Podsumowania książkowe są tutaj, filmowe tutaj.
Nie robiłam wcześniej podsumowań ilościowych w tym temacie, więc nie wiem, jak się to ma do lat ubiegłych, ale wydaje mi się, że nie oglądałam w tym roku zbyt dużo serial. Na 14 tytułów, połowa to dokumenty, druga seriale fabularne.
Dokumenty
Spośród dokumentów na wyróżnienie zasługują:
Bad Surgeon, Farma Clarksona, Six Nations, Będziesz następna |
Poza tym widziałam jeszcze bardzo solidne Tajemnice polskich morderstw, fascynujące Escaping Twin Flames (to jest poziom absurdu mierzący w stronę Tiger King) i taki sobie American Nightmare. Jest też prawdopodobieństwo, że widziałam jakieś inne trukrajmy, tylko ich nie napisałam - nie pamiętam, kiedy oglądałam Crime Scene: New York (i chyba jeszcze jeden tego typu z innego miasta) czy ten netflixowy o Małej Madzi (dobry, tak swoją drogą).
W 2025 będzie ich mniej, szczególnie takich przypadkowych trukrajmów odpalanych do obiadu, bo zrezygnowałam z netflixa.
Fabularne
Tutaj jednak przyznam nagrody, ponieważ poziom był jednocześnie wyższy i niższy niż w przypadku dokumentów.
Na plus:
Shogun, Tulsa King sezon 1, Mask Girl |
Rok rozpoczęłam ponownym seansem Mask Girl i... to nie jest tak, że ten serial okazał się gorszy przy ponownym oglądaniu, ale on po prostu się nie nadaje do oglądania ponownie, bo opiera się na niewiarygodnej narracji. Niemniej jest to świetny serial, by nie powiedzieć doskonały. Tulsa King mnie absolutnie zachwycił, to jest dokładnie to, czego mi w życiu było potrzeba, serial jak napisany specjalnie dla mnie, w którym Stallone może pokazać wszystkie swoje umiejętności. No ale zwycięzca może być tylko jeden prawda? Nie będę oryginalna, Shogun podobał mi się szalenie. Nie jestem wobec tego serialu bezkrytyczna (ten angielski zamiast portugalskiego...), ale jest zrobiony świetnie. Natomiast wygrywa z Mask Girl właściwie wyłącznie tematem i powagą.
Na uwagę zasługują też Briganti, serial kosmicznie durny ale z wizualnymi ambicjami.
Nagroda specjalna za najlepszy opening
Tu kandydatów jest dwóch: Tulsa King i Mask Girl. Wygrywa Mask Girl, ale Tulsa King depcze jej po piętach. No ale spójrzcie na to cudo.
A Tulsa King
Nicpan serialowy
Kandydatów jest dwoje:
Pozorna miłość zdołała mnie wkurzyć i zawieść, chociaż odpaliłam ją dla beki i spodziewałam się szrotu. Tu jakieś wyróżnienie za odsetek nieskończonych wątków się należy. Mimo to jednak jest to serial dość sprawnie zrobiony technicznie i póki wciąż sugerował, że jest o czymś to nawet był wciągający. Trudno jednak naleźć jakiekolwiek zalety w Hazbin Hotel. Skrótowy, debilny, zamiast rozwoju postaci mam co chwila piosenki, których nie sposób odróżnić jedna od drugiej. Tu był potencjał i Helluva Boss pokazuje, że autorka potrafi ten potencjał wykorzystać. Hazbin Hotel to jednak był zdecydowanie Nicpan 2024.
Nie grałam dużo w 2024, ale bądźmy szczerzy, ja generalnie dużo nie gram. Zebrało się tego oszałamiające sześć tytułów. Na minus właściwie tylko Hollow Knight, ale to dlatego, że do mnie kompletnie nie przemawia ten klimat, sama gra jest zupełnie ok. Był to jednocześnie jeden z trzech nowych tytułów, w które zagrałam w tym roku (nowych dla mnie oczywiście), poza tym zapoznałam się z Blasphemous 2, który może trochę stracił na klimacie jedynki, ale dał mi wiele radości i bardzo polecam oraz moja najnowsza fascynacja Astral Ascent, który był bodaj za darmo (albo za grosze) na gogu - to rouglite od twórców Dead Cells, ale klimatem i rozgrywką jest bliżej anime i Hadesa. Vampire Survivors, wiadomo, wielka wieczna miłość.
Muzycznie działo się może nieco więcej niż w grach, ale też nie jakoś bardzo wiele.
Wydarzenia
Mieliśmy zaskakująco dobrą muzycznie Eurowizję (Estonia, Chorwacja, Finlandia, Austria, Litwa), która utonęła w kontrowersjach i skandalach paskudnych nawet jak na ten konkurs (dopuszczenie Izraela, dyskwalifikacja Holandii).
Poza tym wybrałam się na dwa koncerty, związane zresztą z tym festiwalem: Bambie Thug i Kääriję. Bambie nieco zawiodła, chociaż głównie problemem była publiczność, trochę z przypadku, chyba nie do końca w klimacie, nieznająca utworów. Käärijä za to dużo lepszy, ale też publiczność mnie zaskoczyła - znali słowa, byli dobrze przygotowani. I przede wszystkim aranżacja koncertowe podobały mi się dużo bardziej od studyjnych: są cięższe, dynamiczniejsze.
Albumy
W 2024 wyszły dwie interesujące mnie płyty: Wake Up The Wicked i XII A gyönyörű álmok ezután jönnek.
Nowy Powerwolf mnie zawiódł. To jest więcej tego samego ale chyba dotarliśmy do ściany. Większość tych utworów brzmi jakbym już gdzieś je słyszała - u tego samego zespołu na wcześniejszych płytach. Tak jak Call of the Wild dodawał nieco absurdalnego, tanecznego sznytu, tak tutaj nie ma nic nowego, nic ciekawego. Przesłuchałam to raz po zakupie i potem długo nawet nie pamiętałam, żeby wrzucić na telefon... ot, taka to była płyta. Nie jest zła. Jest nijaka i wtórna i to chyba jest najgorsze, bo zdanie co do złej płyty można ewentualnie zmienić, o tej trudno pamiętać.
Thy Catafalque za to... Tomek nigdy nie zawodzi. Nawet poprzednia płyta, która jakoś mi się osobiście nie podobała była świetna w swoim gatunku. A to, to jest wszystko to, co kocham w Thy Catflaque. Gitary, elektronika, świetne wokale (skąd on bierze te kobiety). A przy tym jest to tak różnorodne i unikatowe, że można słuchać w kółko. Cały album jest do odsłuchania na kanale wydawcy:
(Jak wam się pierwszy utwór nie spodoba, to przeklikajcie pozostałe, bo to Thy Catafalque, tutaj każdy kawałek jest zupełnie inny)Ufff, to tyle, jeśli chodzi o podsumowania. Trochę się tego zebrało, cieszę się że się zdecydowałam je podzielić na kawałki. Teraz jeszcze tylko bym chciała to ubrać w jakieś formy instagramowe, ranyboskie.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz