wtorek, 31 października 2023

[Rachunek za] Październik 2023

To nie był dobry miesiąc. Nawet nie wiem, co robiłam, kiedy minął, jestem do tyłu ze wszystkim, nawet z niemieckim, gdzie zostało mi pół ostatniego rozdziału z książki, ale nie miałam czasu na dokończenie powtórki. Ale za to mam nowe hobby - rugby, więc bilans uznaję za plusowy. 


Książki

Poradnik zabójców wampirów klubu książki z południa 

Grady dowiózł, jak zawsze, chociaż z trzech jego książek, które przeczytałam, ta podobała mi się najmniej. Nie wydaje mi się zresztą, żeby to była kwestia książki samej w sobie, ale tematyki. Kury domowe i generalnie wszystko, co reprezentowały sobą bohaterki jest mi mocno obce. Niemniej - świetnie pokazany wampir, dobre studium gaslightingu i w gruncie rzeczy chyba najbardziej przerażające było właśnie to, jak bezbronne były bohaterki nie wobec wampira, ale wobec własnych mężów. Dobra rzecz, polecam. 


Znachor

Nie miałam pojęcia, że to jest taka kultowa książka ani że status kultowego ma film. Jakoś mnie to kompletnie ominęło. Wiedziałam o ich istnieniu, ale do głowy by mi nie przyszło, że ktoś współcześnie może się tym jarać. Dołęga-Mostowicz to dla mnie jednak zawsze był autor "Nikodema Dyzmy" (to dobra książka jest). Ponieważ w końcu jakoś wyszłam spod kamienia, to postanowiłam się zapoznać. Najgorsze, że szybko przypomniałam sobie, czemu nie przeczytałam nic Dołęgi-Mostowicza poza "Dyzmą...". Otóż czytałam. Miałam wielką nieprzyjemność zacząć czytać "Prokurator Alicję Horn" i jest to twór tak obrzydliwy, że prawie i tego "Znachora odłożyłam". No ale jakoś dałam radę. 

To jest, jak to u tego autora, sprawnie napisana powieść. Fabuła taka telenowelowa, z utratami pamięci i zbiegami okoliczności, które nic nie mają wspólnego z rzeczywistością. Nie dziwię się absolutnie, że ludziom się to podoba, bo ludzie generalnie lubią melodramaty, a tu wszystko jest na swoim miejscu. Można przeczytać, można nie. Najbardziej podobało mi się pod koniec, jak były współpracownik poznaje Wilczura, ale nie mówi nikomu z obawy o własną karierę. Dyzma jest znacznie lepszą książką. 


The Haunted Boy

Zgarnięty w ramach Rozkopane Czyta miniaturowy zbiorek opowiadań Carson McCullers, której duży zbiór opowiadań wydało niedawno Czarne. Ach, jakie to było dobre. Niepokojące, emocjonalne. Dobra rzecz. I jestem ciekawa, jak sobie poradził tłumacz bo język jest bardzo specyficzny i bardzo amerykański. Stylistycznie przypomina mi to trochę Feintucha i nie wiem własciwie czy to jest kwestia regionalna, czy może pokoleniowa. 


Dżozef 

Kolejna książka w ramach Rozkopane Czyta, trochę zgarnięte z desperacji, bo już naprawdę nic tam nie było ciekawego w tej kolejnej już na trasie księgarni (albo było drogo). Małeckiego zawsze chciałam przeczytać, a tu jeszcze o Conradzie to wzięłam "Dżozefa". 

To była dziwna książka. Być może za mało wiem o Conradzie by w pełni ją docenić, a więc może jeszcze do niej wrócę. 


Ring Shout

Kolejny z horrorów w MAGowej serii. Południe Stanów, alternatywna historia, w której Ku Klux Klan pokumał się z ciemnymi (sic!) mocami. 

Nie jestem pewna, czy tłumacz wyszedł zwycięsko z tego pojedynku (ani czy nawet się da). Nie jest jakoś bardzo źle, ale zdecydowanie chciałabym to przeczytać po angielsku, bo domyślam się, że jest napisane w aave a może i innych dialektach. 

Ma fajne momenty i koncepcje, miejscami ociera się jednak o śmieszność (za bardzo odchodzi od weird a wchodzi w horror i to z zacięciem filmowym powiedziałabym). 


Seriale 

Mask Girl 

Zachęciła mnie zasłyszana przypadkiem informacja, że to jest nakręcone bardzo dziwnie, bo próbuje oddać sposób rysowania webtoona na którego podstawie powstało i nie żałuję. Ależ to było dobre! 

Przepiękne intro nie kłamie, w środku będzie wspaniale. Przede wszystkim jest to rzecz ładnie złożona formalnie, a to mnie zawsze cieszy. Mamy różnych narratorów, w dodatku niewiarygodnych. A opowiadają nam one historię dziewczyny, która zawsze chciała zostać idolką, niestety ma szpetną mordę, co uniemożliwia jej karierę, mimo że ma świetne ciało i talent do tańca i śpiewu. Żyjemy jednak w XXI wieku, więc nasza bohaterka, Kim Mo-mi robi karierę streamując jako "Mask Girl" - dziewczyna w masce. Jak to jednak z takimi karierami bywa, równie łatwo co banów można nałapać stalkerów i wpaść w poważne kłopoty. 

Wspaniała rzecz i na pewno jeszcze parę razy sobie to obejrzę. 


Palpito (Skradzione serce) sezon 2 

Pierwszy sezon był w zarysie sensowną opowieścią, ale w telenowelowej konwencji, więc było tam pełno absurdów, melodramatów, maślanych ryjów i braku elementarnej wiedzy o świecie. I powiedziałabym, że sezonie drugim proporcje uległy odwróceniu. Ogólny kretynizm fabuły ulega jeszcze większej telenowelizacji, w gruncie rzeczy brakuje tylko utraty pamięci, ale jest niewiele lepiej, mamy chociażby napady na bank, jeszcze mniejsze pojęcie o transplantologii (a to jest oś fabuły), Zachariasza, który tym razem jednak robi coś złego, ale jego żonka-kretynka i tak przebija wszystko. 

Następuje tu jednak taki ciąg zwrotów akcji, że ostatecznie Ci Źli (Gang Homoseksualistów Handlujących Organami <3 i oni chyba naprawdę są homo, tak kanonicznie xD ) chcą za wszelką cenę uratować życie córki głównego bohatera a Ci Dobrzy próbują ich powstrzymać. I mówcie co chcecie, mi się to straszliwie podobało jako rozwiązanie fabularne, nawet jeśli twórcy nie do końca to zauważyli. Tak samo Pan Wójt (prezydent), który ogółem jest takim zboczonym panem Januszem, co się ślini na dwudziestoletnie sekretarki i rzuca obleśne teksty wychodzi na koniec na najporządniejszego w całej wsi. W ogóle ten serial pełen jest sytuacji, co do których trudno mi pojąć intencje twórców. Główna bohaterka na przykład jest niewdzięczną hipokrytką, co - przynajmniej w kwestii niewdzięczności - wypomina jej matka. Ta hipokryzja jednak... Jest tu absolutnie wspaniała scena, gdzie dialog idzie tak:

- Zrobiłem to, żeby cię ratować, zrobiłem to z miłości. 

- Zrobiłeś to, bo jesteś samolubnym sukinsynem z przerostem ego! 

- Twój kochanek robi dokładnie to samo. 

- ALE ON TO ROBI Z MIŁOŚCI. 

Tak. Naprawdę. 

Ogółem jest tu wiele motywów, które mi się bardzo podobają, chociażby wątek Zachariasza, który dla ratowania żony kupuje serce na czarnym rynku, żona go zostawia, a on zostaje sam z wyrzutami sumienia. 

Myślę, że właśnie przez to, że w przekomiczne kretynizmy wmieszana jest odrobina sensu tak przyjemnie się to ogląda. Oczywiście, żeby nie było wątpliwości, jest to serial do oglądania w towarzystwie dla beki - tę scenę przeszczepu trzeba zobaczyć a hipokryzję bohaterki skomentować. Niemniej, jeśli lubicie złe filmy, to polecam. 

#teamZachariasz


Lupin sezon 3

Dopiero zaczęłam, ale jest zacnie. Zabawnie, dramatycznie, ze świetną obsadą. 


Muzyka

To był zdecydowanie miesiąc koncertów. Ba! Był w nim Tydzień Koncertów. W czwartek Little Big, w niedzielę Villagers of Ioannina City. Głowa prawie mi odpadła.


Little Big 

To nie jest zespół na który się idzie dla doznań muzycznych, niemniej i tak byłam zawiedziona. Nie za sprawą zespołu, bo ich nawet trudno ocenić - nagłośnienie w B17 było tragiczne. Ja rozumiem, że to jest młócka, ma być bas jak dla słoni itd. itp. ale wypadałoby, żeby chociaż odrobinę było słychać wokal? Szczególnie, że tu o ten wokalny kretynizm też nieco chodzi. 

Nie powiem, żebym źle się bawiła, dobrze było wyjść wreszcie na koncert (na poprzednim byłam w 2019!), co poskakałam to moje, co powrzeszczałam to moje, co się nie napiłam, bo ceny były komiczne i co się nie obkupiłam w mercz bo ceny były absurdalne (50zł za przypinkę iks de) to też moje. 

Uguem Little Big spoko, na żąden koncert do B17 już raczej nie pójdę. 


Villagers of Ioannina City 

Oooo, to już było zupełnie inne doświadczenie. Bałam się trochę jak wypadnie taka muzyka - nie o sam zespół, ale o publiczność - bo to taka muzyka nie do tańca i nie do skakania, bardziej do fazowania w samotności. I nie wiem właściwie jak to było z tą publiką, bo fazowałam w samotności i było doskonale. 

Dostałam dokładnie to, czego chciałam, nagłośnienie było spoko, mercz miał rozsądne ceny, na barze, wiadomo, garage za 16 zł, no ale był garage, więc uguem nie tak źle. Mam koszulkę, kontuzję pleców i ochotę na więcej. 

Jako support grał pleszewski zespół Red Scalp. Zagrali kilka piosenek i wszystkie były takie same. Jeszcze muzycznie to dawali radę, szczególnie, że mają saksofonistę w składzie, natomiast wokal to jakaś kompletna pomyłka (dokładnie taki sam w każdym utworze). Powiedziałabym, że chociaż na tle większości stonera chłopaki nie wypadają źle, tak cierpią na przypadłość charakterystyczną dla tego gatunku - powtarzalność i nudę. To takie wall of sound tylko, że nie sound a biały szum. Uwagi mam do twórczości w ogóle, nie do samego występu czy ich umiejętności, bo tu jest ok. Myślę, że nie zaszkodzi zerknąć na ich bandcampa a nuż wam podpasuje. https://redscalp.bandcamp.com/


RUGBY

Khem. Winię algorytmy. 

Właściwie zaczęło się jeszcze we Francji, bo tam już były pewne znaki. Po pierwsze zwiedzałam południe, a tam Rugby jest popularne w ogóle, a po drugie zbliżał się Puchar Świata, więc o rugby w przestrzeni publicznej było sporo. I żałuję, że wówczas nie byłam zajarana tematem, bo bym się obkupiła w coś. 

Potem nadeszła ofensywa na instagramie. Nie wiem czemu, ale zaczęłam dostawać mnóstwo filmików i memów o rugby. 

Więc kiedy przełączając kanały na telewizorze natrafiłam na mecz, to jakoś tak trochę dla beki, trochę z nudów zaczęłyśmy go z siostrą oglądać "bo to te mistrzostwa we Francji". I koniec, trup. To jest najlepszy sport zespołowy na świecie, nie przekonacie mnie, że jest inaczej. Serio, dajcie rugby szansę, bo od tego nie można się oderwać. 

Przyłączywszy się do zabawy w końcówce fazy grupowej obejrzałam resztę Pucharu niemalże w całości. Rzecz była transmitowana na Polsacie, z polskim komentarzem i panowie tłumaczyli zasady i wszystko inne, więc wielki plus dla nich. Mam nadzieję, że będzie tego więcej. W planach mam wybranie się na mecz Posnanii. 

Naszła mnie taka refleksja, że ja jakoś dziwnie sobie dobieram te sporty: kolarstwo, czyli drużynowy sport indywidualny oraz rugby czyli drużynowy sport walki. 


Plany

Do końca roku chciałabym obalić resztę książek z Rozkopane Czyta, ale to się chyba nie uda, niemniej będę próbowała. Chciałam też wreszcie zabrać się za Don Kichota, ale też nie wiem, jak to wyjdzie. 

Z niemieckiego, to co najmniej chciałabym się uporać z dokończeniem poziomu A1, ale chciałabym to zrobić powoli i metodycznie a nie odwalić na szybko, bo tak to się nic nie nauczę. 

Z rosyjskiego klapa, bo kursów w tym roku raczej nie będzie.

Główny plan na listopad to jednak oczywiście, jak zawsze, NaNo. Przypominam, że widzimy się jak zawsze na discordzie, o tu: discord.gg/4G8XdRfYdT.

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia