sobota, 22 listopada 2025

[Recenzja] Boox Palma 2

O Palmie napisałam już parę(naście) słów w rachunku za lipiec 2025, ale sądzę, że to urządzenie wymaga jednak nieco większej ilości słów i osobnego wpisu. 


Dla porządku zaznaczę, że będę mówiła o czytniku Onyx Boox Palma 2, nawet kiedy będę pisała po prostu "palma". Różnice między urządzeniami nie są duże, ale są.


Parę słów kontekstu 

Zacznijmy zgodnie z tradycją - od opowieści o moim życiu. Dobrze, stop, nie będzie aż tak strasznie. Ale uważam, że w przypadku opinii o czytnikach a szczególnie tym czytniku niezbędne jest zaznaczenie jakie się ma doświadczenie z tymi urządzeniami. Bo "recenzji" Palmy nazywających ją smartfonem jest aż za wiele...

Otóż pierwszy swój czytnik dostałam w łapki w październiku 2010 roku. Był to nieodżałowany Kindle 3. Wcześniej miałam w rękach jakiś czytnik z e-papierem, bodaj Sony, ale i tak złapałam się na to, na co złapali się wszyscy moi ówcześni ebookowi znajomi, syndrom "to nie jest naklejka". Bo tak, e-papier robił wówczas ogromne wrażenie. Może zresztą robi je i teraz - po prostu przywykłam, szczególnie, że podświetlenie jednak zmienia odbiór - ekran bardziej przypomina wyświetlacz. Niepodświetlone cenówki w marketach wyglądają tak, że pewnie nawet nie zwróciliście uwagi na to, że to jest e-ink. 

Ten wstęp jest tu po to, żebyście wiedzieli, że znam się z e-inkiem od bardzo dawna, od czytników bez podświetlenia ale za to z fizycznymi przyciskami (pamiętam jak wszyscy się zachwycaliśmy ich umiejscowieniem na krawędzi; Kindle 3 to było w ogóle doskonale zaprojektowane urządzenie, jeśli chodzi o ergonomię), poprzez Kindle Voyage (300 dpi! to był dopiero szał) do dziś uznawany za najlepsze urządzenie ze stajni Amazonu aż po Palmę z Androidem. Lubię e-ink, śledzę losy tej technologii, czytam ebooki od bardzo dawna, słowem: siedzę w tym temacie. 

Od czasu Kindle 3 e-papier zrobił ogromne postępy, szczególnie jeśli chodzi o szybkość działania - o czym będzie jeszcze niżej. Same czytniki jednak już niekoniecznie, szczególnie jeśli chodzi o czytniki Amazona. Pominę już samo oprogramowanie (chociaż jest ohydne), bo jak już się odpali książkę to nie ma to znaczenia. Ale kiedy konkurencja Amazona zdecydowanie poprawiła swoje dokonania (miałam ostatnio w rękach InkBooka Solaris i nie miałam wrażenia, że jest zepsuty!), Jeffrey wsadzał łeb coraz głębiej w swój zadek. Widziałam nowego Kindla i to wygląda jak nieśmieszny żart. Wiecie jaki jest czytnik, który ma 7 cali? ZA DUŻY. 

Jedynym z tych konkurentów jest forma Onyx i ich dość szeroki wybór urządzeń z serii Boox. Są duże, są małe... i jest też ciekawostka: Palma. Czytnik wielkości telefonu. 


Co to jest ta Palma?

Z zakupem nowego czytnika nosiłam się już jakiś czas, falami nachodziło mnie nieco mocniej - mój Voyage, bezdyskusyjnie wspaniały, niestety nie młodnieje. Guma dosłownie zaczęła się na nim rozkładać, nowe okładki są do luftu, stara składa się już chyba bardziej z kleju niż okładki, a oprogramowanie miewa czkawkę (tu raczej pomoże reset, ale leniwa jestem, musiałabym zrobić sobie kopię zawartości). Nie chcę się z nim rozstawać, ale wiem, że kiedyś to nastąpi. 

Nie bez znaczenia oczywiście jest też prosta sprawa chciejstwa i fakt, że ostatni raz nowy czytnik kupiłam sobie w październiku 2015. (to był zły moment w moim życiu pod chyba każdym względem poza twórczym i finansowym...). Za czymś małym jak smartfon rozglądałam się już od lat. Pierwszy był chyba Woxter Scriba 195S, ale jakoś się nie skusiłam - były tam jakieś problemy z czcionkami i a samo urządzenie, nie oszukujmy się, wygląda jak coś z odpustowego straganu (chociaż słyszałam ostatnio od użytkowniczki, że jest ogółem zadowolona). Były też telefony z einkiem (Yota Phone), daaawno i raczej w sferze tematu, którym trzeba się będzie zainteresować, jak się rozwinie. Rozwinął się tyle o ile - ograniczenia einku zderzają się z wymaganiami wobec urządzenia, które jednak ma ekran zupełnie innego rodzaju - obecnie na rynku mamy chociażby Bigme HiBreak: smartfon z einkiem. Recenzje: mieszane. 

"Smartfonem z einkiem" nazywana jest też omawiana tutaj Palma (a także jej poprzedniczka) i trochę mnie krew zalewa jak to widzę w tytułach filmików na yt, ponieważ jednak to "fon" w nazwie wciąż coś oznacza. Palma nie obsługuje kart SIM, jeśli już nie chcemy nazywać jej czytnikiem, powiedzmy że jest to tablet. Wyjątkowo mizerny, ale co kto lubi. 

Ja lubię, ale o tym będzie za moment. (recenzenci oczekujący smartfona oczywiście nie lubią, szok i niedowierzanie, nie udało się zjeść zupy widelcem?!)

Nie chcę wdawać się tu w szczegóły techniczne (te można łatwo znaleźć), powiem tylko o najważniejszym: Palma to czytnik z androidem. Obsługuje karty pamięci, ale jeśli chodzi o łączność oferuje WiFi i Bluetooth. Uważam że to dobre rozwiązanie - pomaga ograniczyć używanie urządzenia do celów innych niż czytanie/pisanie. Oczywiście to może być dla kogoś poważny minus, dla mnie to jednak w największych zalet. Poza tym, w nagłej potrzebie można zawsze ze smartfona zrobić hotspot i sobie dociągnąć kolejny tom serii ;) 

Samo urządzenie jest... Większe i cięższe niż się spodziewałam. Fakt, używam go w solidnej okładce (Tudia), ale i bez niej to kawał cegły. W okładce jest cięższa od mojego POCO X5 i mniej więcej takiej samej wielkości. Liczyłam na coś mniejszego niż Voyage i wyszło tak średnio jeśli chodzi o wagę - pretekstem do zakupu Palmy był wyjazd w góry i pakowanie się zgodnie z kolarska filozofią minimal gains. Myślę jednak, że ten ciężar to bardziej kwestia stosunku wagi do rozmiaru oraz porównania do urządzeń innego rodzaju (w tym wypadku telefonu). Palma, w okładce, waży 242 gramy, tyle co lekka książka, a jej rozmiar kompletnie zmienia podejście zarówno do czytania samego w sobie, ale też noszenia jej że sobą. 


Czy na tym w ogóle da się czytać? 

"Przecież to za mały ekran" "Musi być niewygodnie" - usłyszałam więcej niż raz, od osób, które nigdy czytać na Palmie nie spróbowały. Sama miałam wątpliwości, bo zdarzało mi się od wielkiego dzwonu poczytać coś na telefonie i szału nie było. Nie było też jednak einku... 

Uczciwie trzeba zaznaczyć, że Palma nie jest urządzeniem dla osób o słabym wzroku i/lub lubiących duże litery. Ja jestem z tych, co wszędzie mają ustawione możliwie najmniejsze napisy itp. więc jestem zadowolona, daję radę zmieścić ile trzeba tekstu w linijce. 

Czytać na Palmie nie tylko się da. To jest jakiś drobiazg, szczególik, rzecz oczywista, z którą daje sobie radę większość czytników ;) w przypadku Palmy cały na biało wchodzi tzw. form factor czyli kwestia jej rozmiarów i kształtu. Recenzje i reddit pełne są za chwytów nad tym, jak Palma zmieniła podejście autorów do czytania i, nie ukrywam, to był jeden z powodów, dla których ją kupiłam. I tak, to prawda, to działa, szokujące ale prawdziwe. Otóż na Palmie... Czyta się wszędzie. 

I tak, możecie powiedzieć, że to przecież głupie, że mało jest miejsc, w które można zabrać Palmę a nie można większego czytnika, szczególnie że są czytniki znacznie bardziej wodoodporne. I ja się zgadzam... Ale się nie zgadzam. Jest coś w tym, jak solidna wydaje się Palma, jak jej rozmiar sprawia że łatwo pewnie trzymać ją w dłoni i w końcu jest coś z w tym, że do chodzenia wszędzie z urządzeniem tego rozmiaru jesteśmy przyzwyczajeni (a nawet uzależnieni). 

Kindla postrzegam jako delikatnego, jego rozmiar (w końcu nieduży), szczególnie to, jaki jest cienki, sprawiają że obawiam się go upuścić, zahaczyć czymś o niego, nieopatrznie przygnieść w torbie lub plecaku. Palma raczej sama stanowi zagrożenie dla otoczenia xD no, przesadzam. Ale bardzo łatwo się Palmę trzyma w dłoni, nie mam problemu z tym, żeby chociażby iść ulicą i na niej czytać. I tak, wiele aspektów tego siedzi wyłącznie w mojej głowie. Tylko co z tego? Siedzi, wyleźć nie chce, a żyć trzeba. 

Czytałam sporo relacji o tym, że ktoś wraz z zakupem Palmy zaczęli więcej czytać, bo czytają tam, gdzie wcześniej skrolowali na smartfonie albo gapili się w ścianę. Mnie samej wydawało się to przesadą, ale... Nie jest. To naprawdę jakaś magiczne sztuczka polegająca na przekierowaniu uzależnienia od smartfona na czytanie. Wniosek się z tego wysuwa raczej przykry, ale chyba należy się cieszyć, że istnieje jakiś sposób na wyrwanie się ze złych nawyków, a w dodatku przekierowanie ich na inne, pozytywne. Mam odruch sięgania po telefon, kiedy stoję w kolejce, czekam na autobus, aż się obiad podgrzeje. Kiedyś był to odruch sięgania po książkę, ale już nie jest. Wkurza mnie to, walczę z tym, ale jednak ten cholerny telefon jest nie tyle bardziej interesujący, co właśnie wygodniejszy. Kiedy przyjedzie autobus wkładam go do kieszeni. Książkę muszę założyć, zamknąć, schować gdzieś znacznie ostrożniej. I na to wchodzi Palma, cała na biało (no, ja akurat mam czarną, bo biała ma pewne niedociągnięcia). Jest tej samej wielkości co telefon, super poręczna, mieści się w kieszeni (bardziej: zewnętrznej kieszonce plecaka, nie oszukujmy się, damskie ubrania są pozbawione normalnych kieszeni), można ją natychmiast schować lub wyjąć, nie trzeba zakładać ani uważać, żeby się nie pogniotła (choć oczywiście trzeba uważać, żeby się nie potłukła, ale to mam wytrenowane z telefonem). Nawet w okładce z klapką (nie wyobrażam sobie innej do e-inku) jest zwyczajnie poręczniejsza. I nie chodzi o to, że założenie książki i włożenie jej do torby to jest jakiś straszliwy wysiłek, bo przecież robiłam to latami, po prostu jestem leniwa, sięgam po łatwiejsze rozwiązania, nawet jeśli są łatwiejsze tylko ociupinkę. I, sądząc po opiniach w internecie, nie jestem w tym sama. 

Wiadomo, dzięki Androidowi można i tę palmę zapaskudzić masą czasoumilaczy, działać będzie pewnie wszystko, co pójdzie na sprzęcie o takiej specyfikacji, choć oczywiście czarnobiały ekran ma swoje ograniczenia. 


Zady i walety czyli walka pro-botów z robofobami

Palma ma Androida. Ma to szereg zalet, nie przeczę. Ma też szereg wad. Nienawidzę Androida. Używam go, bo Google zarżnęło Windows Phone i teraz nie możemy mieć ładnych rzeczy, ale lata cierpień nie sprawiły że go polubiłam. W przypadku Palmy pewną zaletą jest to, że wielu funkcji pewnie nie będziecie używać (np. ustawiać dźwięków powiadomień), ale z drugiej strony na twarz dostajecie nakładką systemową od Onyxa i chociaż mam dowody na to, że ludzie jej używają, dla mnie była absolutnie nie do przejścia. No i nie wygrałam walki z ustawianiem tapety... Ambitnie chciałam zainstalować jakiś minimalistyczny launcher, ale w końcu się poddałam (instalacja była prosta, Palma ma dostęp do sklepu play, wygląda to dokładnie jak na smartfonie) i mam tak jak na telefonie Nova Launcher, odruchy nie stają mi na drodze. Do tego dorzuciłam zestaw ikon Arcticons, który dobrze wygląda na e-inku. Chociaż, przyznaję, nie tak dobrze jak emotikony od booxa (acz widziałam jakiś sposób na podkręcenie ich, wypróbuje w wolnej chwili).

Dostęp do Google Play i możliwość zainstalowania (również normalnie przez .apk) właściwie dowolnej aplikacji to niewątpliwie duża zaleta. Schody zaczynają się kiedy przychodzi do oferty. Z plusów to działają bez problemu aplikacje takie jak Legimi, Kindle czy Bookbeat a także te nieczytelnicze czyli np. Office albo Mega (którego używam do wrzucania plików na Palmę). Gdzie więc problem? Otóż nie udało mi się znaleźć aplikacji do czytania, która dorównałaby standardom, do których przez 15 lat (!) przyzwyczaiły mnie czytniki Kindle. 

Od razu zaznaczę, że nie dla każdego może to być problem. W końcu zaglądam czasem ludziom przez ramię na czytniki w kominikacji miejskiej (ja naprawdę lubię ten temat) i to co tam widzę często budzi grozę xD niemniej:

Aplikacja Kindle to śmieć, a ponurym żartem jest to, że wygląd czytników dorównał do jej koszmarnego projektu. Niemniej działa. Zmianę stron przyciskami należy ustawić w ustawieniach aplikacji w Androidzie. 

Legimi działa, ale traktuje Palmę jak smartfona. Nie testowałam synchronizowania Kindla za jej pomocą, na dwoje babka wróżyła. Trzeba wyłączyć animację zmiany stron (kto to w ogóle wymyślił, wtf) i generalnie działa, chociaż nie radzi sobie z przypisami. 

Aplikacji do audiobooków nie testowałam, ale nic nie wskazuje na to, żeby nie miały zadziałać. 

No ale co z czytaniem? 

Teoretycznie wybór jest duży. Teoretycznie, bo żeby się te aplikacje jakoś od siebie znacząco różniły to nie powiem. Wiele z nich nie jest też dostosowanych do einku (albo w ogóle do rozumu i godności człowieka, o co chodzi z tymi paskudnymi "drewnianymi" tłami?), co trzeba brać pod uwagę. Nie oznacza to, że nie będą działały, ale mogą być bardzo nieczytelne w widoku biblioteki i różnych menu. 

Z aplikacji, które przetestowałam: 

ReadEra - tego używałam w tych rzadkich momentach, kiedy czytałam na telefonie. Na telefonie sprawdza się świetnie, na Palmie niestety niekoniecznie. Aplikacja ma tylko tryb ciemny (poza widokiem czytania) i jak półka jeszcze wygląda znośnie tak menu są kompletnie nieczytelne. 

MoonReader - druga chyba najczęściej polecana aplikacja do czytania, również przez użytkowników Palm. Jak dla mnie "ain't nobody got time for that"/10. Teoretycznie w MoonReaderze da się ustawić wszystko. W praktyce można, ale nie tak, jak bym chciała, a poza tym, to jeden z tych nieskończenie topornych programów, gdzie projektowanie odpuszczono sobie zupełnie. Tu trzeba ustawić wszystko i to przy pomocy koszmarnie wyglądających menu, które mają swoje własne menu. To nie jest robota dla mnie, tym powinien się zająć autor. Niemniej, jeśli komuś się chce i nie ma takich konkretnie potrzeb jak ja jeśli chodzi o umiejscowienie wywoływania menu itp. prawdopodobnie będzie zadowolony. 

KOReader, absolutna gwiazda wśród apek do czytania, ludzie jailbreakują Kindle, żeby sobie to zainstalować. Ponownie, rzecz dość toporna, ale jest lepiej niż w MoonReaderze. Niestety na Palmie ma błąd, który przy wybudzaniu daje nam czarny ekran. Ludzie tak używają (wystarczy zrestartować aplikację) i niby nic się nie dzieje, ale to nie na moje nerwy. Zresztą, jak mówiłam, jest to też aplikacja dość toporna jeśli chodzi o wygląd. Kiedy okazało się, że nie chce mi wyświetlać stron (analogicznych do wydania papierowego, na cholerę mi jakieś inne), to sobie odpuściłam. Kiedy błąd zostanie naprawiony (został zgłoszony) to może wrócę i jednak się przekonam. 

Przetestowałam też szereg jakichś pomniejszych aplikacji, żadna nie robiła tego co chciałam (strony, grrr), paskudne drewniane tła albo reklamy - wywaliłam z palmy, nawet nie pamiętam jak się nazywały. 

A więc w czym czytam? W domyślnym Palmowym Neo Readerze. Raz spacyfikowana (umiejscowienie niektórych opcji wydaje mi się nieco sprzeczne z logiką, może to kwestia tego, że aplikacja jest chińska i po prostu różnice kulturowe dają o sobie znać) działa płynnie i nie trzeba się zastanawiać, gdzie kliknąć, jak coś ustawić. Można sobie wrzucić czcionki jakie się chce po prostu wrzucając je do domyślnego folderu, ustawić odrębny krój do tytułów, sztucznie pogrubić (wygląda paskudnie, tak samo zresztą jak absolutnie zawsze, ale może komuś to potrzebne) itp. ogółem ustawień tekstu jest sporo. Można też ustawić marginesy jakie się chce, przenoszenie, kodowanie itp. Aplikacja działa płynnie, są nawet statystyki (aczkolwiek jak uparły się, że przeczytałam pewne książki, które przeklikałam, to niestety nie umiem im powiedzieć, że jednak nie tak się sprawy mają). Są słowniki i można dograć własne, ale tutaj niespecjalnie mogę ogłosić sukces, chociaż to może być kwestia tego, że słowniki znalazłam słabe (chodzi głównie o rosyjski), działa to podobnie jak na kindlu. Absurdem jest za to jakiś limit tłumaczeń w google translate, ale przyznam, że tego nie testowałam specjalnie. Największy minus? Brak numerów stron (plik jest ok, na kindlu się wyświetlają bez problemu), opcja wyświetlania "prawdziwych numerów stron"... pokazuje ilość ekranów przy aktualnej wielkości czcionki xD Dzięki, Ropuch, naprawdę mi pomogłeś. 

Nie wykluczam, że kiedyś będę się na tyle nudziła, że potestuję aplikacje do czytania raz jeszcze, może się pokaże coś nowego, może się coś zaktualizuje. Niemniej uważam, że pod tym względem android nie daje zbyt wiele, inaczej niż w przypadku aplikacji abonamentowych (Legimi, BookBeat itp.), tutaj oczywiście sprawa wygląda zupełnie inaczej. 


Co jest w Palmie specjalnego? 

Ten ekran. Ranyboskie, ten ekran. Ktoś, kto nie miał do czynienia z einkiem, szczególnie einkiem sprzed 15 lat, ten myślę nie będzie w stanie w pełni docenić jakim arcydziełem jest to, co oferuje Palma. Tu można przewijać rzeczy. Można odpalić filmik na yt. Oczywiście dzieje się to kosztem jakości i właśnie dlatego Palma oferuje różne tryby odświeżania: HD, Zrównoważony, Szybki, Ultraszybki i Regal. Ten ostatni dodany został w niedawnej aktualizacji i chyba dlatego jest na samym końcu, chociaż to tryb najwyższej jakości. Odświeża się co chwila, ale faktycznie wszystko wyświetlane jest przepięknie. Nie nadaje się do przewijania ekranu czy tekstu, ale do statycznego wyświetlania jest świetny. W trybie Ultraszybkim ekran reaguje nie gorzej od zwykłego wyświetlacza z tym, że oczywiście mamy sporo ghostingu. Odświeżanie - które możemy indywidualnie ustawić dla każdej aplikacji!) to jednak nie wszystko - mamy też możliwość wzmocnienia ciemnych kolorów i filtr barw światła, opcję wysokiego kontrastu, a dodatkowo również możliwość optymalizacji aplikacji, gdzie dostosujemy rozdzielczość (czasem domyślnie jakaś aplikacja może nie mieścić się na ekranie), wygląd czcionek, funkcje przycisków głośności. Wszystko to znajduje się w "centrum e-ink", które znaleźć możemy w kilku różnych miejscach, ponieważ - i tu przechodzimy do kolejnej fajnej cechy Palmy - możemy tu sobie dużo skonfigurować po swojemu. 

Palma oferuje nam przycisk wybudzania/włączania z czytnikiem linii papilarnych, przyciski głośności oraz przycisk funkcyjny po lewej stronie urządzenia. Zarówno przyciski głośności, jak i szczególnie przycisk funkcyjny możemy sobie skonfigurować. Możemy przypisać im po 3 funkcje (np. zmiana stron lub odświeżenie ekranu) lub aplikacje - pojedyncze naciśnięcie, podwójne oraz przytrzymanie. 

Androida możemy obsługiwać gestami albo włączyć pasek dolny i tutaj też wszystko możemy sobie ustawić po swojemu, w tym dodać dodatkowe elementy na pasku. Ja mam centrum e-ink oraz odświeżanie. Wszystko to robimy w czytelnym menu, w którym wszystko jest dokładnie opisane po polsku. Mamy też "kulkę nawigacyjną" - pływające menu, gdzie możemy sobie ustawić zarówno jego wygląd jak i poszczególne elementy. 

Palma posiada podświetlenie oraz regulację barwy - możemy sobie zrobić pięknie rzujty ekran, jak taka wola. Ja osobiście nie przepadam za mocno żółtym podświetleniem, więc tylko trzymam kolor na rozsądnym poziomie białości (myślę - oba suwaki na 40%), można też ustawić automatyczną regulację obu lub jednego z tych czynników. I ta funkcja działa super! Przede wszystkim zwykle wyłącza podświetlenie w ogóle, bo ono zupełnie nie jest potrzebne - przy dobrym oświetleniu naturalnym lub sztucznym ekran jest pięknie czytelny bez dodatkowego światła. 

Sama barwa oświetlenia, jest równomierność są ok, ale w porównaniu do Kindle Voyage jednak widać różnicę in minus. Jak to wypada w porównaniu z nowszymi kindlami nie wiem, nie mam porównania, ale słyszałam, że pod tym względem Voyage to najlepszy czytnik Amazonu. Tudno to pokazać na zdjęciu, ale machnęłam kilka fotek. 

Dumam, dumam i chyba o niczym nie zapomniałam - ale możliwe, że i owszem, bo Palma, mimo swojej wyjątkowości na tle innych czytników jest - przynajmniej dla mnie - tym właśnie. Urządzeniem o konkretnej funkcji, które w trakcie korzystania staje się niejako przezroczyste. 


Bateria

Baterie czytników robiły wrażenie jeszcze w czasach, kiedy telefonu nie trzeba było ładować co noc, a teraz już w ogóle trochę trudno w nie uwierzyć. To znaczy, nie w baterie. Te baterie nie mają w sobie nic specjalnego, tylko tylko, że e-ink pobiera prąd tylko, kiedy zmienia stronę, no i - ostatnimi czasy - prąd zjada też podświetlenie. Mimo to wciąż mówimy o tygodniach pracy na jednym ładowaniu. 

Sprawa się komplikuje, kiedy zrzucimy baterii na głowie Androida, dlatego przez zakupem to była jedna z podstawowych rzeczy, jakie sprawdzałam. Miało być w porządku. I jest w porządku. W dodatku Palma dostała na twarz z miejsca duże wyzwanie - zabrałam ją na trzy tygodnie w góry. W tym czasie ładowałam ją raz, po 11 dniach, kiedy miała wciąż ponad 50% baterii (ruszałam w miejsca bez prądu, więc dostała jeść, ale myślę, że nie było to konieczne i pewnie wytrzymałaby może cały wyjazd). Oczywiście miałam wyłączone wifi i bluetooth, dość nisko ustawione podświetlenie (ale naprawdę nie trzeba go dużo) i odpalałam wyłącznie neoreadera. Czytałam jednak dość sporo niemal każdego dnia. Słowem: jak w każdym czytniku baterią nie trzeba się przejmować, prawdopodobnie wciąż jest w porządku. Raz na ruski rok zerkniecie i będzie git. 

Ale dlaczego? Otóż Palma ma brutalne zarządzanie energią, nic tam nie ma prawa działać w tle (poddałam się w kwestii ustawienia zegarka na ekranie głównym xD). Do tego ma fajną opcję wyłączania się całkowicie po określonym czasie nieaktywności (np. 24 lub 48h), więc nie trzeba się przejmować, że bateria padnie, jak akurat czytacie papierowe książki - albo na innym waszym czytniku. Natomiast jeśli będziecie używać jej jak smartfona - sieć, yt, może gierki, włączone wifi, bluetooth, audiobooki (te są podobno wyjątkowo bateriożerne) no to bateria będzie starczała jak w smartfonie. Niemniej dla mnie - zdecydowanie na plus. 


Życie to nie są tęcze i jednorożce...

No dobra, ale czy naprawdę jest tak super? Otóż... jest super, ale nie zawsze tak było i myślę, że to ważne, żeby o tym napisać. Pierwsze kilka godzin z Palmą to była czysta rozpacz. Tak, wynika to zapewne z mojej nienawiści do Androida, ale z drugiej strony, telefony jakoś jednak udawało mi się do tej pory dość szybko pacyfikować. Tutaj, fakt, trochę błąd z mojej strony, bo chciałam sobie zainstalować jakiś bardzo minimalistyczny launcher, żeby to jak najbardziej przypominało czytnik i walka była długa i krwawa, by ostatecznie padło na Nova Launcher, który mam na telefonie, żeby po prostu to cholerne gówno robiło to, czego od niego chcę. 

Domyślny launcher Onyxa ma w sobie za dużo z domyślnego launchera androida, którym nie umiem się posługiwać, więc nie było we mnie entuzjazmu, ale chciałam go wypróbować... niestety tapety mi się nie udało zmienić. I to nie tak, że jestem jakimś wyjątkowym debilem, to podobno wcale nie jest łatwe, ale choć wydawało mi się, że wszystko robię jak trzeba, to jednak się nie udawało. 

Potem przyszła pora na znalezienie aplikacji do czytania i dogranie czcionek. Z czcionkami poszło szybko, gorzej z aplikacjami, o czym pisałam wyżej. Czemu aplikacja "Biblioteka" upiera się na wyświetlanie tylko 6 książek chociaż zmieściłoby się ich pewnie i 12 na jednym ekranie pewnie nie dowiem się nigdy... Tak więc są tu pewne niedociągnięcia, widoczne szczególnie na samym początku użytkowania, na szczęście takie, do których można przywyknąć albo nie musieć się z nimi użerać. Na pewno bardzo pomaga to, jak wiele rzeczy można sobie ustawić po swojemu (przyciski, gesty, paski). Brak tu jednak tego, do czego przyzwyczaił mnie Kindle - dopracowania, skupienia się na tej jednej funkcji, o którą chodzi. I nie twierdzę bynajmniej, że oprogramowanie na Kindlu (przypominam, że mam Voyage, a więc ominęły mnie ostatnie okropne zmiany) jest perfekcyjne (wiele rzeczy kiedyś działało lepiej), ale jednak nie mam tam wrażenia, że coś się rozjechało albo nie działa... na Palmie tej pewności brak, co nie oznacza, że w codziennym użytkowaniu napotykam na jakieś większe problemy - poza oczywiście brakiem normalnej numeracji stron, ale to już kwestia aplikacji a nie samego urządzenia. 


A więc czy polecam? 

Trudne się wylosowało. Nie dlatego że jestem z tego zakupu niezadowolona albo że bym go nie dokonała ponownie. Wręcz przeciwnie. Ale Palma to nie jest urządzenie dla każdego. Odpowiada na zapotrzebowanie pewnego wycinka rynku i podejrzewam że nie jest to wycinek bardzo duży. Takiego Kindla (w normalnym rozmiarze) polecić można i 10 letniej siostrze i stuletniej babci. Tak, czytniki to świetne rozwiązanie dla osób starszych! (w tym wypadku nawet te nowe kindle wielkości lotniskowca) 

Nie uważam też, żeby Palma była dobrym rozwiązaniem na pierwszy czytnik, jej wady (android...) mogą przyćmić zalety epapieru, a zalety samej Palmy tkwią w dużej mierze w byciu alternatywą dla tradycyjnych czytników. 

To właściwie zabawka dla koneserów, dziwaczny gadżet dla tych, którym nie wystarcza normalność. W dodatku gadżet bardzo drogi - 1200zł to jest cena telefonu, nie czytnika. Więc absolutnie nie mogę powiedzieć każdemu, żeby rzucał wszystko i leciał kupować Palmę. *natomiast* jeśli siedzisz w temacie i kusi Cię tak mały czytnik to istnieje duże prawdopodobieństwo, że będziesz zadowolony.


Galeria










Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia