Nie uwierzycie - to był dziwny miesiąc :D ale tak serio, to był dziwny miesiąc, mianowicie tak się złożyło że tylko w ostatnim tygodniu przepracowałam pełne 5 dni. Tu święto, tam święto, tam jakiś odebrany dzień... I mi wyszły same długie weekendy. Polecam.
Książki
Taipi 8,5/10
Debiutancka powieść Melville'a, która przyniosła mu wielką sławę. Fabularyzowane (nie tylko w formie ale i treści) wspomnienia z pobytu wśród mieszkańców Nuku Hivy. Świetna książka, miejscami przewspaniale zjadliwa, pełna ironii, humoru i zwyczajnej kpiny. Znacznie mniej gęsta niż Moby Dick, dobra na początek z tym autorem, tak myślę.
Melville, czerpiąc ze swoich osobistych doświadczeń, których mu w życiu nie brakowało, nie tylko opisuje swój pobyt wśród (domniemanych) kanibali, sporo czasu poświęcając ich zwyczajom i stylowi życia, ale również, a może przede wszystkim, krytykuje kolonializm i religię. Można się zakwiczeć ze śmiechu, sporo dowiedzieć (Melville zmyśla przygody Tommo, ale opiera się na prawdziwych badaniach oraz własnych doświadczeniach) a ostatecznie przeczytać bardzo trzeźwą ocenę podłych postępków różnorakich krzewicieli "cywilizacji". Daje to ciekawe spojrzenie na czasy, o których dość czesto opowiada się w raczej jednostronny sposób. To znaczy, oczywiście, że działy się wtedy bardzo złe rzeczy, ale to nie oznacza, że wszyscy je popierali lub brali w nich udział. Nie piszę tego, by kogokolwiek usprawiedliwiać, ale by zaznaczyć, że to te same czasy, w których - lub na bazie doświadczeń których - wiele złych rzeczy zostało ostatecznie ukróconych. Melville w ogóle, nie tylko tutaj, był człowiekiem bezlitośnie krytycznym wobec wielu praktyk szeroko pojętego Zachodu.
Chociaż książka ta bardzo różni się od Moby Dicka pod względem formalnym (tj. nie zawiera żadnych eksperymentów), już tutaj widać coś, co uważam za najbardziej dla tego autora charakterystyczne: wieloznaczność. Melville nie daje odpowiedzi (lub może daje ich wiele, niekoniecznie zgodnych ze sobą), przedstawia po prostu problemy z różnych stron podkreślając to właśnie, że sytuacja nie jest niejednoznaczna, że można ją różnorodnie interpretować w zależności od punku widzenia i nie twierdzi ani że jeden z tych punktów jest prawidłowy ani że prawidłowe są wszystkie.
Chociaż pozornie życie w dolinie Taipi wydaje się utopijne, Melville dostrzega jego wady z perspektywy człowieka cywilizacji Zachodniej jednocześnie stawiając pytanie, czy antyintelektualny charakter codzienności Taipisów jest naprawdę taki zły... albo taki dobry. Choć można tę książkę odczytać jako przygodówkę dość złośliwie sobie poczynającą względem współczesnych jej wydarzeń, to myślę, że jest w niej o wiele więcej.
Czekanie na smoka "co się dzieje"/10
Kiedy zaczęłam czytać tę książkę znalazłam jakąś recenzję, której autor, parafrazując napisał "Ani przez moment nie miałem pojęcia o co w tym chodzi". I rozbawiło mnie to wielce, bo byłam młoda, naiwna i wciąż jeszcze czytałam pierwsze trzy rozdziały. Potem okazało się jednak, że kompletnie pozbawiona sensu przedmowa Scotta Lyncha nie wzięła się znikąd za to autor napotkanej przeze mnie recenzji miał z grubsza rację. Ja osobiście wiedziałam co się dzieje przez te pierwsze trzy rozdziały, które wprowadzają nam bohaterów i świat. Ale potem? Nie mam pojęcia.
Wiele recenzentów powieści Forda mówi o tym, że przeszkadzał im w lekturze brak znajomości historii Anglii i w tym upatrują problemów ze zrozumieniem, co się tam do diabła dzieje. Otóż nie zgadzam się. Nie zgadzam się ani jako człowiek, ani jako obywatel, ani jako osoba, która pracę magisterką napisała o kreacji świata w historii alternatywnej. Te wszystkie brakujące informacje powinny znaleźć się w tej książce, bo to jedno mieć jakieś pojęcie o Ryszardzie III a inne żeby odnaleźć się w świecie historii alternatywnej, gdzie naprawdę dużo się pozmieniało (w tym kontekście zresztą absurdem jest to, jak mało zmienia się historia Ryszarda). A to wszystko to i tak jest pikuś, kiedy weźmie się pod uwagę to jak ta fabuła po prostu nie ma najmniejszego sensu czy się kuma zmiany poczynione przez autora, czy nie. Ta książka jest napisana w taki sposób, że równie dobrze mogłaby być w innym języku, języku, którego kompletnie nie znam. Bohaterowie robią różne rzeczy i nie tylko nie wiadomo dlaczego, ale często nie wiadomo co właściwie się dzieje.
Dlatego trudno jest mi nawet jakoś zarysować fabułę, czy nawet w jednym zdaniu wspomnieć o konstrukcji świata, bo najwięcej na jego temat można się dowiedzieć z posłowia autora, gdzie łaskawie wspomina nam to i owo. A i to nie wyjaśnia, o co właściwie chodziło w fabule przez większość czasu.
Nie polecam.
Diaspora 7/10
Moje drugie spotkanie z Eganem. Potrzebowałam tego. Potrzebowałam twardej SF. Za mało ostatnio czytam fantastyki i to takiej solidnie odlecianej, dlatego "Diaspora" podpasowała mi bardzo. Moje zdanie na temat Egana, wyrobione dawno temu lekturą "Kwarantanny" pozostaje w mocy: to gość, który ma absolutnie rewelacyjne pomysły, ale niestety nie jest zbyt dobrym powieściopisarzem. Zupełnie serio myślę, że wszystkim nam było wygodniej, gdyby pisał po prostu książki popularno-naukowe (albo zgoła naukowe) na temat swoich pomysłów i nie bawił się w dorabianie im fabuły, która właściwie jest tylko pretekstem do tego, żeby bohaterowie rozmawiali sobie o zmyślonej fizyce.
Popytałam jednak i podobno opowiadania Egana znacznie mniej cierpią na tę przypadłość, jestem więc bardzo ciekawa. Obawiam się tylko, że żaden ze zbiorów nie został przetłumaczony na polski, no ale cóż, trzeba będzie po prostu po angielsku.
Filmy:
Zemsta Pingwina 9/10
Uwielbiam animacje studia Aardman, co tu kryć, nie jestem pod tym względem oryginalna. Do nowego Wallace'a i Grommita dobiegłam więc jak polityk do koryta. I było warto. Film jest świetny, doskonale nawiązuje do klasyki kina, daje nam gromadkę świetnych postaci, jest gdzie trzeba bawet dość niepokojący a stworzenie tak straszliwej postaci jak Feathers McGraw z plasteliny zasługuje na jakieś osobne wyróżnienie.
Film jest na netflixie, więc jeśli jeszcze macie subskrypcję, to lećcie oglądać.
Gry
Astral Ascent
Wciągnęłam się. Podoba mi się klimat taki trochę rodem z anime (w dobrym sensie), podoba mi się wiele elementów gameplayu. Wieje to mocno Hadesem ale w najlepszym sensie. Jedno co, że jest to gra znacznie od Hadesa łatwiejsza, niemniej rekompensuje to satysfakcjonującym zabijaniem mobków. Czy to jest najgłębsza, najlepsza, najmądrzejsza gra świata? Nie, ale nie mam wrażenia, że próbuje taka być. Nie jest też tak nastawiona na humor, jak inna gra tych samych twórców - Dead Cells. Jak pisałam jednak, jest tu wiele rozwiązań bliższych w duchu Hadesowi niż tej właśnie grze.
Mamy kilkoro bohaterów do wyboru, każdy wymusza nieco inny styl gry, do tego kilka rodzajów wzmocnień, co pozwala na pewną zabawę buildem w każdym runie, dodatkowe efekty, dwa rodzaje wsparcia od innych postaci, fabułę, która swoją logiką trzyma się blisko klimatów anime.
Z rzeczy innych, to ostatniego dnia miesiąca zaczął się Turniej Sześciu Narodów, czyli półtora miesiąca rugby. Jest to jedna z niewielu imprez w tym sporcie, który można dość łatwo obejrzeć (pozostałe zawody są niestety często poukrywane za paywallami - i nie przeszkadzałoby mi zapłacenie za transmisję, gdyby nie to, że ceny są kosmiczne), więc jaram się bardzo.
Plany czytelnicze obejmują w tym momencie właściwie wyłącznie klub czytelniczy PIWu oraz w dalszej perspektywie Targi Książki. Ponieważ Legimi posysa zrobię tam sobie jaki-taki przegląd, co jeszcze zostało i na podstawie tego zdecyduję, kiedy zrezygnować z subskrypcji, bo że to zrobię to pewnik. Przeprosiłam się z Biblioteką Raczyńskich, ale powiem wam, że nie jest łatwo, bo przez te parę lat, jak tam nie zaglądałam zadziało się tak źle, jak słyszałam plotki. Praktycznie nie ma żadnych starych książek (np. Bunscha... serio) tak samo jak większości... nowszych. Nie wiem, co oni tam kupują, ale praktycznie nic, co mnie interesuje a stare chyba wywalają na śmietnik. Nie polecam.