sobota, 30 marca 2024

[Rachunek za] Marzec 2024

Ja to napisałam chyba jeszcze w marcu i byłam przekonana, że to opublikowałam. I tak sobie weszłam na koniec kwietnia napisać podsumowanie kwietnia i odkryłam, że nie, nie opublikowałam tego. A potem napisałam podsumowanie kwietnia i też go nie opublikowałam xD Proszę bardzo, oto odgrzewany kotlet. 

Książki

"Zmierzanie świata" 9/10

Niesamowita rzecz. Obawiałam się trochę, jak Herzog - w końcu filmowiec - poradzi sobie z formą powieściową, ale wyszło świetnie. Jest w tym dużo ze scenariusza filmowego, ale nie złym sensie. Wszystko opisane jest skrótowo, ale jednocześnie bardzo obrazowo (świetna scena zamykania drzwi). Punktem wyjścia jest dla nas historia Hiroo Onody, japońskiego żołnierza, który walczył w drugiej wojnie światowej jeszcze w latach 70. Z pewnością o nim słyszeliście, nawet jeśli niezbyt wiele. To jednak tylko miejsce startu do rozważań nad wiecznością, nad oniryczną naturą samotności, nad paranoją i siłą nawyku. 


Panowie północy 7/10

Wróciłam do tej serii! Co oznacza, ze nawet mogę sobie skreślić jedną pozycję na mojej liście na ten rok! Sam Utred, jak to Utred - solidna przygodowa powieść historyczna, fajne postacie, trochę humoru, zwroty akcji, bitwy, pościgi, głębokie średniowiecze - czego tu nie lubić? To jedna z tych książek, co na koniec dnia człowiek wpisuje w storygrapha ile przeczytał i się okazuje że znacznie więcej niż mu się wydawało. 


Pieśń miecza 7/10

Właściwie - jak wyżej. Tutaj znalazłaby się nawet jedna postać, którą naprawdę polubiłam. Autor fajnie wykorzystuje przesądność bohatera do wprowadzania elementów pozornie fantastycznych (a przynajmniej takie są w oczach Utreda i jego ziomków), do tego - jak zawsze - dobrze pokazuje położenie Utreda między światami (Sas wychowany przez wikingów; walczący po stronie Sasów, ale jednak z dużą słabością do wikingów) i pozwala każdej ze stron mieć cechy pozytywne i negatywne (Eryk chociażby jest tu najporządniejszy a Aethelred to straszliwe ścierwo, ale też ten sam Aethelread nie jest już taki ostatni i coś tam potrafi). 


Generalnie jak ktoś lubi przygodowe fantasy to mu się "Wojny wikingów" spodobają. A mnie zostało jeszcze 9 tomów, to może dziabnę sobie po jednym miesięcznie... 


Problemski Hotel "Left can't meme"/10

Nie pykło. 
Są w tej książce świetne fragmenty, ale wiele jest irytujących. Przede wszystkim nie śmieszy mnie to, co śmieszy autora: humor opiera się na sprzecznościach, na absurdach, a tam gdzie autor tę sprzeczność widzi, ja jej nie dostrzegam. Absolutnie irytująca jest roszczeniowa postawa bohaterów, których oburza, że kiedy nielegalnie przybywają do jakiegoś kraju dostają używane ubrania i zabawki i nie są zakwaterowani w pałacu, bo im się ten pobyt w Belgii po prostu należy. 
Miejscami jest też obrzydliwie i właściwie nie widzę po co. To chyba też ma być taki humor, taki szok dla domyślnego czytelnika - wypindrzonego lewicowca-banana, którego ma poruszyć, że o nielegalnych imigrantach można powiedzieć coś innego niż że to inżynierowie i lekarze. Brakuje w tym autentycznego humoru. 
Spora część tej książki jest dość wymuszona, ten cyniczny styl autorowi wyraźnie nie leży (choć być może to kwestia tłumaczenie) i myślę, że całość byłaby znacznie lepsza, gdyby autor zajął się przedstawieniem historii swoich bohaterów (w jakimś stopniu wzorowanych na prawdziwych osobach, które spotkał) a nie swoją dejową ideologią. Zamiast pokazać prawdziwe ludzkie tragedie, podkreślając je czarnym humorem dostajemy coś zrobionego bardzo na siłę. Mam wrażenie, że autora nie bawią jego własne żarty, nie do końca widzi co tu ma być śmieszne i nie trafia w cel. Więcej brutalnej prawdy o świecie można znaleźć na 9gagu. 


Przeklęty bębenek 6/10

Ech. Opowiadania zawarte w zbiorze "Piekło w butelkach" bardzo mi się podobały. "Blaszany bębenek" to najsłynniejsze dzieło tego autora... I jest marne :/ Może to zawsze być jeszcze kwestia tłumaczenia, więc zostawiam jakiś tam margines błędu, ale tak naprawdę nie do końca wierzę, że tłumaczenie poprawiłoby pewne fabularne problemy. Ot chociażby motyw napalonej sado-masochistki, mhm, nie dziękuję. Tak samo zmieniająca się tożsamość jednego typa - to naprawdę nie były tak sprytne zwroty akcji, jak się najwyraźniej autorowi wydawało. Przede wszystkim jednak brak w tym tekście klimatu. 


Filmy

Into the Inferno 9,5/10

Doskonały film dokumentalny Wernera Herzoga na temat wulkanów. Na temat tego, jaką rolę pełnią dla ludzi w równych kulturach, jakie stanowią przejście do świata wymykającego się naszemu pojmowaniu. Herzog pozwala się wypowiedzieć swoim rozmówcom i nie dodaje własnego komentarza. Nie daje odpowiedzi, nie stawia nawet pytań. Pokazuje pewien wycinek świata i zostawia nas z tym, co nam pokazał. Piękna rzecz. 

Jest na netflixie, więc nie macie wymówek. 


Fighter "Lepsze niż airshow w Lesznie"/10

Indyjska patriotyczna ramota z gwiazdorską obsadą (Hrithik Roshan, Deepika Padukone). Technicznie zrobione jest to bardzo ładnie, samoloty latają, prawa fizyki nie obowiązują. Co muszę oddać twórcom, to że wykorzystują od dawna nieobecny w zachodniej kinematografii motyw tego, że główny bohater ma, uważajcie, wady. I coś w przeszłości mocno spierdolił i go to teraz gryzie. Oczywiście, wiadomo, będzie mógł te grzechy odkupić, ale trochę go to będzie kosztowało. 

Fabularnie mamy do czynienia z Dzielnymi Indyjskimi Pilotami, którzy będą walczyli ze Złymi Pakistańczykami. A są ci Pakistańczycy tak źli, jak jacyś złole z Marvela, albo i gorzej. Natomiast, wiadomo, łzy wzruszenia się cisną jak człowiek patrzy na naszych dzielnych chłopców. I dziewczynę, no bo mamy dziewczynę i jest tu całkiem ładnie zrobiony motyw równouprawnienia (Bohaterka idzie do wojska wbrew woli rodziców, którzy ją wydziedziczają, ale oczywiście potem Hrithik robi pod ich adresem taki Maślany Ryj, że rozumieją, że Matuszka India jest ważniejsza niż mąż i dzieci; natomiast sama bohaterka jest po prostu kompetentna i nikomu nie musi nic udowadniać, szczególnie kosztem swoich kolegów). Czyli jednak można. 

Ogółem... nie zrozumcie mnie źle, to nie jest jakiś szczególnie dobry film i jeśli macie ochotę na indyskie patriotyczne filmidło, to zdecydowanie bardziej polecam "Laakshię" (też z Hrithikiem Roshanem, który ma tam rewelacyjne sceny tańczone). Ale jak lubicie samoloty i nie przeszkadza wam że towarzyszy im dość absurdalne otoczenie, to oczywiście można. Myślę też że większe wrażenie ten film robiłby w kinie (najlepiej w Imaxie, chociaż przy tym metrażu to chyba oczy do wymiany), bo na telewizorze sceny latane nie były tak porywające jak zapewne miały być (no i fakt jak są absurdalne nieco wybija z zaangażowania, co wcale nie jest takie oczywiste w przypadku filmów indyjskich, bo one potrafią odstawić taki ekwiwalent walk bokserskich w Rocky'm - niby za bardzo, ale człowiek się angażuje bez pamięci). Jak to powiedziała moja siostra: Lepsze niż airshow w Lesznie. 

Jedno, co wiem na pewno, to że pewien cytat zostanie ze mną na zawsze, ponieważ jest to pocisk właściwie nuklearny: "Pakistan może być twoim ojcem ale Indie zawsze będą moją matką". 

(w ogóle twórcy podjęli dziwną decyzję, żeby Hrithik tańczył w scenach zbiorowych i wyszło jak zawsze - Hrithik sobie, dookoła przypadków przechodnie, chociaż przecież ci ludzie naprawdę potrafią tańczyć. Po prostu przy Hrithiku każdy wygląda jak paralityk)


"Piekło '63" 8/10 

Bardzo solidny film. Masa świetnego humoru, bardzo fajne postacie. 

Jedyny minus to kompletnie bezsensowna personalizacja zamieci, która... No nie wiem, może w tym jest jakiś żart słowny, który ma sens. 

Rzecz jest o wyścigu łyżwiarskim, oparte na faktach. Kilkoro bohaterów z różnych powodów bierze udział w Wyścigu Jedenastu Miast - bagatela 200 km na łyżwach, po rzekach, kanałach i jeziorach. Motywacje mają różne. Od osobistej satysfakcji po upamiętnienie zmarłego ukochanego czy zdobycie pożyczki na wykup gospodarstwa rodziców. No a potem, to już wiecie - jedziemy. W mrozie poniżej 18 stopni, wbrew rozmaitym przeciwnościom, począwszy od braku łyżew po ścigające za dezercję wojsko. Wszystko to doskonale łączy bardzo poważne niekiedy motywacje bohaterów z dużą ilością humoru. 

Jak to film o sporcie - wciąga. 


Seriale 

Shogun 

To jeden z tych niewielu seriali, gdzie po prostu śledzisz historie, a nie co chwila krzywisz się bo coś nie działa. Gdybym oglądała to sama, to pewnie wciągnęłabym całość na raz, no, z przerwami na pracę. Jedyny wyraźny problem to tragiczna decyzja by angielski był angielskim *i* portugalskim. To jest nie tylko głupie, to dodatkowo kompletnie nie działa bo za cholerne nie wiadomo w którym języku bohaterowie aktualnie się porozumiewają. Rozumiem tę decyzję z punktu widzenia... Producenta oraz rynku amerykańskiego, który nie umie czytać, ale artystycznie jest straszliwe. Poza tym jednak - świetna rzecz.


6 Nations 

Dokument o Turnieju Sześciu Narodów. Nie powiedziałabym, żeby rzecz była jakaś wybitnie porywająca, ale fajnie przybliża zawodników i trenerów. Bohaterowie zostali dobrze wybrani, mają ciekawe historie i/lub osobowości, świetne jest też to, że dostajemy perspektywę każdej z drużyn. Jak ktoś lubi rugby, to niech obejrzy. Dla laika jednak nie wiem, czy będzie interesujący.  


Zaczęłam też oglądać "Człowieka, który umarł" na podstawie powieści Tuomainena. Serial fiński, jak na razie (po jednym odcinku) - trzyma poziom. 


Targi Książki w Poznaniu 

Melduję, że strategia segregacji nastolatek od reszty uczestników zadziałała wspaniale, było znacznie, znacznie lepiej niż w latach ubiegłych, nie dało się podejść do może dwóch-trzech stoisk, gdzie sprzedawano te pornusy dla nastolatek popularne tytuły, poza tym było zupełnie normalnie. Cały ten okropny kolejkon, który uniemożliwiał normalne uczestnictwo w targach został ograniczony do dwóch "Stref Autografów". Wspaniałe rozwiązanie, mam nadzieję, ze zagości na dłużej. 

Poza tym, same targi... jak zawsze kłuje w oczy nieobecność PIWu, niestety w tym roku nie przyjechał też Marpres. Było za to Claroscuro z niezastąpionym Juanem Diego, który jak nikt potrafi namówić do kupienia kolejnej książki. Wielkie wrażenie jak zawsze od paru lat robią publikacje dla dzieci, w tym roku najpiękniejsze przywiozło wydawnictwo Tatarak. 

Osobiście najbardziej cieszę się z tego, że dość przypadkiem i z obowiązku podeszłam do stoiska Scream Comics (obchodzę wszystko, ale komiksów zachodnich nie czytam) a tam czekało na mnie POLSKIE WYDANIE "REQUIEM: CHEVALIER VAMPIR". Na razie pierwsze dwa tomy w omnibusie w dużym formacie i z twardą oprawą, ale już mi się łapy trzęsą na kolejne. 

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia