poniedziałek, 2 czerwca 2025

[Rachunek za] Maj 2025

Majówkę spędziłam w Lizbonie, co bardzo wszystkim polecam. Wspaniale wyczilowane miasto, pięknie tam jest a muzea to mi z ręki jadły. Mimo wyjazdu miesiąc rozpoczęłam z przytupem, żeby ostatecznie niewiele z tego wynikło. Przeczytałam zresztą więcej niż tu widać, tylko czytałam rzeczy nieopublikowane...


Książki 

Sztuka pisania i czytania w Babilonie 

Mam mieszane odczucia co do tej książki. Temat jest ciekawy, w kompetencje autora nie wątpię. Problem jednak w tym, że jest to książka z natury swojej polemiczna i ja nie do końca wiem, z czym ten chłop polemizuje. Konkretne informacje pojawiają się tu mimochodem, argumenty są sygnalizowane i szybko zbijane. To nie jest książka o czytaniu i pisaniu w Babilonie tylko o tym, gdzie naukowe status quo się w kwestii pisania i czytania myli. 

Temat jest bardzo ciekawy, ale nie wiem, czy polecam. 


Precursor

Czwarty tom przybysza i jednocześnie początek mojej ulubionej trylogii. Tutaj naprawdę się dzieje. Matka Brena odwala numery, Barb odwala numery, Tobiemu rozpada się życie, Bren ma power tripa, bo od tego, o co się wykłuci z kapitanami zależą losy świata, pojawia się kapitan Sabin... to jest ten moment, w którym seria "Przybysz" naprawdę wskakuje na swoje tory. Są kosmosy, negocjacje, polityka, handel, doskonałe postacie i herbata. Jednocześnie przypominam, że jest to też moment, w którym MAG postanowił przerwać wydawanie serii*, za co jestem mu ostatecznie wdzięczna, bo inaczej pewnie nigdy nie zabrałabym się porządnie za czytanie po angielsku xD "Defender" (tom 5) nie był może pierwszą książką po angielsku jaką przeczytałam, ale pierwszą, która mnie tak wciągnęła, że już nie było odwrotu. 

*tam ogółem chyba były jakieś problemy z prawami autorskimi, w sensie każdy tom miał ktoś inny i jakoś się nie udało dogadać, czy coś, nie pamiętam dokładnie, mogę się kompletnie mylić


Хитрости Локка Ламоры

To jest rzecz, której nie skończyłam i myślę, że dużo jeszcze wody upłynie zanim skończę, ale zabrałam się wreszcie za czytanie "Kłamstw Locke'a Lamory" po rosyjsku. Czytam w tym języku zaledwie 3 razy wolniej niż po polsku, więc to jeden z powodów, dla których moje czytelnicze osiągnięcia w tym miesiącu wołają o pomstę do nieba. Niemniej jestem zadowolona, bo chyba wreszcie znalazłam coś, co wciągnie mnie na tyle, żeby to żółwie tempo mnie nie zniechęciło. 

A sama Camorra, jak to Camorra, zachwycająca od samego początku. Kocham tę książkę teraz, jak kochałam ją dobre 15 lat temu, kiedy czytałam ją po raz pierwszy i wszystkie te razy w międzyczasie, kiedy czytałam ją ponownie. To trzeci język w jakim ją czytam, nic więcej nie powiem. 



Plany

W czerwcu mam dwa spotkania klubu czytelniczego (będzie ten majowy Babilon  i "Koła zębate" Akutagawy), poza tym chciałabym cisnąć Lamorę, dokończyć 2 trylogię Przybysza (i może na tym zakończyć) oraz podokańczać różne rozgrzebane rzeczy, bo mimo czystek mam w aktualnie czytanych dziesięć tytułów. Spadłam trochę pod kreskę jeśli chodzi o moje różne czytelnicze plany (maj był pierwszym w tym roku miesiącem poniżej 1000 stron), więc chciałabym to nadrobić, żeby na koniec miesiąca wyjść na zero. 
Czytaj dalej »

środa, 30 kwietnia 2025

[Rachunek za] Kwiecień 2025

Nie wiem dokładnie jak to się stało, ale kwiecień, mimo tylu okoliczności obciążających, okazał się bardzo korzystny czytelniczo. 


Książki 

"Wyspa snów" nektar = absynt/10

 Kolejna książka na klub czytelniczy PIWu, tym razem z Finlandii. Rzecz trochę trudna do oceny. Śledzimy losy pewnej bardzo dziwnej rodziny, jako uzupełnienie do oficjalnej biografii znanego artysty. Narratorem jest biograf tegoż, który po opublikowaniu pierwszej, ułożonej, ugrzecznionej wersji czuje, że jednak powinien powiedzieć więcej. 

Zaczynamy od dziadka, Samuela, urodzonego jeszcze w XIX wieku i ta część jest zdecydowanie najlepsza. Wieje to trochę Dickensem, dobrze wyważony absurd pozwala nam z zainteresowaniem śledzić losy chłopaczka, który marzy o tym, by pojechać od Afryki i przypadkiem poznanego wynalazcy-oszusta, Jacquesa-Louisa Lenoira. Co tam się odwala, to słów braknie na opisanie, dość, że panowie eksperymentują zarówno z promieniowaniem X, jak i maszynami latającymi.  

Niestety ten przyjemny kawałek nie trwa do samego końca - następnie dostajemy losy rodziców Wernera (trochę, mówiąc profesjonalnie, posrane), a na koniec i jego samego, aż do momentu, kiedy wchodzimy w czas teraźniejszy. Werner jest tragicznie pretensjonalnym dupkiem i zbokiem, ezo-Januszem i ARTYSTOM, którego sztuka i styl życia fascynują narratora. Główna oś fabularna tego wątku to dzieło życia Wernera, megalomańska opera "Enneagram Wernera H. Bergera", swego rodzaju retelling powieści, którą czytamy. 

Wszystko to mgliście oparte jest na "Pierścieniu Nibelunga", aczkolwiek raczej na zasadzie luźnych skojarzeń, nazw, pewnych podobieństw wątków niż jakiejkolwiek próby retellingu. To generalnie miała być powieść o Wagnerze, tylko jakoś tak wydawca kazał autorowi tego Wagnera wyciąć, bo było ponoć drobiazgowo i raczej nudno. Dziwi jednak w tym kontekście pozostawienie dwóch kompletnie od czapy fragmentów o Wagnerze właśnie.   

Nie jest to książka zła, fragmentu humorystyczne ma na najwyższym poziomie i pierwszą część (o Samuelu) czyta się naprawdę świetnie. Problem z tym, że... to właściwie tyle. Powieść dostała prestiżową nagrodę Runeberga za to, jak różni się od typowej literatury fińskiej, co jest prawdą, rzecz w tym, że różni się poprzez doskonałą przynależność do literatury europejskiej (autor sam przyznaje się do fascynacji Mannem), więc wszystko to, co zachwyciło jury jest po prostu dla czytelnika polskiego pewnym standardem. 


"Inheritor"

Trzeci tom pierwszej trylogii "Przybysza". Budowa promu kosmicznego jest na ukończeniu, Jase świruje, a Bren znowu nie wie, o co chodzi. Pamiętałam z poprzednich lektur, że Jase mnie wkurza i to się nie zmieniło, nadal mnie irytuje. Jego sytuacja jest trudna i Bren mu jej nie ułatwia, ale mimo wszystko mój problem nie leży w tym, co Jase czuje, tylko w tym, że radośnie oznajmia to światu w jakiś najbardziej wkurzający sposób. 

W każdym razie - dowiadujemy się dlaczego tak naprawdę Phoenix postanowił wrócić na świat atevich i że nie powodowała nim wielka miłość do porzuconych rodaków... Ponownie zaskoczyło mnie ile tu jest akcji.

Jak i poprzednio dobrze było wrócić do starych przyjaciół, przypomnieć sobie, jak rodziły się pewne znajomości. 


Przypowieść o siewcy 

Jak do tej pory największe rozczarowanie tego roku. Sama jestem w szoku. To nie jest zła książka, po prostu pierwsze moje spotkanie z Butler to było "Blood Child" i oczekiwałam czegoś w tym stylu. "Przypowieść o siewcy" to postapokaliptyczna powieść drogi, której akcja zaczyna się w roku 2024... I dziwnie się to czytało, głównie dlatego, że wizja Butler wcale nie tak bardzo różni się od rzeczywistości. Może nie jest jeszcze aż tak źle, ale wiele rzeczy się sprawdziło i zmierzamy do czegoś podobnego. Zapewne powieść podobałaby mi się bardziej, gdybym miała inne oczekiwania co do autorki, chociaż nie ukrywam, że religijny aspekt spłynął po mnie jak po kaczce i absolutnie mnie to pierdololo nie zainteresowało. 


"Astronomia i księgi. Wokół „De revolutionibus” Mikołaja Kopernika"

Publikacja powstała na okoliczność wystawy o tym samym tytule. Zawiera solidny wygląd prof. Wnuka o historii atlasów nieba. Reszta to katalog, więc opisy bardzo skrótowe, myślę że dałoby się z tego wyciągnąć więcej interesujących treści i dać jednak nieco większe ilustracje. 


"Umierając, żyjemy"

Moje drugie spotkanie z Silverbergiem. Nasz główny bohater to powoli tracący swój dar telepata, dość nędzny człowieczek, któremu nadprzyrodzone umiejętności przysparzały zawsze więcej kłopotów niż radości, chociaż ich utrata jest przerażająca. Taka ta książka, ogółem ok, chociaż za dużo w niej było seksu, można by go w całości wyciąć. 


"Katedra"

Nie jest to najlepsze opowiadanie Dukaja, ale to opowiadanie Dukaja, on rzadko kiedy schodzi poniżej pewnego bardzo wysokiego poziomu a i to raczej w późniejszych tekstach. Mimo to, chyba wciąż (po 20 latach i kolejnej lekturze) nie rozumiem... legendy tego tekstu. On jest bardzo dobry, ale nie *aż tak* dobry.
Tak czy owak dobrze było wrócić do Dukaja, coś czuję że nadchodzi kolejna lektura "Innych pieśni" (to mi tak wydajcie!).

Wydanie ładne. Na oprawie nie poznała się nawet biblioteka, okleiła grzbiet taśmą dwustronna xD w każdym razie, jak szukacie prezentu, to można jak najbardziej.

Swoją drogą, n-te wydanie tego tekstu a na 123 stronie literówka jest, dywizu brakuje; 1632 zamiast 16-32.

Audiobooki 

"Głębia oceanu. Podróże do podwodnego świata" 8/10

Autorka ma pewna tendencje do przesady, ale ogółem jest to ciekawa książka, warta poświęconego czasu. Sprawnie przeplata się tu historią eksploracji głębin oceanów z sytuacją współczesna i doświadczeniami samej autorki. Dobrze zarysowane są tu problemy z ochroną dna morskiego jak skomplikowane relacje naukowców z firmami wydobywczymi - w skrócie tylko rafinerie mają forsę na badanie i te badania odbywają się że świadomością że badany obszar zostanie zniszczony. 

Co do samego audiobooka to sytuacja tragikomiczna - lektor nie wymówił poprawnie żadnego nie-polskiego słowa (w tym nazwisk i nazw miejsc) - kto do tego dopuścił? Czy ten audiobook nie miał redakcji a sam lektor rozumu i godności człowieka? Rozumiem że chłop czyta po polsku i nawet nie musi znać żadnego języka obcego ale wymowę można sprawdzić. Nie idzie mi o to, że chłop ma słaby akcent tylko naprawdę każde słowo jest przekręcone. 


"To był taki dobry chłopak" Tragedia, której można by uniknąć, gdyby debil przeczytał "Zbrodnię i karę"/10

Krótki ale treściwy reportaż o sprawie Kajetana Poznańskiego (znam dwie osoby, które znają jego lub jego najbliższą rodzinę... Poznań to dziura). Autorka skupia się na zrelacjonowaniu życia Poznańskiego, jego zbrodni, ucieczki, pojmania i procesu. 

Brakuje trochę refleksji nad tym wszystkim, ale przyjmuje że nie taki był taki cel autorki. Naprawdę chociażby to wmawianie uczniom Marynki że są elitą narodu wypadałoby jakoś skomentować. 

Co do samego Poznańskiego to jak czytaliście "Zbrodnię i karę" to wyobraźcie sobie takiego Raskolnikowa, którego mamy w domu. Brzydszy, głupszy i do tego grafoman erotoman-chałupnik. Jego motywacja jest dokładnie jak z Dostojewskiego: chciał sobie udowodnić że jest nadczłowiekiem. No debil. 


Seriale 

Z Archiwum X

Tak sobie postanowiłam przypomnieć klasyka... To jedna z tych produkcji, które trudno oceniać przez wzgląd na to, jak bardzo wpłynęły na wszystko, co pojawiło się po nich. I nawet trudno mi ocenić, jaki ten wpływ był, bo ja też jestem, pod wieloma względem, późniejsza... Bo czy on jest tak bardzo, komicznie wręcz, zgodny z ogólnym... Wajbem teorii spiskowych, wiary w kosmitów i ogólnego foliarstwa, czy jednak te rzeczy wyglądają tak jak wyglądają bo tak przedstawia je Archiwum...? Przecież my do diabła mamy w kraju dosłowne Archiwa X jako jednostki policji.

Mam bardzo mieszany stosunek do dialogów w tym serialu. Są straszliwie nienaturalne, zarówno co do warstwy treści (może bardziej stylu) jak I sposobu ich wypowiadania. To jest czasem naprawdę taki Chandler, którego mamy w domu, głównie za sprawą Duchovnego (Anderson nawet z tego co jej dają potrafi zrobić złoto).

Niektóre odcinki kompletnie nie mają sensu xD ot chociażby "3".

Miło spojrzeć na plejade aktorów doskonale znanych z innych seriali, gdzie często grali ważniejsze role (generał z SG-1, rudy dzieciak z Buffy, Caldwell z SG:Atlantis...). 

Czytaj dalej »

wtorek, 1 kwietnia 2025

[Rachunek za] Marzec 2025

 Marzec to miesiąc intensywny. Finałowe mecze Pucharu Sześciu Narodów, Targi Książki w Poznaniu, praca, MiToEdiTo, wizyty znajomych... działo się. 


Książki 

Z czytaniem nie było aż tak źle, wyszło 1160 stron, więc ponad minimum, ale z drugiej strony skończyłam... jedną książkę. Dwie, jeśli liczyć opisywaną w zeszłym miesiącu "Czerwoną Krainę". Poza "Panem prezydentem" (o którym poniżej) czas zajęła mi głównie kolejna książka na klub PIWu - "Wyspa snów" Heikkiego Kanno. O niej będzie w rachunku za kwiecień. Czytałam też i nie skończyłam (przez względ na "Wyspę...", której spora objętość - 520 stron - wymogła na mnie porzucenie innych zainteresowań) "Przypowieść o siewcy" Octavii Butler, o niej też będzie w podsumowaniu kwietnia. Trwam też wciąż w lekturze "Przybysza", ale tom trzeci ("Inheritor") również poszedł w odstawkę na rzecz Kanno. 


"Pan Prezydent" "a piękny był i niecny jak sam Szatan"/10

Wypada powiedzieć na wstępie, że nie wajbuję z literaturą latynoamerykańską i "Pan Prezydent" mojego zdania w tej kwestii nie zmienił radykalnie, ale nie mogę powiedzieć, by nie miał elementów, które mi się podobały. Przede wszystkim to skarbnica po prostu przepięknych zdań. Mam tu pozaznaczanych mnóstwo cytatów, których główną cechę jest nie celność ale po prostu językowe piękno. Tutaj zdecydowanie brawa dla tłumacza, Kacpra Szpyrki. 
A o czym jest ta powieść? O bezsilności. O bezsilności jednostki wobec absurdu machiny dyktatury. Zanurzeni w surrealistycznym, absurdalnym świecie Gwatemali pod rządami tytułowego "Pana Prezydenta" bohaterowie, dobrzy, źli, bogaci, ustawieni i bezdomni, nie są w stanie nic zdziałać. Asturias doskonale pokazuje - znany nam zresztą, jeśli nie z autopsji, to z literatury, szczególnie Rosjanie celują w jego opisie - tragikomizm i wszechmoc totalitarnej dyktatury.  


Gry

Age of Empires II: The Age of Kings Definitive Edition

Naszło mnie tak jakoś na tę grę i ona, cholera, jest tak samo dobra, jak w dzieciństwie, chociaż oczywiście szkoda, że Definitive Edition nie ma wersji z jedynym w swoim rodzaju bazarowym dubbingiem. Mimo to gierka sztos, a w dodatku ta edycja zawiera kampanie o których jako dziecko mogłam sobie tylko pomarzyć. Polecam, zawsze i na wieki wieków amen. 


Targi Książki w Poznaniu 

Jedyna właściwie impreza książkowa, w której regularnie uczestniczę, więc nie mogło mnie zabraknąć i na tej edycji. Zachowano segregację, był osobny wielki pawilon na wydawnictwo niezwykłe i strefę autografów, co myślę było z dużą korzyścią dla wszystkich. Gorzej, że ta segregacja nie była jakaś stuprocentowa (w tym osobnym pawilonie było chyba właśnie tylko Niezwykłe, a nie wszystkie wydawnictwa romansów dla nastolatek) ale myślę że i tak było lepiej niż gorzej. 

Rozmiar tych targów to jednocześnie plus i minus. Plus wiadomo, fajnie, że jest dużo wydawnictw, duża różnorodność, liczę, że odbywa się to z korzyścią tak dla czytelników, jak i dla wydawców. Z pewnością plusem jest to, że - święto lasu - przyjechały znowu wydawnictwa z Krakowa oraz Warszawy, był PIW! Szkoda tylko, ze nie wzięli tych książek, po które do nich poszłam :P W każdym razie, fajnie że było dużo wystawców. Mniej fajnie, że było również bardzo, ale to bardzo dużo ludzi. Strefa spotkań i autografów była tylko dla wybranych, więc tu i ówdzie i tak tworzyły się kolejki. Wentylacja na MTP też się nie wyrabiała, nie było bardzo źle, ale mimo wszystko dość duszno. 

Za największy minus uważam fatalne ustawienie stoisk. Parę lat temu wszystko było ładnie w rzędach, można było obejść wszystkie stoiska wężykiem. W tym roku był jakiś kompletny chaos, tu stoiska w prawo, tam w lewo, jakieś przejścia między nimi, masakra. Jestem przekonana, że coś pominęłam a i tak nadrobiłam drogi. 

Najwięcej wydałam oczywiście na stoisku Vespera - wjechali Silverberg, Tchaikovsky (Czajkowski chłop ma w dowodzie, no ale tak żyjemy) i McCammon. Od PIWu Sterne, od Rebisu inny Silverberg (tzn. ten sam, ale powieść inna), od ArtRage "Król w żółci", a od Media Rodzina "Rowery" Andrzeja Komendzińskiego, z autografem autora. Cztery i pół kilo towaru, z pięć godzin przepychania się w tłumie i na koniec nie dotarłyśmy do strefy komiksu, bo była w innym pawilonie i musiałyśmy biec na finał Turnieju Sześciu Narodów, więc ostatecznie zakup najnowszego tomu Requiem w przedsprzedaży okazał się dobrą decyzją (może nie finansową, ale logistyczną na pewno). 


MiToEdiTo 2025

Chyba pierwsza moja udana tego rodzaju impreza (konkretnie pod redakcję, pierwszy udany "camp" miałam zeszłego lipca z "Nudesami") - zrobiłam naprawdę sporo i systematycznie. Gorzej, że to co sobie wziełam na tapetę jest straszliwie opasłe. Już po pierwszych czystkach wyszło 730 stron, a pewnie coś trzeba będzie dopisać - na szczęście nie zanosi się na duże dopiski. Pewną pracę wykonałam już wcześniej, tj. spisanie konspektu z uwagami. W marcu przyszło mi wyczyścić literówki i opisać sceny. Wahałam się trochę, czy ten drugi element jest konieczny, ale ostatecznie uznałam, że lepiej to zrobić wcześniej niż później (tj. w trakcie prowadzania redakcji albo może wcale) - konspekt w wordzie daje pewien pogląd na to, jak ten tekst naprawdę wygląda, co się gdzie znajduje itd. Po tych wstępnych działaniach i wydrukowaniu tego potwora przyszło do redagowania. Początek tego tekstu już raz był przeze mnie ogarniany i tak się złożyło, że do końca marca nie natrafiłam na żadne duże poprawki. To kwiecień zapowiada się na poważną orkę. No ale co zrobić'? Sama sobie zgotowałam ten los. 



Czytaj dalej »

poniedziałek, 3 marca 2025

[Recenzja] Voices of Hope

"Voices of Hope" is the fifth installment of "Seafort Saga", series I fell in love last year. Nicky Seafort, character constructed around strict and inelastic righteousness soaked in depression that made him unreliable and fascinating narrator, became one of my all-time favorites very quickly. I loved how deeply religious and moral he was - he and a big chunk of the world - how many strict rules made the story and character's struggle so intense. Feintuch put no distance between the reader and narrator so those books were emotionally exhaustive and I don't think I'll ever forget the ending of part four. 
All of those qualities are present in "Voices of Hope", yet this installment differs from first four greatly. First of all we have different set of narrators, some characters we know from previous books (Mista Chang, Robbie Boland), some new. Second, also very important - action takes place in N'Yawk, in trannietown, not on a navy ship or in the academy. This radical change of setting changes the tone of whole story significantly. The plot revolves around two events: deteriorating water situation in trannietown which forces tribes to cooperation and Seafort son, PT, running away from home to find his runaway friend he's convinced fled because of his harsh words (he might be an autistic twelve-year-old, but he is a Seafort to the bone). Since it's Seafort Saga this couldn't end well. Seafort himself is a minor character for the most of the book but it is still interesting to look at him from different perspective, especially since his narration is so unreliable. 
Since two of the narrators are trannies (trannie boy Pook and traytaman Chang) and action takes place mainly in trannietown, we get a lot of trannietalk in here. Personally I love it. I don't think there's such thing as too much of trannietalk (though, as other reviews show, I might be in the minority; consider yourselves warned). I am always fascinated how well made this language is, how simple yet precise and how obvious it becomes after a while. A lot of made-up dialects in fiction is terrible from linguistic perspective, it's hard to talk and think in them because they complicate language while its evolution never goes that way. Not trannietalk. 
Trannies are not reduced to the language, they have a lot more space here than in previous books and Feintuch shows us that while very different from us or Uppies and primitive in many aspects of their lives and culture, they are still human beings capable of complicated thought and deep feelings. In some cases they're more natural and honest than Uppies. Uppies on the other hand think they own da worl' and approach trannies with contempt - and get burned badly in the result. This is book about racism and genocide, about mindless cruelty of people treating other human beings worse than the animals. Even though they're armed only in knives and spears, trannies give a good fight, cleverly using their resources, and rather die than surrender into slavery. In this respect "Voices of Hope" are far more deep and complex book than the previous four. (and what a delight after flat and unconvincing "The Traitor Baru Cormorant")
It was almost a year since I've read first four books. I needed this time to cool down after the "Fisherman's Hope" ending. I think it was also good because "Voices..." are so different. If I've read them directly after previous one, expecting more Nicky, Navy and regulations I think I would be very disappointed because there’s only a tiny bit of it in the end of the novel (and Lord God, how perfectly Seaforty it is! even the hanging is mentioned, my favorite of inappropriate inside jokes). Instead I've got a big load of the familiar world, a lot about trannie culture, and this atmosphere I love. And a bunch of interesting characters (especially Halber). And, what I think might be important for some people because I saw it mentioned in reviews several times, construction of the book is different, we don't get the three-part scheme known from parts 1-4. I don't mind but I saw people do have a problem with it. 
I like this book very much and I think it is a worthy addition to the "Seafort Saga". It is different, though, so if read directly after previous ones it might disappoint - not because it's bad but because it is distinctly different.
Czytaj dalej »

sobota, 1 marca 2025

[Rachunek za] Luty 2025

Zaczęliście kiedyś czytać ponownie dwudziestodwutomową serię... przypadkiem? Pewnie nie, bo nie jesteście mną. Tak, nandiin-ji, zapraszam do rachunku za luty 2025. 


Książki

Wojna Patusiarnia/10

Ile ja mam problemów z tą książką to głowa mała i one wcale nie ograniczają się do tej książki treści, ale może od niej zacznijmy. 

Dostajemy chaotyczny, być może dosłownie gorączkowy opis perypetii rannego w pierwszej wojnie światowej żołnierza, który dochodzi do siebie  (lub odchodzi od zmysłów) w szpitalu gdzieś za linią frontu. Jest to właściwie książka pornograficzna i to z gatunku takich maksymalnie wulgarnych i obrzydliwych. W odbrązowaniu wojennej rzeczywistości posuwa się do obrzucania wszystkiego gównem. Co samo w sobie mi nie przeszkadza i nie mogę powiedzieć, że nie zgadzam się z tezą autora, że wojna to gówniana sprawa, ale... ale chyba właśnie o to chodzi: forma pasuje do treści, zasada decorum zachowana w pełni i... i właśnie dlatego nie ma tu dla mnie nic interesującego. Lubię kontrast. Nawet niech będzie skandal. Ale tu jest po prostu wulgarnie i brzydko o tym, że na wojnie jest wulgarnie i brzydko. Powstaje pytanie: po co? Uważam, że nie powiedziano tu ani nic mądrego ani w żaden odkrywczy sposób. 

natomiast

Chociaż książka mi się nie podobała, raczej nie będzie to końcówka mojej znajomości z Celinem, ponieważ "Wojna" to odnaleziony po latach zaginiony rękopis i bardzo, ale to bardzo widać, że jest to pierwszy szkic tekstu, bez początku, choć być może z zakończeniem. Do stopnia, w którym bohaterom zmieniają się imiona, mówimy o takim poziomie ukończenia tekstu. 

Po drugie redakcja (francuska) powinna spojrzeć sobie w oczy i zastanowić się nad etyczną stroną swoich działań. Jedną rzeczą jest publikowanie niedokończonego tekstu autora, który zmarł kilkadziesiąt lat temu, ale już zupełnie inną dowolne wprowadzanie poprawek, bo uważa się, że "autor ewidentnie omyłkowo to przekreślił" albo poprawianie czasów gramatycznych, kiedy dwie strony później pisze się o tym, że proza autora charakteryzuje się mieszaniem czasów gramatycznych... 

Styl to kolejna rzecz, powiedzmy, problematyczna. Czytałam to w przekładzie polskim, francuskiego nie znam, biogram autora mówi mi jednak, że największym jego osiągnięciem było mieszanie rejestrów, używanie argotu (tutaj jest językoznawcze zamieszanie terminologiczne, bo tego określenia się za bardzo w Polsce nie używa, bardziej mówi się o slangu czy idiolekcie, aczkolwiek to nie do końca jest to samo... tak czy owak chodzi o mowę skrajnie potoczną)... i ja tego w przekładzie polskim nie widze. To znaczy widzę słówka z gwary więziennej i takie tam, ale one jakoś się nie wybijają, nie robią wrażenia w polszczyźnie i zastanawiam się na ile tłumaczka w ogóle mogła coś zrobić, a na ile w polszczyźnie nie funkcjonują po prostu tak skrajnie oddzielne rejestry jak w języku francuskim i tego po prostu nie da się oddać (lub być można należałoby oddać to bardziej składniowo a mniej leksykalnie...? natomiast tu już mi teoria wjeżdża trochę za mocno). 

No co mam powiedzieć? Nie podobało mi się. W podobnej tematyce i z podobnym podejściem mamy znacznie lepsze książki - jest "Na Zachodzie bez zmian", są opowiadania Borowskiego. Lubię tematykę pierwszej wojny światowej, nie potrzebuję opowieści o heroizmie, żeby taka opowieść mi się podobała, ale może faktycznie właśnie dlatego nie potrzebuję, żeby mi ktoś tak naturalistycznie opowiadał o tym, że wojna jest zła, bo ja to wiem. Potrzebuję czegoś więcej, żeby mnie ta opowieść zainteresowała. 


Czerwona kraina 8/10

Krążąc po bibliotece w poszukiwaniu czegokolwiek do czytania - musiałam się z nią przeprosić po tym, jak Legimi się zesrało - i trochę popadając w desperację, bo na boga, nic tam nie ma, poszłam po ratunek do autora, któremu można zawsze zaufać. I Abercrombie, jak zawsze, dowiózł. Uniwersum to samo, nawet pewnych bohaterów spotykamy ponownie (Cosca! <3 ), ale znajdujemy się na pograniczu. Płoszka Południe wraca z miasteczka, gdzie była sprzedać swoje zboże tylko po to, żeby zastać gospodarstwo spalone, parobka zamordowanego, a dwójkę młodszego rodzeństwa - porwaną. Zabiera więc swojego tchórzliwego ojczyma, parę wołów i sporą dawkę wkurwienia na poszukiwania, które zawiodą ją daleko, daleko od domu. 

Dostajemy to co zawsze u tego autora - doskonałą mieszaninę brudnej powagi i absurdalnego humoru, świetne postacie (Cosca tu jest, czego chcieć więcej?), dobrą intrygę. Abercrombie już parę książek temu zyskał moje pełne zaufanie, sięgam po niego, kiedy chcę czegoś co będzie się dobrze i szybko czytać, solidnie zmontowanego. 

Żal tylko, że poza pierwszą trylogią tłumacz jest inny i chociaż nie jest jakoś bardzo zły, to brakuje mi tych wszystkich cymbałów i głąbów... 

Kusi mnie zabranie się za kolejną książkę tego autora, ale chyba zwycięży rozsądek - co zrobię, jak mi sę Abercrombie skończy? Myślę, że następny pojedzie ze mną na urlop. 


Czytaj dalej »

sobota, 1 lutego 2025

[Rachunek za] Styczeń 2025

Nie uwierzycie - to był dziwny miesiąc :D ale tak serio, to był dziwny miesiąc, mianowicie tak się złożyło że tylko w ostatnim tygodniu przepracowałam pełne 5 dni. Tu święto, tam święto, tam jakiś odebrany dzień... I mi wyszły same długie weekendy. Polecam. 

 

Książki

Taipi 8,5/10

Debiutancka powieść Melville'a, która przyniosła mu wielką sławę. Fabularyzowane (nie tylko w formie ale i treści) wspomnienia z pobytu wśród mieszkańców Nuku Hivy. Świetna książka, miejscami przewspaniale zjadliwa, pełna ironii, humoru i zwyczajnej kpiny. Znacznie mniej gęsta niż Moby Dick, dobra na początek z tym autorem, tak myślę. 

Melville, czerpiąc ze swoich osobistych doświadczeń, których mu w życiu nie brakowało, nie tylko opisuje swój pobyt wśród (domniemanych) kanibali, sporo czasu poświęcając ich zwyczajom i stylowi życia, ale również, a może przede wszystkim, krytykuje kolonializm i religię. Można się zakwiczeć ze śmiechu, sporo dowiedzieć (Melville zmyśla przygody Tommo, ale opiera się na prawdziwych badaniach oraz własnych doświadczeniach) a ostatecznie przeczytać bardzo trzeźwą ocenę podłych postępków różnorakich krzewicieli "cywilizacji". Daje to ciekawe spojrzenie na czasy, o których dość czesto opowiada się w raczej jednostronny sposób. To znaczy, oczywiście, że działy się wtedy bardzo złe rzeczy, ale to nie oznacza, że wszyscy je popierali lub brali w nich udział. Nie piszę tego, by kogokolwiek usprawiedliwiać, ale by zaznaczyć, że to te same czasy, w których - lub na bazie doświadczeń których - wiele złych rzeczy zostało ostatecznie ukróconych. Melville w ogóle, nie tylko tutaj, był człowiekiem bezlitośnie krytycznym wobec wielu praktyk szeroko pojętego Zachodu. 

Chociaż książka ta bardzo różni się od Moby Dicka pod względem formalnym (tj. nie zawiera żadnych eksperymentów), już tutaj widać coś, co uważam za najbardziej dla tego autora charakterystyczne: wieloznaczność. Melville nie daje odpowiedzi (lub może daje ich wiele, niekoniecznie zgodnych ze sobą), przedstawia po prostu problemy z różnych stron podkreślając to właśnie, że sytuacja nie jest niejednoznaczna, że można ją różnorodnie interpretować w zależności od punku widzenia i nie twierdzi ani że jeden z tych punktów jest prawidłowy ani że prawidłowe są wszystkie. 

Chociaż pozornie życie w dolinie Taipi wydaje się utopijne, Melville dostrzega jego wady z perspektywy człowieka cywilizacji Zachodniej jednocześnie stawiając pytanie, czy antyintelektualny charakter codzienności Taipisów jest naprawdę taki zły... albo taki dobry. Choć można tę książkę odczytać jako przygodówkę dość złośliwie sobie poczynającą względem współczesnych jej wydarzeń, to myślę, że jest w niej o wiele więcej. 


Czekanie na smoka "co się dzieje"/10

Kiedy zaczęłam czytać tę książkę znalazłam jakąś recenzję, której autor, parafrazując napisał "Ani przez moment nie miałem pojęcia o co w tym chodzi". I rozbawiło mnie to wielce, bo byłam młoda, naiwna i wciąż jeszcze czytałam pierwsze trzy rozdziały. Potem okazało się jednak, że kompletnie pozbawiona sensu przedmowa Scotta Lyncha nie wzięła się znikąd za to autor napotkanej przeze mnie recenzji miał z grubsza rację. Ja osobiście wiedziałam co się dzieje przez te pierwsze trzy rozdziały, które wprowadzają nam bohaterów i świat. Ale potem? Nie mam pojęcia. 

Wiele recenzentów powieści Forda mówi o tym, że przeszkadzał im w lekturze brak znajomości historii Anglii i w tym upatrują problemów ze zrozumieniem, co się tam do diabła dzieje. Otóż nie zgadzam się. Nie zgadzam się ani jako człowiek, ani jako obywatel, ani jako osoba, która pracę magisterką napisała o kreacji świata w historii alternatywnej. Te wszystkie brakujące informacje powinny znaleźć się w tej książce, bo to jedno mieć jakieś pojęcie o Ryszardzie III a inne żeby odnaleźć się w świecie historii alternatywnej, gdzie naprawdę dużo się pozmieniało (w tym kontekście zresztą absurdem jest to, jak mało zmienia się historia Ryszarda). A to wszystko to i tak jest pikuś, kiedy weźmie się pod uwagę to jak ta fabuła po prostu nie ma najmniejszego sensu czy się kuma zmiany poczynione przez autora, czy nie. Ta książka jest napisana w taki sposób, że równie dobrze mogłaby być w innym języku, języku, którego kompletnie nie znam. Bohaterowie robią różne rzeczy i nie tylko nie wiadomo dlaczego, ale często nie wiadomo co właściwie się dzieje. 

Dlatego trudno jest mi nawet jakoś zarysować fabułę, czy nawet w jednym zdaniu wspomnieć o konstrukcji świata, bo najwięcej na jego temat można się dowiedzieć z posłowia autora, gdzie łaskawie wspomina nam to i owo. A i to nie wyjaśnia, o co właściwie chodziło w fabule przez większość czasu. 

Nie polecam. 


Diaspora 7/10

Moje drugie spotkanie z Eganem. Potrzebowałam tego. Potrzebowałam twardej SF. Za mało ostatnio czytam fantastyki i to takiej solidnie odlecianej, dlatego "Diaspora" podpasowała mi bardzo. Moje zdanie na temat Egana, wyrobione dawno temu lekturą "Kwarantanny" pozostaje w mocy: to gość, który ma absolutnie rewelacyjne pomysły, ale niestety nie jest zbyt dobrym powieściopisarzem. Zupełnie serio myślę, że wszystkim nam było wygodniej, gdyby pisał po prostu książki popularno-naukowe (albo zgoła naukowe) na temat swoich pomysłów i nie bawił się w dorabianie im fabuły, która właściwie jest tylko pretekstem do tego, żeby bohaterowie rozmawiali sobie o zmyślonej fizyce. 

Popytałam jednak i podobno opowiadania Egana znacznie mniej cierpią na tę przypadłość, jestem więc bardzo ciekawa. Obawiam się tylko, że żaden ze zbiorów nie został przetłumaczony na polski, no ale cóż, trzeba będzie po prostu po angielsku. 


Filmy:

Zemsta Pingwina 9/10

Uwielbiam animacje studia Aardman, co tu kryć, nie jestem pod tym względem oryginalna. Do nowego Wallace'a i Grommita dobiegłam więc jak polityk do koryta. I było warto. Film jest świetny, doskonale nawiązuje do klasyki kina, daje nam gromadkę świetnych postaci, jest gdzie trzeba bawet dość niepokojący a stworzenie tak straszliwej postaci jak Feathers McGraw z plasteliny zasługuje na jakieś osobne wyróżnienie. 

Film jest na netflixie, więc jeśli jeszcze macie subskrypcję, to lećcie oglądać. 


Gry 

Astral Ascent 

Wciągnęłam się. Podoba mi się klimat taki trochę rodem z anime (w dobrym sensie), podoba mi się wiele elementów gameplayu. Wieje to mocno Hadesem ale w najlepszym sensie. Jedno co, że jest to gra znacznie od Hadesa łatwiejsza, niemniej rekompensuje to satysfakcjonującym zabijaniem mobków. Czy to jest najgłębsza, najlepsza, najmądrzejsza gra świata? Nie, ale nie mam wrażenia, że próbuje taka być. Nie jest też tak nastawiona na humor, jak inna gra tych samych twórców - Dead Cells. Jak pisałam jednak, jest tu wiele rozwiązań bliższych w duchu Hadesowi niż tej właśnie grze. 

Mamy kilkoro bohaterów do wyboru, każdy wymusza nieco inny styl gry, do tego kilka rodzajów wzmocnień, co pozwala na pewną zabawę buildem w każdym runie, dodatkowe efekty, dwa rodzaje wsparcia od innych postaci, fabułę, która swoją logiką trzyma się blisko klimatów anime. 


Z rzeczy innych, to ostatniego dnia miesiąca zaczął się Turniej Sześciu Narodów, czyli półtora miesiąca rugby. Jest to jedna z niewielu imprez w tym sporcie, który można dość łatwo obejrzeć (pozostałe zawody są niestety często poukrywane za paywallami - i nie przeszkadzałoby mi zapłacenie za transmisję, gdyby nie to, że ceny są kosmiczne), więc jaram się bardzo. 

Plany czytelnicze obejmują w tym momencie właściwie wyłącznie klub czytelniczy PIWu oraz w dalszej perspektywie Targi Książki. Ponieważ Legimi posysa zrobię tam sobie jaki-taki przegląd, co jeszcze zostało i na podstawie tego zdecyduję, kiedy zrezygnować z subskrypcji, bo że to zrobię to pewnik. Przeprosiłam się z Biblioteką Raczyńskich, ale powiem wam, że nie jest łatwo, bo przez te parę lat, jak tam nie zaglądałam zadziało się tak źle, jak słyszałam plotki. Praktycznie nie ma żadnych starych książek (np. Bunscha... serio) tak samo jak większości... nowszych. Nie wiem, co oni tam kupują, ale praktycznie nic, co mnie interesuje a stare chyba wywalają na śmietnik. Nie polecam. 

Czytaj dalej »

sobota, 4 stycznia 2025

[Rachunek za] Rok 2024 - seriale, gry i muzyka

 Podsumowania książkowe są tutaj, filmowe tutaj


Nie robiłam wcześniej podsumowań ilościowych w tym temacie, więc nie wiem, jak się to ma do lat ubiegłych, ale wydaje mi się, że nie oglądałam w tym roku zbyt dużo serial. Na 14 tytułów, połowa to dokumenty, druga seriale fabularne. 


Dokumenty

Spośród dokumentów na wyróżnienie zasługują:

Bad Surgeon, Farma Clarksona, Six Nations, Będziesz następna

Nie będę przyznawała nagrody dla najlepszego serialu, chociaż skłaniam się ku Farmie Clarksona, bo to rzecz, która - wbrew pozorom - robi bardzo dużo dobrego. Sytuacja rolników w Europie jest zła i Clarkson bardzo sprawnie pokazuje jak bardzo, dlaczego i jak trudno jest cokolwiek zrobić. Six Nations jest doskonale zrobiony, fajnie dobrani bohaterowie. Trochę brakowało mi więcej rugby, ale jaram się na nowy sezon. Pozostałe dwa to true crime. Pierwszy - Bad Surgeon - o lekarzu oszuście, bardzo ciekawy. Będziesz następna to polski dokument o gwałcicielu z Wrocławia. Mocna rzecz. Żaden z nich jednak nie ociera się o jakość dokumentów w rodzaju The Keepers czy Wild, Wild Country

Poza tym widziałam jeszcze bardzo solidne Tajemnice polskich morderstw, fascynujące Escaping Twin Flames (to jest poziom absurdu mierzący w stronę Tiger King) i taki sobie American Nightmare. Jest też prawdopodobieństwo, że widziałam jakieś inne trukrajmy, tylko ich nie napisałam - nie pamiętam, kiedy oglądałam Crime Scene: New York (i chyba jeszcze jeden tego typu z innego miasta) czy ten netflixowy o Małej Madzi (dobry, tak swoją drogą).

W 2025 będzie ich mniej, szczególnie takich przypadkowych trukrajmów odpalanych do obiadu, bo zrezygnowałam z netflixa. 


Fabularne

Tutaj jednak przyznam nagrody, ponieważ poziom był jednocześnie wyższy i niższy niż w przypadku dokumentów. 

Na plus:

Shogun, Tulsa King sezon 1, Mask Girl

Rok rozpoczęłam ponownym seansem Mask Girl i... to nie jest tak, że ten serial okazał się gorszy przy ponownym oglądaniu, ale on po prostu się nie nadaje do oglądania ponownie, bo opiera się na niewiarygodnej narracji. Niemniej jest to świetny serial, by nie powiedzieć doskonały. Tulsa King mnie absolutnie zachwycił, to jest dokładnie to, czego mi w życiu było potrzeba, serial jak napisany specjalnie dla mnie, w którym Stallone może pokazać wszystkie swoje umiejętności. No ale zwycięzca może być tylko jeden prawda? Nie będę oryginalna, Shogun podobał mi się szalenie. Nie jestem wobec tego serialu bezkrytyczna (ten angielski zamiast portugalskiego...), ale jest zrobiony świetnie. Natomiast wygrywa z Mask Girl właściwie wyłącznie tematem i powagą. 

Na uwagę zasługują też Briganti, serial kosmicznie durny ale z wizualnymi ambicjami. 

Nagroda specjalna za najlepszy opening

Tu kandydatów jest dwóch: Tulsa King i Mask Girl. Wygrywa Mask Girl, ale Tulsa King depcze jej po piętach. No ale spójrzcie na to cudo. 

A Tulsa King


Nicpan serialowy

Kandydatów jest dwoje:


Pozorna miłość zdołała mnie wkurzyć i zawieść, chociaż odpaliłam ją dla beki i spodziewałam się szrotu. Tu jakieś wyróżnienie za odsetek nieskończonych wątków się należy. Mimo to jednak jest to serial dość sprawnie zrobiony technicznie i póki wciąż sugerował, że jest o czymś to nawet był wciągający. Trudno jednak naleźć jakiekolwiek zalety w Hazbin Hotel. Skrótowy, debilny, zamiast rozwoju postaci mam co chwila piosenki, których nie sposób odróżnić jedna od drugiej. Tu był potencjał i Helluva Boss pokazuje, że autorka potrafi ten potencjał wykorzystać. Hazbin Hotel to jednak był zdecydowanie Nicpan 2024. 



Nie grałam dużo w 2024, ale bądźmy szczerzy, ja generalnie dużo nie gram. Zebrało się tego oszałamiające sześć tytułów. Na minus właściwie tylko Hollow Knight, ale to dlatego, że do mnie kompletnie nie przemawia ten klimat, sama gra jest zupełnie ok. Był to jednocześnie jeden z trzech nowych tytułów, w które zagrałam w tym roku (nowych dla mnie oczywiście), poza tym zapoznałam się z Blasphemous 2, który może trochę stracił na klimacie jedynki, ale dał mi wiele radości i bardzo polecam oraz moja najnowsza fascynacja Astral Ascent, który był bodaj za darmo (albo za grosze) na gogu - to rouglite od twórców Dead Cells, ale klimatem i rozgrywką jest bliżej anime i Hadesa. Vampire Survivors, wiadomo, wielka wieczna miłość. 



Muzycznie działo się może nieco więcej niż w grach, ale też nie jakoś bardzo wiele. 

Wydarzenia

Mieliśmy zaskakująco dobrą muzycznie Eurowizję (Estonia, Chorwacja, Finlandia, Austria, Litwa), która utonęła w kontrowersjach i skandalach paskudnych nawet jak na ten konkurs (dopuszczenie Izraela, dyskwalifikacja Holandii).

Poza tym wybrałam się na dwa koncerty, związane zresztą z tym festiwalem: Bambie Thug i Kääriję. Bambie nieco zawiodła, chociaż głównie problemem była publiczność, trochę z przypadku, chyba nie do końca w klimacie, nieznająca utworów. Käärijä za to dużo lepszy, ale też publiczność mnie zaskoczyła - znali słowa, byli dobrze przygotowani. I przede wszystkim aranżacja koncertowe podobały mi się dużo bardziej od studyjnych: są cięższe, dynamiczniejsze. 


Albumy

W 2024 wyszły dwie interesujące mnie płyty: Wake Up The Wicked XII A gyönyörű álmok ezután jönnek


Nowy Powerwolf mnie zawiódł. To jest więcej tego samego ale chyba dotarliśmy do ściany. Większość tych utworów brzmi jakbym już gdzieś je słyszała - u tego samego zespołu na wcześniejszych płytach. Tak jak Call of the Wild dodawał nieco absurdalnego, tanecznego sznytu, tak tutaj nie ma nic nowego, nic ciekawego. Przesłuchałam to raz po zakupie i potem długo nawet nie pamiętałam, żeby wrzucić na telefon... ot, taka to była płyta. Nie jest zła. Jest nijaka i wtórna i to chyba jest najgorsze, bo zdanie co do złej płyty można ewentualnie zmienić, o tej trudno pamiętać. 

Thy Catafalque za to... Tomek nigdy nie zawodzi. Nawet poprzednia płyta, która jakoś mi się osobiście nie podobała była świetna w swoim gatunku. A to, to jest wszystko to, co kocham w Thy Catflaque. Gitary, elektronika, świetne wokale (skąd on bierze te kobiety). A przy tym jest to tak różnorodne i unikatowe, że można słuchać w kółko. Cały album jest do odsłuchania na kanale wydawcy:

(Jak wam się pierwszy utwór nie spodoba, to przeklikajcie pozostałe, bo to Thy Catafalque, tutaj każdy kawałek jest zupełnie inny)


Ufff, to tyle, jeśli chodzi o podsumowania. Trochę się tego zebrało, cieszę się że się zdecydowałam je podzielić na kawałki. Teraz jeszcze tylko bym chciała to ubrać w jakieś formy instagramowe, ranyboskie. 

Czytaj dalej »

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia