sobota, 1 czerwca 2024

[Rachunek za] Maj 2024

Chyba ten kawałek o tym, że miesiąc minął, zanim się zaczął musze ubrać w jakąś zgrabną poetycką formułkę i tylko tutaj wklejać, bo było jak zawsze. Może to trochę kwestia długich weekendów, może kwestia tego, że na tydzień zrobiłam sobie wyjazdowy homeoffice, który niby nie był wakacjami, skoro pracowałam, ale z drugiej strony jednak był poważną zmianą otoczenia. Polecam i to nawet jak zaraz po pracy trzeba nosić meble i generalnie wypoczywać jak Polak na urlopie (czyt. robiąc remont). 


Książki

Zapiski z Hiroshimy 5/10

"Zapiski..." to zbiór tekstów, które ukazywały się w japońskiej prasie w latach 60. i odnoszą się do obchodów rocznicy zrzucenia na Hiroshimę bo by atomowej oraz szerzej sytuacji ofiar. Chociażby z tej racji odnoszą się często do wydarzeń ówczesnych bez wyraźnego napisania o co chodzi. 

Jest w tych tekstach nieco słusznych czy interesujących obserwacji i wniosków jednak w ogólności jest to lektura potwornie nudna, bo na cały esej jest takich fragmentów - często jednozdaniowych - że trzy maksymalnie. Poza tym lanie wody i powtarzanie w kolko tego samego. Autor ewidentnie nie radzi sobie z tematem i nie ma w tym niczego złego per se, mówmy o wydarzeniach wręcz apokaliptycznych rzecz w tym, że on chyba nie jest świadomy swojej niezdolności do opisania ich i kręci się jak, za przeproszeniem, gówno w przerębli nie dochodząc do żadnych wniosków i nie poruszając dogłębnie żadnego tematu. Powierzchowność tych tekstów również razi, choć nie tak bardzo jak rasistowski wysryw a propos tego, że Japończycy sobie poradzili a w takiej Kinszasie to by się tylko rozbiegli w popłochu i byłoby więcej ofiar (SERIO), to że Hiroshima jest gorsza od Holokaustu w wymiarze ludzkim tej tragedii (SERIO) czy ogólne pierdolamento o tym, jak to szlachetnie ludzie się zabijają, żeby ulżyć cierpieniu sprawców (tak, wiem, że w kulturze japońskiej samobójstwo jest postrzegane inaczej niż w naszej, niemniej tutaj naprawdę chłop dorabia ideologię do ludzkiej rozpaczy). Z jednej strony Oe opowiada o tym, jak to państwo zaniedbuje hibakusha, ale z drugiej ani nie wspomina o Nagasaki ani nie przedstawia prawdziwego cierpienia tych ludzi a także wydarzeń po wybuchu. Rysuje za to laurkę dla ocalałych, wpasowując ją w kulturowe oczekiwania wobec szlachetnych ofiar, na które ładnie się patrzy na obrazku, ale żeby faktycznie chociaż opisać ich przeżycia, to już może nie. Dosłownie każdy kto tam przeżył, to zrobił to wyłącznie po to, żebyśmy się wszyscy lepiej czuli patrząc na jego szlachetną postawę. 

Generalnie nie polecam. W tematyce Hiroshimskiej zdecydowanie ciekawsza jest manga "Hiroshima 1945. Bosonogi Gen" wydana w Polsce przez Waneko. W przeciwieństwie do Oe, Keiji Nakazawa był hibakusha. Przeżył nie tylko wybuch, ale też wszystkie potworności, które miały miejsce po nim. "Bosonogi Gen" to nie jest laurka z którą mamy się dobrze poczuć i wrzucić 5 zł na zrzutkę w internecie. To ciężka lektura, pełna drastycznych obrazów i realnego cierpienia. Głodu, okrucieństwa, chorób. 


The Missing Girl 8/10

Tu z kolei spotkanie z nową autorką oceniam bardzo pozytywnie. Coś tam o pani Shirley Jackson słyszałam wcześniej, nie czytałam jednak nic, a jedyny film na podstawie jej twórczości obejrzałam w dzieciństwie. I podoba mi się ta Jackson, z pewnością przeczytam jeszcze wiele więcej. Maleńki zbiorek trzech opowiadań - Missing Girl, Journey with a Lady i Nightmare - ma zaledwie 55 stron, ale zajął mi jakąś absurdalną ilość czasu, niemniej nie dlatego, że coś mi się tam nie podobało. Najlepsze jest chyba opowiadanie środkowe, chociaż nie zawiera elementów... niepokojących. Ot chłopiec jedzie pociągiem i spotyka taką dość dziwną panią, która okazuje się znacznie fajniejsza niż mu się wydawało w przypadku dorosłych. Nightmare jest przez większą cześć świetne, niepokojące, jakieś klaustrofobiczne, czytelnik czuje się osaczony mniej więcej tak jak bohaterka. Zawodzi jedynie zakończenie. Tytułowe opowiadanie, Missing Girl, proponuje zupełnie inny rodzaj niesamowitości. Zamiast osaczenia mamy tu sytuację wręcz odwrotną, jakieś rozpłynięcie się, zapomnienie, rozmycie. Nawet humor z którym jest napisane podkreśla tę niepokojącą atmosferę. 

Polecam tę autorkę, ale polecam też całą tę pingwinią serię "Penguin Modern" - to te małe książeczki po 50-60 stron, zbiorki opowiadań, pojedyncze nowele czy eseje. Jest to doskonały sposób na zapoznanie się z nowym autorem i ciągle rozważam, czy nie kupić sobie po prostu całości (chodzi to za 80-120zł w ładnym boksie - 50 tomików). Jest też seria czarna, z klasykami, ta sama zasada. Super sprawa. Pojedyncze można kupić za 2 funty (1 funt za ebooka na amazonie), w papierze w Polsce chodzą za około 10 zł (jak ktoś chce więcej to nie kupujcie). 


Zaczęłam też czytać na czerwcowy Klub PIWu Dziennik roku zarazy Daniela Defoe i to jest jak powrót do koszmarów z dzieciństwa. Przypadki Robinsona Crusoe zapamiętałam jako najnudniejszą książkę świata i dotychczasowe doświadczenie z Dziennikiem... mnie w tej wierze tylko utwierdziło. I tu naprawdę nie idzie o treść, bo ta jest dość interesująca, nawet jeśli sprowadza się do prostej konstatacji, że ludzie zawsze byli tacy sami (Teodor Parnicki lubi to). Natomiast stylistycznie to jest tak przepotworne lanie wody. Ja rozumiem, że można mieć płacone od słowa, ale niech te słowa chociaż udają, że są w tej książce po coś, a nie dostajemy co zdanie cztery wtrącenia o tym, że właśnie o tym autor chce teraz napisać, bo tak sobie pomyślał, ze to jest istotne o tym teraz wspomnieć. LITOŚCI. 


Mangi

Bosonogi Gen tom 1

"Zapiski z Hiroshimy" przypomniały mi o tym komiksie, pomyślałam, że dojrzałam do tego, żeby do niego wrócić, ale znowu trochę mi siadł entuzjazm. Historia jest ponura, okrutna, mało to jest rozrywkowa lektura. Nie pomaga też to, że choć jest to działo bardzo ważna i interesujące, to czuć mocno, że autor przede wszystkim chciał podzielić się swoimi doświadczeniami i powiedzieć coś ważnego, a artystą był dopiero w którymś tam rzędzie. Tylnym rzędzie. Niewątpliwie jest to dzieło bardzo wartościowe, ale nie porywające. 


Filmy

Muminki na Rivierze 

Jest to film pełnometrażowy, którego istnienia jakoś kompletnie mi umknęło. Piękna klasyczna animacja stylistycznie bardzo bliska oryginalnym ilustracjom Tove Jansson (a więc nie to co najbardziej chyba znane z wersji anime). Pod względem animacji jest naprawdę wspaniale. Do tego dochodzi zabawna historia. Polecam. Jest na yt. 

Gry 

Blasphemous 2

No i uległam, co poradzić? Na razie pograłam tylko trochę (ale nie liczyłam ile, pewnie ze dwie godzinki...?), początek trochę mnie zaskoczył - było jakoś przesadnie wytłumaczone, co się dzieje i co mam robić a do tego klimat był znacznie mniej poryty. W dodatku animacje jakieś kolorowe i ładne, nie tego oczekiwałam. W pierwszej części grafika była koszmarna, w samej grze był jakiś brak wyjaśnień sugerujący... nie chcę używać określenia "amatorszczyzna", bo ma negatywne konotacje, ale było w tym coś takiego... gorączkowego, niedokładnego, doskonale współgrało to z tym niesamowitym, niepokojącym, klaustrofobicznym klimatem, z tym absurdalnym, wszechogarniającym kultem cierpienia. W części drugiej jakoś mi tego brakuje. Jest tu za czysto, za bardzo poukładane, był, na boga, jakiś taki zupełnie sensowny i przejrzysty tutorial. Miejsca, do których trzeba będzie wrócić później, jak się zdobędzie umiejki też wydają mi się przesadnie jasno zaznaczone. Do tego ledwo co pograłam i już mam nazorgowane jakichś punktów, przedmiotów... nie wiem, dziwne to jakieś, za mało zagubiona się czuję. Może to jest poniekąd kwestia tego, że już jedną grę znam, ale... wydaje mi się, że w pierwszej dużo dłużej trwało zanim znalazłam masę miejsc i postaci. Być może jednak po prostu łaziłam nie tam gdzie trzeba i na nie nie trafiłam, już teraz nie pamiętam. 

Uguem, czy polecam? Trochę trudno powiedzieć po tak krótkim czasie, ale raczej tak. Natomiast zacznijcie od jedynki.   

Seriale

Farma Clarksona

W końcu uległam i ja, odpaliłam i... wsiąkłam. Jest zabawnie, miejscami absurdalnie, jest też trochę o tym, że wcale nie jest łatwo być rolnikiem i uważam to za społecznie bardzo dobre przesłanie. Zostało mi jeszcze trochę do obejrzenia, ale na razie jestem zachwycona. 


Podcasty 

Nie da się w tym miesiącu pominąć tej kwestii, bo to one... nie, nie powiem, że mnie odciągnęły od czytania. Po prostu przyszły mi z pomocą w trakcie kryzysu czytelniczego, za który winię Kenzaburo Oe. (oraz to że miałam trochę przyziemnych spraw do ogarnięcia w życiu i to mi zajmowało sporo czasu). W tym miesiącu ciekawostka, bo wszystko po polsku. 

Odkryłam w tym miesiącu, że "Klub Ludzi Ciekawych Wszystkiego" ma się całkiem dobrze i teraz nadaje na yt. Jest też rss, ale nie aktualizowany od dawna (tak samo jak strona internetowa), przez co można pomyśleć, że rzecz padła. Niestety jest tu dość ponure wyjaśnienie tej sytuacji. Mianowicie człowiek przez którego, za pośrednictwem jest podcastu "Nauka XXI wieku" dowiedziałam się w ogóle, że KLCW działa, Borysław Kozielski zmarł nagle w sierpniu zeszłego roku. O czym też dowiedziałam się przypadkiem, bo strona internetowa oraz patreon stoją jak stały i nie ma tam żadnego info. 

"Nauka XXI wieku" to podcast nierówny, znacznie gorzej prowadzony od "Radia Naukowego", natomiast zdarzają się odcinki bardzo ciekawe, wszystko zależy od zaproszonego gościa. Odcinków jest mnóstwo, warto więc zajrzeć i poszukać interesujących tematów lub gości. 

Ostatnimi czasy króluje jednak u mnie "Radio Naukowe", świetnie prowadzone, bardzo ciekawi goście, szeroki zakres poruszanych tematów. Bardzo, ale to bardzo polecam. Do znalezienia na yt, ale też w aplikacjach podcastowych (ja akurat używam Podcast Addict). 

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia