poniedziałek, 2 grudnia 2024

[Rachunek za] Listopad 2024

Listopad, jak zawsze, był czasem pracy twórczej a nie konsumowania cudzych twórczych dokonań, więc szału nie będzie, ale za to jakościowo wypadł doskonale. 


Książki

Tajemnice Zamku Udolpho 8/10

To była zaskakująca lektura. Przede wszystkim nie spodziewałam się, że nie będzie w niej w ogóle elementów fantastycznych. Po drugie - jak na powieść z końca XVIII (!) wieku jest zaskakująco nowoczesna pod względem konstrukcji. I chociaż jest w niej dużo sentymentalizmu (głównie w przepięknych opisach przyrody), to nie jest egzaltowana. Do tego plejada świetnych postaci - cioteczka, Anette wreszcie Montoni (którego knowania są nieznane acz straszliwe) - to jest świetna książka. Znajdując się miedzy oświeceniowym szkiełkiem i okiem a romantycznym uwielbieniem dla wszystkiego co dzikie i niezwykłe znajduje doskonałą równowagę. Wprawdzie potrzeba autorki zamknięcia i powiązania wszystkich wątków prowadzi do pewnych elementów zakończenia, które wieją trochę Harlanem Cobenem (to nie jest komplement), ponieważ różne osoby znajdują się tam gdzie fabule najwygodniej bez żadnej przyczyny innej niż imperatyw fabularny, ale generalnie nie mam większych zarzutów. No może poza tym, że pewne postaci jednak kończą ze sobą, bo miałam dużą nadzieję, że jednak się tak nie stanie (i to wynikającą z fabuły, nie pobożnych życzeń).

I całkiem szybko się to czyta! Wiem, że może to brzmieć jak jakiś nieśmieszny żart, biorąc pod uwagę, że spędziłam z Radcliffe miesiąc, ale musicie wziąć pod uwagę, że to jest naprawdę długa książka i to niespecjalnie obfitująca w dialogi. Ale za to ile tu jest wątków, ile akcji. Na pierwszych 50 stronach zdarzyło się więcej niż u Nicpana przez całe te jego dziadoskie Fajerwerki. Mamy - już na samym początku - śmierci, stalkera-poetę, strzelaninę, zbójców i dramatyczne krajobrazy górskie. 

Cholernie dobra to była książka, nie dziwię się, że Radcliffe była tak popularna za życia. Na pewno sięgnę też po inne jej powieści.  


Dzikowy skarb (tomy 1 i 2) 8,5/10

Miałam tę powieść czytać w roku... 2021 w ramach wyzwania, które zawalimy do maja, a które to zostało tak dokumentnie zawalone, że nawet zapomniałam o jego istnieniu. Niemniej w końcu nadejszła ta wiekopomna chwila i... zakochałam się w Karolu Bunschu. Ludzie, rzućcie w cholerę Wojny Wikingów Cornwella i czytajcie Cykl Piastowski. Dzikowy skarb to świetna historyczna powieść przygodowa dziejąca się w czasach Mieszka I, od śmierci Ziemomysła do Bitwy pod Cedynią. Mamy świetnych bohaterów, delikatne wątki fantastyczne (świetne!), klimacik no i historię Polski. Tutaj uwaga: fabuła opiera się o stan wiedzy z roku 1945, więc nie do końca zgadza się z tym, co wiemy dziś, ale nie są to żadne wielkie przekłamania czy coś, czego czytelnik po prostu nie wie ze szkoły (np. miejsce Chrztu Polski, najprawdopodobniej był to Poznań, nie Ostrów Lednicki jak przyjmuje Bunsch) plus jest trochę interpretacji naszej skąpej wiedzy, która działa dobrze na fabułę, ale nie do końca się broni (Bunsch przyjmuje, że Dobrawka miała wcześniej męża i jeszcze, że się z nim... rozwiodła, czy jakoś go tam porzuciła, nie, myślę, że jednak nie, panie Bunsch, nie to musiał mieć Tietmar na myśli nazywając Guncelina bratem Chrobrego xD). Natomiast jest to bardziej kategoria zabawy intelektualnej niż jakikolwiek problem. 

Był czas, że ta powieść była lekturą szkolną i to skandal, że nadal nią nie jest. Czemu mnie w szkole kazali czytać Krzyżaków a nie to?! Mam ogromną ochotę na więcej i bardzo mnie cieszy, że to więcej istnieje aczkolwiek nieobecność Bunscha w bibliotece to też jest jakaś porażka wyższego rzędu. 

Co mnie bardzo ucieszyło, to że powieść ta (i inne) ma nie tylko pozytywne recenzje, ale jest też tych recenzji sporo. Czyli jednak ludzie czytają wartościowe książki. 

To tam porównanie do Wojen Wikingów nie jest wcale przypadkowe, jeśli podobają wam się przygody Utreda z Bebbanburga, to myślę, że to również was zachwyci, bo to ta sama tradycja przygodowej powieści historycznej, gdzie przewijają się zarówno postacie historyczne jak i wesoła twórczość autora. 

Serio, GITUWA, Zbrozło krul, dejcie mi więcej tych powieści. 


Seriale

Briganti 

Jeszcze nie dokończyłam, więc wstrzymuję się z oceną, ale jest to zaskakująco ambitny formalnie historyczny serial przygodowy produkcji włoskiej. Utrzymany jest w estetyce komiksowo-westernowej (jestem w szoku że to nie jest na podstawie komiksu) zarówno jeśli chodzi o postacie, fabułę jak i warstwę wizualną - operator musiał się świetnie bawić, bo tu się naprawdę dzieje. Poza tym jest to serial z gatunku głupkowatych acz rozrywkowych (jako serial historyczny spadł z rowerka, nie wnikajcie bo aż strach jakie to brednie), dobry do oglądania w towarzystwie (osób i promili). Ma też tę zaletę, że jest krótki. 


Muzyka

XII: A gyönyörű álmok ezután jönnek Thy Catafalque

Nowy album Thy Cataflaque dostarcza. to powrót do wcześniejszego stylu (Rengeteg, Naiv, Vadak) po cięższym Aföld i mnie osobiście to cieszy. Aföld nic nie brakowało (Tomasz Katai nie potrafi robić złej muzyki), ale to po prostu nie były do końca moje klimaty. Natomiast XII jest dokładnie tym, czego chciałam. to jedna z tych płyt, kiedy co piosenka człowiek myśli "ta jest najlepsza". A do tego z AMA z Tomaszem wynika, że jest szansa na koncert w Polsce!
Cały album do odsłuchania na oficjalnym kanale wytwórni: 



MiToPiPo

Jak listopad to pisanie powieści w miesiąc. NaNoWriMo spadło z rowerka i sobie głupi ryj rozwaliło, ale nie ma powodu, żeby upadek jednej organizacji zabijał ideę, która tę organizację przerosła już dawno temu. Różne alternatywy powstają już od zeszłego listopada, kiedy sprawa ostatecznie się rypła, więc powołaliśmy w naszej polskiej grupie nową inicjatywę: Miesiąc Towarzyskiego Pisania Powieści. W skrócie MiToPiPo. O co chodzi? Ano dokładnie o to samo, z tym tylko, że dopuszczamy większą elastyczność jeśli chodzi o wyznaczane cele a ci, którzy chcą jakoś porównywać swoje dokonania porównują procent ukończenia swoich celów, a nie bezwzględną ilość słów. 
I poszło rewelacyjnie. Wprawdzie NaNo zawsze dopuszczało najpierw nieoficjalnie, potem oficjalnie ideę "buntowników", którzy np. za miast powieści pisali zbiór opowiadań czy coś w ten deseń, ale nie dostarczało odpowiednich narzędzi do śledzenia tego, a na co odpowiadał nasz prosty arkusz. Mam wrażenie, że większość uczestników była na koniec miesiąca zadowolona z tego, co udało się zrobić. 
Dla mnie osobiście to był jakiś absolutnie wyjątkowy rok, bo... udało mi się skończyć mój tekst w ciągu miesiąca. Od bardzo dawna napisania pięćdziesięciu tysięcy słów w miesiąc nie było dla mnie wielkim problemem, natomiast schody zaczynały się kiedy trzeba było faktycznie skończyć tekst, a te po pierwsze wychodziły zawsze dłuższe a po drugie... dużo dłuższe. Tymczasem w listopadzie 2025 wydarzyło się coś magicznego: 71046 słowo O skonaniu dnia to wyraz "KONIEC". W dodatku nie mam w tym tekście specjalnie dziur, tj. scen, o których wiem, że być powinny a ich nie napisałam z różnych powodów. Oczywiście w trakcie redakcji na pewno wiele zostanie dopisane i pewnie zmienione, ale faktycznie ten tekst jest na etapie, na którym potrzebuje redakcji a nie dalszego pisania. Jest to przedziwna sytuacja, z którą nie do końca umiem sobie poradzić, bo nigdy wcześniej się to nie wydarzyło. Zabiorę się za te powieść pewnie w marcu, kiedy organizujemy sobie MiToEdiTo, czyli analogiczną imprezę, tylko opartą na redagowaniu tekstu. 


Plany

Koniec roku, to i wypada zacząć snuć ambitne plany, no nie? Moje głównie tyczą się nauki języków, więc nie będę się o nich rozpisywała (w regularnej pracy konieczna jest regularność a nie rozbudowane opisy tejże). Czytelniczo ten rok zawaliłam jeśli chodzi o ilość, ale raczej nie jestem niezadowolona. Były miesiące słabsze, ale były tez bardzo dobre i przede wszystkim przestałam się bać grubych książek. Na porządne podsumowanie przyjdzie czas na koniec grudnia, ale nie mam zamiaru jakoś przeć przez najbliższy miesiąc do wypełniania statystyk. Niczego wybitnego już i tak nie osiągnę, mogę dla odmiany trochę odpocząć. Czytam teraz Człowieka do wszystkiego Walsera na klub PIW i nie będę ukrywała, dupy nie urywa. Poza tym wzięłam na tapet Statek widmo - tak, ten Statek widmo i jak na razie jest fajnie. Poza tym chciałabym chyba jeszcze w tym roku rzucić się na Początki Stalowego Szczura, żeby kontynuować zwyczaj czytania książek w tej samej dekadzie, w której się je kupiło. I tak, a propos, jeszcze nie skończyłam Meksyku przed Konkwistą, chociaż mi się podoba. Planuję skończyć do końca roku. 
Poza tym źli ludzie w Internecie mnie namówili na zakup ultrakrótkich drutów i okazało się, że jednak robienie skarpet jest spoko, więc nawalam skarpety, jak mam tylko ręce wolne. Plus muszę skończyć jak najszybciej pewien "tajny projekt" i chcę sobie zrobić rękawiczki bez palców, więc to są moje robótkowe ambicje na najbliższe tygodnie. Ten płacz z kąta to sweter, który robię już pewnie dwa jak nie trzy lata. nie zwracajcie uwagi. 


Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia