czwartek, 2 stycznia 2025

[Rachunek za] Rok 2024 - książki

Ponieważ zawsze wychodzą mi te podsumowania bardzo długie, postaram się zrobić kilka krótszych postów bardziej tematycznych. 



Patrząc na listę przeczytanych w tym roku trochę trudno mi uwierzyć, ze niektóre z nich czytałam zaledwie w styczniu tak dawno mi się to wydaje... a jednocześnie oczywiście, jakim cudem znowu trzeba zmieniać numerek w dacie? 

Co to był za rok? 
Poznałam nowych autorów, upewniłam się, że uwielbiam starych, brałam udział w klubie czytelniczym (konsekwentnie wszystkie spotkania!). Przeczytałam też parę gniotów, trochę książek mało ciekawych, nieco się zawiodłam i całkiem przyjemnie zaskoczyłam. 

Z czego jestem zadowolona? 
Przede wszystkim z odczarowania cegieł. Wciąż mnie boli męczenie jednego tekstu miesiąc, ale już nie jest tak, że w ogóle się za opasłe tomiszcza nie zabieram, że konsekwentna walka o 52 książki rocznie trochę mnie do nich na pewien czas zraziła. Nie uważam tej, eee, kultury czytelniczego zapierdolu za główny powód mojej niechęci do grubych książek, ale jest to jakiś tam czynnik. Właściwie od dawna bolą mnie książki, nie długie, ale takie, które mi zajmują dużo czasu. Bo ja tego czasu nie mam za wiele i jednak mi ciąży, że zamiast czterech książek czytam w tym samym czasie jedną. To jest głupie, ale podświadome, więc co poradzić? No, coś poradziłam. 

Z czego jestem niezadowolona? 
Oczywiście z ilości. Wiadomo, od paru lat walczę z ilościówką moją wspaniałą tabelą i systemem punktowym, jednak w tym roku mi się do tych upragnionych puntów nie udało dociągnąć. Wyszło 47,75 punktów z 33 książek (+4 komiksy +1 audiobook). Stanowczo za mało i miesięczne statystyki dobrze pokazują dlaczego: 

Wykres ze Storygrapha


dane z aplikacji Loop (Nawyki), wykres w excelu 

Paradoksalnie, w porównaniu z rokiem ubiegłym jest lepiej, ale wydaje mi się, że ta statystyka uwzględnia komiksy (październikowe szaleństwo to tak naprawdę 3x120 stron Requiem), jednak są tu miesiące straszliwej posuchy - kwiecień i maj to jakaś kompletna tragedia a czerwiec i wrzesień nie są wcale lepsze. Listopad wypada nieźle, biorąc pod uwagę, że nie czytaniem się w tym miesiącu tradycyjnie zajmuję. W sierpniu wydarzył się Hrabia Monte Christo, stąd ten rekord.

Poza tym po raz kolejny nie wyszło mi z dziennikiem czytelniczym i tym razem naprawdę ekstremalnie, bo mam w nim stronę tytułową i wklejone okładki na jednej stronie zbiorczego podsumowania. Podobnie rzecz się ma z publikowaniem czegoś w social mediach. Plany mam rzecz jasna bardzo ambitne ale biorąc pod uwagę, że regularnie zapominam nawet o istnieniu tego bloga to nie mam wielkich nadziei. 

Jeszcze garść statystyk 
Najgrubsza książka tego roku, bez zaskoczenia, Hrabia Monte Christo i jego 1420 stron. Ale jest to książka, której objętości zdecydowanie nie trzeba się bać (no chyba, że macie któreś z tych wydań wielkości lotniskowca), bo czyta się szybko. Nie była to jednak jedyna opasła pozycja w moim menu w tym roku - po piętach depczą jej Czerwony Mars (916 stron cierpienia) oraz Tajemnice zamku Udolpho (864). 

Najkrótsza książka (nie licząc Imprezy neispodzianki, która ma 28 stron ;) ) to The Missing Girl Shirley Jackson. Ogółem książek poniżej 200 stron było 8 (+1 komiks) a tych powyżej 500 stron - 7. Średnio wypada 372 strony na książkę, męczone przez 15 dni. No czyli właśnie bez szału. 

CZAS SĄDU

Kategorie nagród wybieram zgodnie z tym, co przeczytałam, a więc bardziej wymyślam kategorię do książki niż odwrotnie. Wzięłam się do roboty i oceniłam wszystkie książki przeczytane, więc mam ładne statystyki ze Storygrapha:
Rozkład nienormalny, chyba widać, że jednak było więcej dobrego niż złego ;)


Statystycznie rzecz biorąc najgorzej było w czerwcu (Dziennik roku zarazy i Imperium ciszy) a najlepiej w kwietniu (Przejście przez Morze Czerwone), natomiast ten kwietniowy wynik to raczej żart, bo to po prostu jedyna książka skończona w kwietniu a akurat była doskonała. Podchodząc do spraw mniej liczbowo, z pewnością dobrze wypadł początek roku (aż dwa Faulknery) potem sierpień spędzony z Dumasem i październik z Sullivanem (choć słabym) i Requiem (doskonałym). 


Najlepsza książka roku 2024
Przeczytałam w tym roku sporo dobrych książek. Ten wykres powyżej dość dobrze obrazuje znaczącą przewagę tekstów naprawdę bardzo dobrych. Ta grupa wysoko ocenionych jest jednak dość różnorodna i trudno nominować do tytułu najlepszej książki roku Requiem jakkolwiek bym gonie lubiła. Pierwszy album to naprawdę lektura na 5, ale w kategorii rozrywki bardzo głupiej. Dlatego po chwili zastanowienia przedstawiam państwu nominowanych: 

Światłość w sierpniu, Flagi pokrył kurz, Zmierzchanie świata, Przejście przez Morze Czerwone

Z nominacjami było jeszcze dość łatwo ale potem to już kompletnie nie mam pojęcia, co zrobić. Wszystkie nominowane książki są świetne i chociaż z jednej strony różnią się od siebie znacznei, to wszystkie poruszają podobne tematy. Wojnę, traumę, choroby psychiczne, rodzaj... izolacji od społeczeństwa. Z nich wszystkich najlżejsze są Flagi..., jest w nich dużo humoru, zabawnych postaci i epizodów, chociaż nie brakuje tam też poważnych przemyśleń. Zarówno Zmierzchanie świata Przejście przez Morze Czerwone to historie ludzi, którzy nie mogą uciec od wojny, tak samo jak bohater Światłości w sierpniu jest osaczony przez społeczną percepcję swojej osoby (lub to jak sam siebie w kontekście tego społeczeństwa postrzega) i można to porównać do tego, jak bohaterka Przejścia... nie może wydostać się z obozu koncentracyjnego. I ostatecznie to właśnie powieść Zofii Romanowiczowej zdobywa tytuł najlepszej książki przeczytanej przeze mnie w roku 2024! Choć nie ukrywam, że absolutnie wspaniałe Zmierzchanie... depcze jej po piętach, a zaraz za nim postępuje dusza atmosfera Światłości... W porównaniu dość lekka atmosfera Flag... wydaje się niemal nie na miejscu, ale to jest naprawdę, naprawdę doskonała powieść. 

Najgorsza książka roku 2024 (Nicpan 2024)
Żeby było zabawnie to tutaj już w lutym wiedziałam, kto tę nagrodę dostanie a potem pojawił się on, Łukasz Nicpan, którego imię od tego roku ta nagroda będzie nosiła. A więc, nominowani do nagrody im. Łukasza Nicpana dla najgorszej książki roku za rok 2024: 

Czerwony Mars, Zapiski z Hiroszimy, Fajerwerki nad otuliną

Czerwony Mars to własnie ten ancymon, co do którego byłam pewna, że nie zostanie zdetronizowany. A jednak myliłam się. Pierwszym pretendentem do tytułu okazał się Kenzaburo Oe (noblista!) ze swoimi Zapiskami z Hiroshimy, pozbawioną z grubsza sensu opowiastką o tym, że całe szczęście, że bomby atomowe spadły na Japonię a nie Kinszasę, bo tamci by sobie nie poradzili ani trochę. Mesjanizm narodu japońskiego, biednych ofiar II WŚ, podlany sosem z rasizmu. Nie polecam. Ale potem nadszedł on, Łukasz Nicpan i jego Fajerwerki nad otuliną
Chwilę wahałam się, jak tę nagrodę rozdysponować, aż zrozumiałam jedną bardzo ważną rzecz. Czerwony Mars to jest bardzo słaba powieść. A jednak jest to powieść. Jak bardzo mi się nie podobała to napisałam całą długaśną recenzję z memami, więc nie będę się powtarzała. Niemniej to zupełnie inna kategoria niż Zapiski, które są zbiorem tekstów prasowych - nieudanych, rasistowskich, niezbornych - brak w nich konkretnej przewodniej myśli, autor sam się gubi w swoim pierdolamento. Mimo wszystko jednak stanowią zapis jakiejś sytuacji, jakiegoś stanu mentalnego, są próbą pogodzenia się z wydarzeniem na skalę apokaliptyczną. Próbą nieudaną, z gruntu skazaną na porażkę, ale sama ta próba a może nawet i jej niepowodzenie wynikają ze zderzenia z niepojmowalnym. Fajerwerki... za to są po prostu gównem. Spermiarskim wysrywem starego dziada, który nie ma nic do powiedzenia, ale wydaje mu się, że każda banalna myśl, jaka przychodzi mu do głowy jest głęboka i poruszająca. 
Tak więc, nagroda dla najgorszej książki roku od tego momentu nazwana będzie nazwiskiem swojego najwybitniejszego laureata - Łukasza Nicpana. Gratulacje, nie pisz więcej. 


Największe odkrycie 2024
W 2024 roku przeczytałam aż 20 nowych autorów! To wypada 65%, nieźle nie? Wybranie jednak nominowanych do tytułu największego odkrycia roku nie było aż tak trudne. Chociaż jest paru autorów, którzy mnie nie zachwycili, to większość nie wywarła na mnie jakiegoś piorunującego wrażenia. Wyjątek stanowią: 
William Faulkner, Zofia Romanowiczowa

Ponownie, nie było łatwo wybrać. Faulkner mnie zachwycił, Romanowiczowa rozjechała. Z racji tego, że wcześniej o tej autorce nie słyszałam (na filologii polskiej nie wspomniano o niej ani słowem!) wydaje się, że to ona powinna zgarnąć tę statuetkę, ale chyba nie do końca o takie dosłowne odkrycie tutaj chodzi. Bardziej o znalezienie autora, którego będę wciągała jak pewien biały proszek. I tu jednak wychodzi Faulkner, szczególnie, że jego książki przeczytałam dwie, kolejne czekają w kolejce, a jeśli chodzi o Romanowiczową... trochę się boję jej kolejnych książek.Bardzo możliwe, że po dalszych lekturach zmienię zdanie, ale na razie, 1 stycznia 2025 roku, odkryciem 2024 zostaje William Faulkner


Największe rozczarowanie 2024
Staram się trzymać swoje oczekiwania na uwięzi, więc chociaż wiele książek może mi się nie podobać, to rozczarowana jestem rzadko, dlatego sama jestem zaskoczona ilu nominowanych udało mi się zebrać: 

Invictus, Problemski Hotel, Zapiski z Hiroshimy, Prawdziwa historia czekolady, Drumindor

Invictus jest książką bardziej o Mandeli niż o rugby i tutaj rozczarowanie to raczej moja wina, nie autora. Sama książka jest zresztą dobra, może nie tak porywająca, jak mogłaby być, ale godna uwagi (i zdecydowanie lepsza niż ekranizacja). Problemski Hotel to próba napisania edgy reportażu przez kogoś, kto nie tylko nie jest edgy, ale w ogóle czarny humor go oburza. Left can't meme/10 Rozczarowanie przede wszystkim dlatego, że jest tu doży potencjał, który wywala się na ryjek. Nie załapał się na nominację do Nicpana 2024 bo nawet na to jest zbyt... nijaki. Prawdziwej historii czekolady odpuszczam ze względu na historię powstania tej książki - autorka zmarła w czasie pracy nad nią i dokończył to jej mąż. Też znawca tematu, ale ewidentnie mniej nim zajarany, no i biorąc pod uwagę okoliczności trudno wymagać od niego entuzjazmu. Zapiski z Hiroszimy opisałam przy Nicpanach. Ten temat zasługuje na o wiele lepszą książkę. I w ten sposób przechodzimy do zwycięzcy - Drumindoru Michaela J. Sullivana. Ten autor niestety ostatnimi czasu zawodzi częściej niż nie. I nie, nie nastawiałam się na tę książkę jak gracze na Cyberpunka 2077, ale od Sullivana wymagam pewnego poziomu, poziomu, do któego nie udało się doskoczyć. Bardzo widać, że to książka napisana niejako na kolanie, szybko wypchnięta w świet (kickstarter) i że zabrakło jej porządnego leżakowania w szufladzie i redakcji. W wielu miejscach to jest dziadowski fanficzek, który spłyca i ośmiesza związek Roysia i Gwen i budzi to mój gniew. 

Największe zaskoczenie 2024
I na koniec kategoria pozytywna, odwrotność poprzedniej: coś, po czym nie spodziewałam się nic, albo zgoła rzeczy strasznych a okazało się super. Nominowani:

Czarna Ambrozja, Dzikowy skarb, Tajemnice Zamku Udolpho

Nie są to wszystkie książki, które podobały mi się bardziej niż zakładałam, ale taka Światłość w sierpniu to raczej był zachwyt roku 2024 a nie zaskoczenie. Prawdę mówiąc, nie wiedziałam, czego się spodziewać po Dzikowym skarbie, ale jest we mnie jakaś obawa przed powieściami historycznymi, chociaż chyba wszystkie, które czytałam mi się podobały. Winię Historię żółtej ciżemki. Niemniej nie spodziewałam się, że to będzie aż tak dobra powieść przygodowa, w dodatku historia Polski jest tu przedstawiona w sposób należycie fascynujący. Ujmujący bohaterowie (Zbrozło, coś między Batmanem a Gandalfem FTW xD), wartka akcja, ważne postacie wydarzenia historyczne przeplecione z osobistymi przygodami postaci fikcyjnych. Klasa. Jara mnie, że ten cykl jest dłuuuugi. Tajemnice zamku Udolpho próbowałam kiedyś przeczytać i nic z tego nie wyszło, dlatego podchodziłam trochę jak pies do jeża, ale okazało się, ze zupełnie niepotrzebnie. Książka choć długa czyta się świetnie. Co zaskoczyło mnie najbardziej? To że sentymentalizm nie jest tu egzaltowany i w ogóle nie przeszkadza, przepiękne opisy przyrody oraz to, że... nie ma tu żadnych elementów nadprzyrodzonych. Ann Radcliffe była cholernie racjonalną osobą, jak się okazuje. Te dwie świetne książki muszą jednak ustąpić Czarnej Ambrozji. Horror z rozkosznie paskudną okładką, zgarnięty na targach książki za, bodaj, 15 zł, niemal dosłownie książka z kosza a tu... szok. To jest absolutnie rewelacyjna książka o wampiryzmie. Oryginalna, fascynująca, z nieświadomie zmieniającą się w wampira bohaterką. Rewelacja i zdecydowanie największe zaskoczenie 2024. 

Brukselka w czekoladzie dla najgorzej wydanej książki 
Szeroka kategoria, do której można trafić za bardzo różne grzeszki. Nominowani:

Vesper, za Czerwony Mars, Rebis za Imperium ciszy, PIW za Tajemnice zamku Udolpho

Z tłumaczeniami u Vespera jest bardzo różnie. Czasem mamy coś świetnego (Pan ciemności) czasem trafia nam się Czerwony Mars. Książka gruba i nudna, trochę mnie nie dziwi, że nie chciało się nikomu robić nowego tłumaczenia, natomiast wypadałoby, żeby to tłumaczenie przeczytać. Błędy są tu tak ko(s)miczne, że nie trzeba nawet porównywać z oryginałem, żeby widzieć że dzieją się tu rzeczy, które nie śniły się nawet google translate. Geologicznej redakcji też najwyraźniej zabrakło. PIW w Tajemnicach zamku Udolpho popełnił inny wydawniczy grzech: błyszczący papier, na którym druk wydaje się szary i jest tylko jeden dość dziwny kąt pod którym można to jako-tako przeczytać a do tego waży tonę. Inne książki w tej serii mają normalny papier, nie wiem, co tu się odjaniepawliło, ale naprawdę fizyczna forma tej książki uparcie utrudniała czytanie. 
Zwycięzca może być tylko jeden i jest to Imperium ciszy, które łączy w sobie wady pozostałych nominowanych. Fizyczna forma Imperium... sprawiła, ze dołożyłam je na miejsce zanim jeszcze na dobre wzięłam je go ręki. Już tam chrzanić paskudną oładkę, ale format lotniskowca i niewiele mniejsza waga sprawiają wrażenie jakiegoś mało śmiesznego żartu. A to zupełnie nic w porównaniu z "tłumaczeniem", gdzie autorowi się pomyliła porcelana z chinami, gdzie tłumacz zapomniał o istnieniu rodzaju nijakiego i pomijał sobie akapity, które mu nie pasowały do błędów, które popełnił wcześniej. Poziom wydania tej książki jest skandaliczny. 

No i na koniec łapcie jeszcze rozpiskę wszystkich przeczytanych w tym roku:
za: Storygraph

2025?

Nie mam żadnych ambitnych czy nawet konkretnych planów na ten rok. Chciałabym na pewno czytać więcej, w tym więcej fantastyki, bo tej było w 2024 zdecydowanie za mało. Poza tym klub PIWu, Wojny wikingów, Cykl Piastowski... no i znowu mi się fantastyka nie zmieści, ech. No ale działam, mam nadzieję, że uda się więcej czytać i tyle. Czego i Wam życzę. 




Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia