niedziela, 10 marca 2024

[Rachunek za] luty 2024

Miesiąc krótki, ale trochę się działo. Przede wszystkim byłam w kinie aż dwa razy, a to nie jest takie oczywiste. Ostatni film na jakim byłam to był Avatar 2 ponad rok temu. Odkryłam zresztą, że mam kino koło domu, będę tam teraz częściej. 

Poza tym - uporałam się z Czerwonym Marsem (fuj) oraz upewniłam się że jednak kocham Faulknera. Z Faulknerem wiąże się też PIWowski klub czytelniczy, na który się wybrałam i który bardzo ki się podobał. Brakowało mi takiej rozmowy o książkach. Jaram się na następne spotkanie - będzie "Zmierzchanie świata" Wernera Herzoga. 


Książki 

Flagi pokrył kurz 9,5/10

Na okoliczność PIWowskiego klubu czytelniczego porzuciłam (bez żalu) "Czerwonego Marsa" i rzuciłam się szarpać drugiego już w tym roku Faulknera. Jest to książka znacznie prostsza od "Światłości w sierpniu". Jest też zupełnie inna językowo, aż ciekawa jestem jak bardzo różnią się te książki i w oryginale (są podstawy sądzić że znacznie, bo dzieli je sporo czasu) - bo polskie tłumaczenia mają dwóch autorów. I, co mnie sama zaskoczyło, Tarczyński wygrał z Płazą, Płaza wydał mi się nadmiernie konserwatywny. Same "Flagi..."? Powieść obyczajowa z dziejów jednej rodziny i jednego miasteczka - to znowu - A raczej po raz pierwszy - hrabstwo Yoknapatawpha (tu jeszcze jako Yokona). Poznajemy członków kilku pokoleń rodziny Sartorisow przez pryzmat codziennych spraw, głównie ekscytacji zakupem szybkiego samochodu przez najmłodszego z nich, Bayarda, który dopiero co wrócił z I Wojny Światowej. Faulkner porusza problemy ptsd, norm i układów społecznych, stalkingu (!), fascynacji rozwojem techniki i skutków tych przemian. Największą siła tego tekstu są niewątpliwie postacie - złożone, wyraziste, pełne kontrastów i opisywane z pewnym dobrodusznym dystansem który pozwala przedstawić ich gorsze cechy bez popadania w belferstwo. 

Świetna, świetna, świetna książka. Chociaż obiektywnie jest pewnie gorsza niż "Światłość w sierpniu" mnie podobała się bardziej. 


Czerwony Mars "błagam już dość"/10

Napisałam o tym ponad 2000 słów, więc oszczędzę sobie powtarzania się. Recenzja do przeczytania na blogu. Tutaj pozostawię wam tylko mema: 


Bufo blombergi 7/10

Kompilacja fragmentów kilku różnych książek szwedzkiego podróżnika Rolfa Blomberga. Sympatyczna lektura podróżnicza o doświadczeniach tego fotografa w dżunglach Ekwadoru oraz na Borneo. 


Impreza neispodzianka 7/10

No dobra, komiks a nie książka. W każdym razie papierowe wydanie Kuców z Bronksu, historyjka o tym, jakie imprezy niespodzianki działają a jakie nie i jak temu zaradzić. 

Podziwiam Dema, narysowane to jest paskudnie a jednak ekspresja jest zawsze w punkt. 


Likwidator 6/10

Strong anime vibes. Nawet nie że w bardzo złym sensie ale w pozytywnym też nie. Mam wrażenie, że jako komiks (webtoon konkretnie) łatwiej bym to łyknęła. 

Poza tym to jest sprzedawanie jako thriller i poważna rzecz a tymczasem to jest głupia komedia podobna do książek Tuomainena. I ogólne wiarygodność tego co się tam dzieje jest bardziej na poziomie książki dla nastolatków niż dorosłego odbiorcy. 

Pierwsza połowa jest jeszcze w miarę ale im dalej w las tym mniej się to trzyma kupy. Motywacje bohaterów (a konkretnie Mito i bibliotekarki) a nawet sposób ich pojawienia się w tej opowieści są kompletnie z zadu - albo właściwie wręcz nie istnieją. Autor potrzebował dziecka, ale mu się linia czasowa nie zgrała więc dowalił nam jakaś bezgranicznie infantylną dorosłą kobietę (Misa). Z początku sprawia to wrażenie zbioru opowiadań i jako tako funkcjonuje nieźle. Nie jest to wybitna literatura ale ten vibe anime Dobrze się tu sprawdza. Kiedy jednak autor próbuje to połączyć w całość wszystko się sypie. Wątek Golibrody, szczególnie jego zakończenie straight outta dupa. 

Ogółem trudno mi to polecić, nawet jeśli początkowo humor jest całkiem w porządku. 


Filmy

Wandea. Zwycięstwo albo śmierć. 7/10

Nie wydaje mi się, żeby kwestia buntów chłopskich przeciwko rewolucji francuskiej w ogóle znajdowała się w moim podręczniku do historii. A jednak miało to miejsce i nie byla to sprawa mała a bunty stłumione zostały że straszliwa brutalnością. Niech wam za skalę posłuży ta piękna tabelka z wikipedii: 


Przy czym, najczęściej podawana liczba ofiar jest 300 tys. czyli ponad 40% ludności (z racji niszczenia dowodów szacunki są niepełne i wahają się od 170 tys. do nawet 600 tys.). 
Film "Wandea. Zwycięstwo albo śmierć" opowiada właśnie historię rojalistycznego powstania w Wandei. Nakręcony jest - pod względem technicznym - sprawnie, z solidną obsadą. Nieco słabiej jest ze scenariuszem. Nie jest jakiś bardzo zły, ale ma pewne tendencje dydaktyczne, dużo jest tu narracji, wyjaśnień, kontekstu. Dobrze to działa jeśli chodzi o przekazywanie informacji i bardzo wiele się z tego filmu dowiedziałam, gorzej że ten sposób opowiadania nie do końca tworzy dobre kino. Bardziej przypomina to film dokumentalny z inscenizacjami niż film historyczny pełną gębą. Niemniej uważam że to film ważny i wart obejrzenia. 

Opadające liście 8/10

Nowy Kaurismäki. Komediodramat, właściwie można nawet powiedzieć, że komedia romantyczna. Ale jaka! Dwoje ludzi na dnie drabiny społecznej, tułających się od jednej złej pracy do następnej biedaków, pracownica marketu i alkoholik-budowlaniec spotykają się na tym szarym świecie i milczą niezręcznie w swoim towarzystwie. Piękny film o miłości, do pośmiania i do wzruszeń. Doskonała obsada, nawet piesek jest wybitny (dostał nagrodę w Cannes).

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia