Morza Aralskiego uświadomił sobie jak mało o nim wie i jak w ogóle nigdy sie nad nim nie zastanawiał. Więc wsiadł w samolot i poleciał do Uzbekistanu zobaczyć na własne oczy morze, którego nie ma.

Nie jest to monografia tematu, bardziej opis podróży do Uzbekistanu, poruszający więcej wątków niż tylko tytułowe morze. (sabela) opisuje miejsca i ludzi, zwyczaje, Przygody w podróży, historie kraju, na ile ja liznął. Na koniec dociera i do portów porzuconych na pastwę pustyni oraz nad brzeg nędzne resztki jeziora niegdyś tak potężnego że nazywano je Morzem.


Warszawa Kryminalna tom I

Warszawa kryminalna tom II

Warszawa Kryminalna tom III

Warszawa kryminalna tom IV

Będzie zbiorczo, choć poszczególne części różnią się między sobą dość znacznie. Jedna poświęcona jest bardziej mafii, inna polityce. Te dwie uważam za najsłabsze, chociaż w przypadku tej mafijnej na mój negatywny odbiór może częściowo wpływać fakt, że sprawy były skomplikowane a ja jechałam to w audiobooku na prędkości x2. Na minus też to, że autorka powtarza się między swoimi książkami i w tym cyklu znalazły się też te same sprawy co w książce i błędach medycznych. Na plus, że sporej części spraw nie znałam, ogółem styl dobry, sensowne pozycje do przesłuchania przy sprzątaniu albo zmywaniu naczyń. Takie zbiorcze chyba 6,5/10


Peerel zza krat

Niektóre sprawy bardzo znane. Poza tym ok 


Tajemnice zbrodni

Chyba mi się ta książka podobała. Chyba bo za nic w świecie nie pamiętam która to była w zalewie trukrajmu. 


Hipokrates przed sądem

Błędy medyczne i batalie sądowe z nimi związane. Mało o medycynie, dużo o przepychankachbw sądzie, ogółem dość miałka publikacja, która mam wrażenie staje po stronie lekarzy. 


Filmy

Polowanie na skarb

Wiek wątpliwości 

Tak, to znowu Montalbano. "polowanie na skarb" to drugi po "Tańcu mewy" film podchodzący od dość... Może nie pogodnej ale łagodniej konwencji. Jest thrillerowato wręcz. 


Muzyka

Będzie nieco nietypowo. Bo wprawdzie wyszła w lipcu nowa płyta, na którą warto zwrócić uwagę i chociaż opublikowano koncert, który obejrzeć należy i chociaż to w lipcu (chyba, ale nie pisałam o tym wcześniej) ukazał się nowy album najciekawszego chyba tworzącego obecnie artysty, to zapamiętałam ten miesiąc bardziej pod kątem absurdalnych powrotów do hiciorów sprzed lat, ale o tym na samym końcu, żebyście wynieśli coś pozytywnego z tego słowotoku.

Nowa lipcowa płyta do obczajenia

Uguem tu coś miało być. Tylko jak to pisałam na koniec lipca to pamiętałam. A teraz uzupełniam pod koniec sierpnia i nie pamiętam za grosz. Pewnie chodziło o



Koncert Thy Catafalque

Jakoś od zeszłego roku (czy to już dwa lata?) Tomasz zaczął koncertować. Tak, the man, the myth, the legendary bojler eladó zaczął koncertować. I ponieważ jest Tomaszem Katai a nie jakimś tam virgin zespołem o stałym składzie, to zaprosił tylu wokalistów i muzyków ilu mu było trzeba, żeby każdy utwór wypadł perfekcyjnie. 

Bardzo mnie cieszy w tym koncercie absolutnie wszystko. Ze szczególnym uwzględnieniem tego, że znalazły się na nim utwory ze starszych płyt. Absolutnie niesamowita rzecz i świetna realizacja że strony wytwórni Season of Mist: 



Thy Cataflaque "Alföld"

Z Thy Catafalque jest tak, że nawet jak się nie podoba to nie można powiedzieć, że nie jest doskonale w tym, co robi. I tak jest z ich najnowsza płyta. Nie kij klimat. Tomasz wraca do swoich początków, zdecydowanie za ciężkich dla mnie. Jak w tym awangardowym black metalu zdecydowanie stoję po stronie awangarday. Natomiast rzecz jest i tak godna obczajenia, bo, cóż, to Thy Catafalque. Zaleca się słuchanie na dobrym sprzęcie. 



XD

A powrót? Jakoś tak na okoliczność nowego odcinka Piosenek, które ryją banię, odpaliliśmy sobie na tym samym kanale tego się słuchało z roku 90. I nie, powrót nie jest do roku 90. Powrót jest do roku 1995 i… Liroya. Pewnie gimby nie znajo a Zetki striggeruje ten durny ponad wszelką miarę tekst, ale chociaż nie słucham muzyki hopsiupowej, to do tego mam wielki, bezzasadny sentyment. Poskaczcie sobie razem ze scyzorykiem:


Tak, po natchnionym pierdoleniu o awangardowym black metalu puszczam wam rapera z Kielc I CO MI ZROBICIE.

W gry nie grałam, jak widać ledwo był czas, żeby jedną książkę przeczytać, wszystko podporządkowane największej sportowej imprezie świata. A teraz? A teraz mogę wam powiedzieć, że ten wpis powstaje w drodze na taki urlop, że cholera wie, czy go przeżyję albo w jakim stanie, więc nara, jeśli się to ukazało, to znaczy, że przeżyłam przynajmniej pierwszy tydzień tej eskapady.


(Nie, nie umyka mi, że publikuję to o miesiąc za późno. Większość tego wpisu powstało w ostatnich dniach lipca - częściowo w samolocie gdzieś nad Niemcami - tylko potem nie bardzo był Internet albo czas, by dokończyć, a jeszcze potem kompletnie zapomniałam, że mam bloga. Jak co miesiąc)

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia